Uncategorized

W poszukiwaniu nowego Meksyku

Meksyk tkwi w trwającym ponad sto lat letargu, a jego przyczyny sięgają głęboko do historii tego kraju. Wśród ekonomistów i polityków nie ma zgody, jak wzmocnić strukturalnie gospodarkę meksykańską.

Były ambasador USA w Niemczech John Kornblum na pewno dołożył swoje ziarenko piasku w obalenie Muru Berlińskiego. To on był autorem słynnego przemówienia prezydenta Ronalda Reagana w Berlinie Zachodnim w 1987 r., w którym to pojawił się apel do Michaiła Gorbaczowa o zburzenie tego muru.

Sam John Kornblum zwykł później oprowadzać swoich rodaków po Niemczech, gdy już nie było muru. Mającym problemy z odnalezieniem się w realiach europejskich swoim rodakom musiał często tłumaczyć skalę wyzwania z jakim musieli się zmierzyć Niemcy, wchłaniając byłą NRD. Podawanie samych cyfr czy wszelkie próby wyjaśniania specyfiki byłej NRD nic nie pomagały. Dopiero przytoczenie przez Johna Kornbluma wręcz abstrakcyjnego scenariusza wchłonięcia Meksyku przez USA przynosiło oczekiwany rezultat w postaci ogarnięcia skali wyzwania.

Mój dom murem podzielony

Zarówno przez USA, jak i Niemcy Zachodnie biegła linia wyznaczająca granicę między dwoma innymi światami. Oczywiście po upadku Muru Berlińskiego i po zjednoczeniu państw niemieckich zniknęła granica polityczna. Dużo większe problemy pojawiły się z niwelacją różnic gospodarczych.

Oczywiście, doszukując się analogii między dwoma przypadkami, należy pamiętać o tym, że w przypadku Niemiec mówimy o jednej nacji podzielonej na skutek między innymi Zimnej Wojny. Rzeka Rio Grande dzieli jednak dwie różne nacje, choć można stosunkowo łatwo wykazać, że wielu mieszkańców zarówno na jednym, jak i jej drugim brzegu więcej łączy niż dzieli. Niemniej, to są dwa inne państwa, dwa inne narody i co nie pozostaje bez znaczenie, dwie inne kultury.

Dlatego właśnie, Amerykanie najprawdopodobniej nigdy nie zdecydują się na taką hojność, jaką Niemcy Zachodni pokazali swoim wschodnim braciom. Zresztą nadal pozostaje pytanie otwarte, czy strategia, obrana przez kanclerza Helmuta Kohla, zniesienia granicy ekonomicznej (za sprawą wprowadzenia marki niemieckiej na terytorium byłej NRD) była słuszna. Tym bardziej, że przyczyniła się ona de facto do wyludnienia wschodnich landów. Helmut Kohl nie miał jednak wyboru. Jego nowi wschodni rodacy oświadczyli mu wprost, że jeśli marka niemiecka nie przyjedzie do nich, to oni pójdą w kierunku marki zachodniej.

Meksyk stał się do pewnego stopnia częścią amerykańskiej gospodarki.

Za sprawą swojego międzynarodowego statusu, amerykański dolar de facto nigdy nie musiał przekraczać rzeki Rio Grande. W portfelach i na kontach wielu mieszkańców Meksyku był on niemal od zarania. Nigdy jednak nie było mowy o jakiejkolwiek unii walutowej. Kojarzące się niemal zawsze z dewaluacją peso meksykańskie było i jest symbolem dumy narodowej. Dlatego porównanie ambasadora Johna Kornbluma pozostanie chyba tylko porównaniem. Niemniej w niemal 30 lat od zjednoczenia Niemiec, można odnieść wrażenie, że i Meksyk stał się do pewnego stopnia częścią USA, przynajmniej częścią amerykańskiej gospodarki. Czy zatem porównanie Johna Kornbluma jednak zmaterializowało się?

Pozorna stabilizacja

Niemal każdy rezydent Białego Domu w Waszyngtonie wiedział, że intensywność raczej jednostronnego ruchu granicznego na rzece Rio Grande jest uzależniona od kondycji gospodarki meksykańskiej. Amerykanie jednak dążyli konsekwentnie do tego, aby Meksyk stał się stosunkowo tanim w utrzymaniu zapleczem gospodarczym USA i jak zawsze na swoim postawili.

Układ był jasny i upraszczając, można go opisać w następujący sposób: w zamian za dostęp do taniej siły roboczej, Meksyk nie może popaść w skrajne kłopoty gospodarcze np. na modłę wenezuelską czy argentyńską. Taki scenariusz mógłby przecież zaszkodzić amerykańskim koncernom działającym w Meksyku.

Rodzi się jednak pytanie, kto jest prawdziwym beneficjentem takiej dość pozornej stabilizacji? Na pewno nie Meksyk. Dlatego sami Meksykanie podchodzą do eskalacji napięć ze swoim północnym sąsiadem z dużym spokojem, a nawet ze świadomością, że coś się właśnie kończy i czas zacząć coś nowego. Czy Meksykanie mają prawo tęsknić za odchodzącym w przeszłość status quo?

Porozumienie nie daje nadziei

Chcąc lepiej zilustrować dramat gospodarki meksykańskiej wystarczy popatrzeć na jej bilans płatniczy. Z większością krajów obroty Meksyku wykazują ujemne saldo. Wyjątkiem są sygnatariusze NAFTA, a w przypadku USA, Meksyk odnotowuje drugą – największą po ChRL (w ujęciu nominalnym) – nadwyżkę, która wykazuje cały czas tendencję rosnącą. Oczywiście za tymi nadwyżkami kryją się koncerny północnoamerykańskie, których zyski trafiają jednak na północ od rzeki Rio Grande. Co gorsze, urzędujące na swym zapleczu gospodarczym firmy w ogóle nie dzielą się z tubylcami swoim know-how. Czy ktoś słyszał o jakimś poważnym przedsięwzięciu z udziałem firm z USA i Meksyku? Dlatego wielu ekonomistów meksykańskich uważa, że porozumienie TLC było źle zaprojektowane. Nie wiążą oni jednak żadnych nadziei z obecnymi próbami zreformowania omawianego porozumienia.

W ostatnich 30 latach tempo wzrostu gospodarczego w Meksyku wynosiło ok. 2,5 proc. rocznie.

Co gorsze, scheda po ponad 30-letnim okresie dominacji nurtu neoliberalnego prezentuje się naprawdę mizernie. W ostatnich trzech dekadach tempo wzrostu gospodarczego w Meksyku kształtowało się na poziomie ok. 2,5 proc. Może dlatego udział gospodarki meksykańskiej w światowym PKB wynosi zaledwie 1,4 proc., a 30 lat temu wynosił on 2,7 proc. Jeszcze w 1990 r. PKB per capita (mierzone kursem rynkowym) było niemal 10-krotnie wyższe niż w Chinach. W 2018 r. omawiany wskaźnik dla obu krajów prawie się wyrównał.

Tego rodzaju statystyki zmuszają do głębokiej refleksji. Co poszło nie tak? Czy można winić tylko nurt neoliberalny za fiasko ostatnich 30 lat? Oczywiście, że nie.

Sto lat letargu

Druga co do wielkości gospodarka Ameryki Łacińskiej tkwi w trwającym ponad sto lat letargu, a jego przyczyny sięgają głęboko do historii tego kraju. Niektórzy posuwają się tak daleko i twierdzą, że do dzisiaj Meksyk nie wyzbył się elementów feudalizmu w swojej gospodarce. Może jest w tym sporo przesady, nie zmienia to faktu, że gospodarka ma problemy z dostosowaniem się do wymogów rynku.

Wielu wskazuje na bardzo niski poziom szkolnictwa. Aż wierzyć się nie chce, że pierwszy uniwersytet w tym kraju powstał już w 1551 r., a więc ponad 80 lat wcześniej niż amerykański Harvard. Czy ktoś słyszał jednak o La Real y Pontificia Universidad de México ?

Trwające 300 lat związki z tracącą coraz bardziej na znaczeniu na arenie międzynarodowej Hiszpanią też uczyniły swoje. Tak jak tłumaczy pisarz i publicysta Francisco Martin Moreno, Meksyk niewiele się nauczył (w przeciwieństwie do 13 kolonii tworzących zalążek dzisiejszych USA) od kraju, który go pierwotnie skolonizował.

Meksykiem rządził król Hiszpanii w sposób absolutny, kierując się często jedynie swoimi własnymi racjami. Dlatego pojęcie konsultacji decyzji politycznych z szeroko rozumianym otoczeniem było pojęciem czysto abstrakcyjnym. Tym samym Meksyk uczył się demokracji od podstaw, a nauka przebiegała w sposób bardzo oporny.

Wystarczy powiedzieć, że w okresie od 1820 r. do 1856 r. krajem tym rządziło 36 prezydentów. Jeden z nich (Santa Anna) przynajmniej dziesięciokrotnie tracił, a następnie odzyskiwał władzę. W takich warunkach trudno było budować państwo prawa, a przecież historia tego kraju wcale nie ustabilizowała się po 1856 r. Kraj był targany wojnami domowymi, interwencjami z zewnątrz, no i oczywiście słynnymi ruchami rewolucyjnymi. Nie bez znaczenie była silna pozycja kleru, który wręcz rozdawał karty na scenie politycznej i w efekcie monopolizował władzę w wielu sferach życia codziennego (finanse, szkolnictwo, a nawet i rolnictwo).

Wymienić na nowszy model

Stosunkowo dobry okres nastąpił dla Meksyku po zakończeniu drugiej wojny światowej. Były to zwłaszcza lata pięćdziesiąte i sześćdziesiąte. Lata siedemdziesiąte też do najgorszych nie należały, ale zbyt ekspansywna polityka fiskalna była zarzewiem kłopotów gospodarczych, które w efekcie w 1982 r. doprowadziły do wybuchu kryzysu zadłużeniowego.

Zdaniem niektórych meksykańskich ekonomistów, czas odejść od neoliberalnej polityki gospodarczej.

Od czasu wybuchu tego kryzysu niemal wszystko się zmieniło. Meksyk stał się jednym z pionierów wprowadzania konsensusu waszyngtońskiego. Jego efekty pozostawiają jednak sporo do życzenia, o czym najlepiej świadczą wcześniej przytoczone dane statystyczne. Zdaniem niektórych meksykańskich ekonomistów, czas odejść od stosowanej przez ostatnie 30 lat polityki gospodarczej. Nie tylko dlatego, że nie przyniosła ona oczekiwanych wyników w samym Meksyku. Tak jak tłumaczy Jose Antonio Romero Tellache, do niedawna dyrektor Centrum Studiów Gospodarczych przy Kolegium Meksyku (słynny Colmex) Centro de Estudios Económicos de El Colegio de México, model neoliberalny po prostu przeżył się.

Jose Antonio Romero Tellache nie postrzega obecnego nastawienia władz USA do polityki handlowej w kategoriach ewenementu, a bardziej jako konsekwencję procesów politycznych zachodzących na świecie. Jego zdaniem zachodnie mocarstwa odwoływały się do neoliberalizmu wtedy, kiedy ich supremacja gospodarcza na świecie nie była zagrożona. Pojawienie się Chin jednak zmieniło ten stan rzeczy i w efekcie wybrane kraje zachodnie już przechodzą do defensywy. A jeśli jest się w defensywie, to nie ma miejsca na neoliberalizm i wolny handel.

Jose Antonio Romero Tellache jest autorem analizy komparatywnej osiągnięć gospodarczych Meksyku i Korei Południowej. Ubolewa, że doświadczenia krajów Azji Południowo Wschodniej czy nawet Niemiec nie były brane pod uwagę. Jego zdaniem wytłumaczeniem jest fakt, że meksykańscy ekonomiści kształcili się przede wszystkim w USA.

Prof. David Ibarra z Universidad Nacional Autonoma de Mexico tłumaczy, że w Meksyku nic nie uczyniono w zakresie polityki przemysłowej. Dzieje się tak dlatego, że podatki w Meksyku naprawdę są skandalicznie niskie. Tym samym państwo nie ma dochodów niezbędnych do wyprowadzenia gospodarki z opisywanego tutaj marazmu. Krajowy system bankowy ogranicza się da facto do udzielania kredytów konsumpcyjnych, pomijając zupełnie wspieranie polityki przemysłowej.

Jakie są zatem recepty na wzmocnienie strukturalne gospodarki meksykańskiej? Nie ma tu zgody wśród ekonomistów i polityków. Przykładem może być tu brak kompromisu na temat tego, jak uzdrowić – jeśli to jest w ogóle możliwe – generujący w ostatnich latach ogromne straty koncern Pemex, od którego krajowa gospodarka jest bardzo uzależniona. Spór ten wydaje się mieć podłoże ideologiczne. Nie mając bogatego krewnego za miedzą – tak jak to miało miejsce w przypadku NRD – Meksyk musi jednak liczyć na siebie.

Paweł Kowalewski

Otwarta licencja

 

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker