Polska

Wszyscy żyjemy na państwowym garnuszku. I chcemy z niego więcej [Felieton Palutkiewicza]

Nie ograniczałbym określenia homo plus jedynie do beneficjentów transferów socjalnych. Klientami publicznego dealera jesteśmy już wszyscy.

Wytworzyliśmy nowy, równoległy wolny rynek. Wolny rynek w konkurowaniu o zasoby i decyzje rządzących. Konsumenci i firmy zabiegają o rosnące środki z budżetów publicznych, próbując jak najwięcej z tego worka wycisnąć dla siebie.

To nie jest czas dla liberałów

To nie jest czas dla liberałów. W nadchodzących wyborach z trudem szukać haseł wolnorynkowych na sztandarach przekazów partyjnych. Tyle dobrego, że kapitalizm nie jest już przyrównywany do demona, tak jak kilka kampanii parlamentarnych temu, gdy liderzy głównych partii wyzywali się od liberała, jakby miało to stanowić obelgę wobec oponenta politycznego.

Poszlaki antyliberalizmu odnaleźć jednak można w pochodnych głównych przekazów partyjnych. Wszakże to hasło „prywatyzacji”, a w zasadzie antyprywatyzacji stało się pierwszym pytaniem referendalnym.

Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?

– pyta złowrogo suwerena jego demokratycznie wybrany przedstawiciel. Straszenie liberałem wciąż więc jest żywe.

Jak pisze w swoim ostatnim tekście na łamach niniejszego portalu Jerzy Wysocki:

Niezależnie, jak skończy się ten wyścig na Wiejską »w niedzielę wybierzemy socjalizm«. Tekst o takim właśnie tytule napisałem niemal dokładnie osiem lat temu, sprawdził się i nadal pozostaje aktualnym. Pogoda w polityce wbrew pozorom jest constans. To czas liberalnego ochłodzenia.

I ma rację. A antyliberalizm to trend ogólnoświatowy.

To nie jest prawdziwy wolny rynek

Przyjrzyjmy się mistrzom demagogii współczesnego jeszcze demokratycznego świata. Orbán na Węgrzech, czy Erdoğan w Turcji w zręczny sposób żonglują hasłami i działaniami z katalogu opieki socjalnej, czy ręcznego sterowania procesami gospodarczymi. Takie nazwiska źle się kojarzą, prawda? To spójrzmy na politykę Unii Europejskiej. Czy znajdziemy tu elementy wolnego rynku? Dobrze pamiętam, gdy podczas prac nad opinią na łamach Europejskiego Komitetu Społeczno-Ekonomicznego użycie w dokumencie określenia „wspierania wolnego rynku” spotkało się z oburzeniem i szerokim oporem członków unijnego organu. W ramach kompromisu zgodzono się na „wspieranie społecznej gospodarki rynkowej”. Wszystkie polityki unijne mają jeden wspólny mianownik. Regulacyjnego sterowania procesami społecznymi i gospodarczymi. To nie jest prawdziwy wolny rynek.

Jerzy Wysocki we wspomnianym tekście pisze:

wyhodowany został nowy gatunek: Homo plus, osobnik roszczeniowy, beneficjent transferów socjalnych zawierzający swój los silnej (w złym tego słowa znaczeniu) i wszechogarniającej władzy. Gatunek ludzi, dla których wolnorynkowe, liberalne paradygmaty: wolność i odpowiedzialność, brzmią wręcz jako zagrożenie.

Na uzależnionych od środków publicznych lubimy patrzeć z góry. A ja bym nie ograniczał określenia homo plus jedynie do beneficjentów transferów socjalnych. Klientami publicznego dealera jesteśmy już wszyscy.

Każdy z nas uzależnia się po cichu od Państwa. Wypierasz się teraz tego, Drogi Czytelniku? A z tarczy antyinflacyjnej z chęcią korzystałeś? Ucieszyłeś się z bonifikaty na rachunkach za energię elektryczną? A czekasz na rozwiązanie problemu mieszkań przez rząd? Przyklaskiwałeś, gdy wprowadzono kredyt 2%? A jeśli brałeś kredyt hipoteczny wcześniej, to z nadzieją szukasz polityków, którzy obiecają Ci podważenie umów frankowych, czy nawet działania WIBOR-u? Oczekujesz od rządu bezpłatnej komunikacji publicznej, czy ulg i dopłat do zakupu samochodów elektrycznych? Czym są powyższe nadzieje jak nie spoglądaniem na rządzących, takim samym wzrokiem, jak wyszydzani przez wielkomiejskie elity beneficjenci pięćset plus? Każdy z nas powoli przyzwyczaja się do rządowego narkotyku. I chce więcej.

Biznes pięćset plus

Konsumenci konsumentami. Tanio ich kupić. Na pewno biznes, najbardziej pro przedsiębiorcze jednostki będą jednak na socjalizm odporne – można pomyśleć. Otóż i nie tym razem. Wielkie korporacje pokochały państwową obecność w gospodarce. Z sektorowymi przepisami i wymogami regulacyjnymi bez problemu poradzą sobie wraz ze swoimi departamentami prawnymi i regulacyjnymi wielkie koncerny. Więc jest im to na rękę. Podniosą barierę wejścia do biznesu dla nowych graczy. Stąd mamy dziś wysyp regulacji cyfrowych, środowiskowych, czy energetycznych. Obywatelom się powie, że to dla ich dobra. Prawdziwym beneficjentem są ich główni lobbyści.

Wielki biznes jednocześnie maluje się w barwy sprawiedliwości społecznej, ESG i troski o dobro planety, rzekomo kosztem maksymalizacji zysku. Te deklaratywne hasła mające przykryć prawdziwe zjawisko osiągania zysków… rekordowych w historii.

Nawet mikrobiznes zaczyna się uzależniać od państwowej strzykawki. Bo czymże były tarcze antykryzysowe w okresie Covidu, za które wdzięczni są dziś rządzącym przedsiębiorcy, zapominając, że to ta sama władza na całym świecie zabroniła im działania? Czym są jak nie bieganiem za socjalem dla biznesu, apele o antyinflacyjne tarcze osłonowe dla firm, rekompensaty dla przedsiębiorstw działających w rejonach przygranicznych, czy na swego czasu ryzykownych rynkach jak Rosja, czy Białoruś? Dlaczego państwo ma ściągać ryzyko biznesowe z przedsiębiorców? Bo oni tego chcą!

Wszyscy jesteśmy uzależnieni – powstał nowy, równoległy wolny rynek

Duży i mały biznes boi się rządów. Boi się np. podatku sektorowego, tak jak obywatele boją się władzy, że ograniczy wypłatę świadczeń socjalnych. Wszyscy żyjemy na państwowym garnuszku. A w zasadzie na własne życzenie i zgodnie z naszymi oczekiwaniami jesteśmy w nim niczym żaba, powoli gotowani.

W zasadzie to wytworzyliśmy nowy, równoległy wolny rynek. Wolny rynek w konkurowaniu o zasoby i decyzje rządzących. Konsumenci i firmy zabiegają o rosnące środki z budżetów publicznych, próbując jak najwięcej z tego worka wycisnąć dla siebie. Konsumenci tracą czujność i odpowiedzialność za swoje decyzje, a firmy, zamiast konkurować o konsumentów, zaczynają konkurować ze sobą o łaskę regulatora. Z nadzieją, że odpowiednie regulacje, subwencje oraz dotacje nie tylko poprawią ich los, ale i przy okazji zniszczą konkurencję.

A poczucie wygranej z publicznym strażnikiem jest tylko iluzoryczne, co pokazuje słynny eksperyment dylematu więźnia. Zniewoleni w swojej sumie i masie przegramy. Wygrywa na tym tylko rządowy strażnik.

Korzystając z okazji polecam świeżo popremierową książkę wspomnianego w niniejszym felietonie Jerzego Wysockiego pt. „Głos liberała”.

Na temat malowania się biznesu w barwy sprawiedliwości społecznej warto zapoznać się z doskonałą książką Viveka Ramaswamy’ego „Woke S.A. – Kulisy amerykańskiego przekrętu sprawiedliwości społecznej”.

Lewicowi aktywiści kosztują Polskę 636 mld zł rocznie! A to dopiero początek [FELIETON Palutkiewicza]

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Piotr Palutkiewicz

Ekonomista, wiceprezes Warsaw Enterprise Institute.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker