Chiny

Chińskie władze naciskają na ekonomistów, aby byli bardziej pozytywni

Wzrost gospodarczy Chin jest niski, a w kraju zaczęła powstawać spirala deflacyjna. Z tego powodu władze zaczęły.... cenzurować ekonomistów!

Wzrost gospodarczy Chin i ogólnie sytuacja ekonomicznego tego kraju już od jakiegoś czasu bardzo niepokoją władze Państwa Środka. Jednakże, jak donosi Financial Times, znalazły one sposób na rozwiązanie problemu! Zgodnie z myślą co z oczu to z serca, Komunistyczna Partia Chin zaczęła naciskać na ekonomistów, analityków, think-tanki itd., aby ci najlepiej nie poruszali problematycznych kwestii. Jeżeli zaś muszą oni o nich rozmawiać, niech używają eufemizmów.

  • Wzrost gospodarczy Chin od ponad dekady spowalnia. W 2022 roku PKB per capita Państwa Środka wzrósł o zaledwie 3 proc.
  • Ze względu na kwestie polityczne wielu poważnych problemów, które hamują rozwój chińskiej gospodarki, nie da się rozwiązać. 
  • Komunistyczne władze zaczęły naciskać na ekonomistów, aby Ci zaczęli m.in. „interpretować złe wiadomości w pozytywnym świetle”.

Kiedyś wzrost gospodarczy Chin powalał, teraz no cóż…

Wzrost gospodarczy Chin, który jeszcze nie tak dawno temu wzbudzał zachwyt wśród ekspertów z całego świata, od ponad dekady konsekwentnie się obniża. Demografia Chin, która kiedyś jak podkreśla prof. Bogdan Góralczyk, bardzo sprzyjała rozwojowi ekonomicznemu Państwa Środka, obecnie staję się, a raczej już jest poważną barierą strukturalną. Sektor budowlany, stanowiący w zależności od szacunku do nawet 30 proc. proc. PKB tego kraju, znalazł się w poważnych tarapatach, a państwo co jakiś czas dosypuje kolejne miliardy i luzuje następne regulacje, aby nie rozleciał się jak domek z kart. Ponadto Chiny stały się w ostatnich dekadach znacznie bogatsze, w wyniku czego nie mogą już czerpać korzyści z efektu doganiania. Zgodnie z danymi Banku Światowego PKB per capita Chin wyrażony w sile nabywczej w zeszłym roku był niemal 22-krotnie większy niż w 1990 roku. 

Jednakże to nadal nie wszystko. Otóż państwo to w tym roku zdaje się wchodzić w poważny kryzys ekonomiczny podobny do tego, który już od dłuższego czasu tkwi Japonia. Coraz więcej analityków wskazuje na to, że w kraju tym powstaje spirala deflacyjna. Ze względu stosunkowo niski wzrost gospodarczy Chin oraz znaczący wzrost zadłużenia, gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa zaczęły masowo oszczędzać, ograniczać dalsze zadłużanie się oraz zmniejszać konsumpcję/inwestycje, aby uregulować zobowiązania i poprawić sytuację finansową („odbudowa” bilansu). To prowadzi do spadku cen, deflacji (nie mylić z dezinflacją!), która sprawia, że jeszcze bardziej opłaca się oszczędzać (realna stopa procentowa jest większa od nominalnej) i jeszcze gorzej wychodzimy na konsumpcji (to, co możemy kupić dziś, za jakiś czas będziemy mogli nabyć za mniej). Tym samym powstaje bardzo niebezpieczna spirala, którą jeżeli w ogóle można przerwać, to jedynie znacznym zwiększeniem wydatków prywatnych bądź rządowych. 

Bariery strukturalne silnie ograniczaj wzrost PKB per capita Chin

Jednakże, co warto zaznaczyć, wzrost gospodarczy Chin wcale nie musi być niski. Faktycznie nie ma możliwości, aby wzrost PKB per capita Chin był tak wysoki, jak w latach 90. ze względu na wyczerpanie się korzyści płynących z efektu doganiania czy kwestie związane z demografią. Jednakże bynajmniej nie oznacza to, że zwiększenie się wspomnianego wskaźnika o zaledwie 3 proc., jak w zeszłym roku (Polska dla porównania zanotowała 5,4 proc. wzrost), to wszystko, na co stać tamtejszą gospodarkę. Państwo Środka może rozwijać się dynamiczniej, a dokładniej mogłoby, gdyby to, że rozprawienie się z niektórymi barierami strukturalnymi byłoby bardzo bolesne zarówno ekonomicznie, jak i politycznie dla tamtejszych autokratów. Na tyle bolesne, że KPCh zwyczajnie nie zamierza ich rozwiązać. Weźmy za przykład szeroko rozumiany chiński sektor budowlany.

Autorytarna, silnie kontrolująca gospodarkę władza  doprowadziła do powstania kryzysu na nim, którego obecnie nie chce rozwiązać. Jak donosi Michael Pettis, profesor finansów w Guanghua School of Management na Uniwersytecie Pekińskim po ustaleniu przez władze krajowe, jak wysoki ma być wzrost gospodarczy Chin w danym roku, zadanie jego osiągnięcia spadało w dużej mierze na barki władz lokalnych. Te od końca lat 70. do początku 2000. ze względu na ogólne niedoinwestowanie oraz płynące szerokim strumieniem inwestycje najpierw od chińskiej diaspory rozproszonej w całej Azji, a następnie od zachodnich firm nie musiały praktycznie nic robić w celu realizacji powierzonego zadania. Jednakże zasób niezwykle korzystnych dla wzrostu, charakteryzujących się wysokimi stopami zwrotu inwestycji oraz łatwych rezerw zwyczajnie zaczął się wyczerpywać. W aktualnym wieku dla wielu członków KPCh stało jasne, że muszą zacząć działać, ponieważ wzrost gospodarczy Chin nie będzie odpowiednio wysoki. 

Komunistyczna Partia Chin nie ma zamiaru wdrożyć koniecznych reform

Przy czym odkrytym przez nich sposobem były inwestycje na rynku nieruchomości. Komuniści postanowili wykorzystać to, że system finansowany jest zdominowany przez banki kontrolowane przez państwo i zaczęły na nie naciskać, aby udzielały jak najwięcej, na jak najkorzystniejszych warunkach, najlepiej w ogóle nie patrząc na rentowność, kredytów deweloperom. Doprowadziło to do niewłaściwej alokacji kapitału (ta w Chinach ze względu centralne planowanie jest problemem również w wielu innych sektorach m.in. w rolnictwie). Ta zaś po długich latach nieustannego wzrostu cen nieruchomości i el dorado przedsiębiorstw działających na analizowanym rynku dała o sobie znać w postaci szybkiego wzrostu niespłacanego zadłużenia chińskich deweloperów (wiele inwestycji zwyczajnie okazało się nie być, na tyle zyskownych, aby uregulować zobowiązania). 

Przy okazji na rynku powstała ogromna bańka, która jak podkreśla Michael Pettis dla dobra Chin powinna pęknąć. Jak wskazał on an Twitterze:

Myślę, że najgorszą rzeczą, jaka mogłaby się przydarzyć Chinom w średnim i długim okresie, byłby powrót do warunków sprzed kilku lat, nawet jeśli tego życzyłoby sobie wielu lokalnych urzędników państwowych.

Ponadto podkreślił on, iż:

Nie ma wątpliwości, że Chiny potrzebują znacznego skurczenia się sektora nieruchomości.

Jednakże aktualnie wszystko wskazuje na to, że ta najgorsza rzecz zostanie zrealizowana.

Komunistyczna władza luzuje regulacje i dosypuje kolejne miliardy na rynek nieruchomości, ponieważ skurczenie się tego sektora jest ze względów politycznych praktycznie niemożliwe. Branża ta jest zbyt duża, aby można było pozwolić je upaść. Zachodnie kraje mimo początkowych prób nie pozwoliły gigantom upaść, a w przeciwieństwie do Chiny nie miały one do czynienia firmą choćby zbliżoną do Evergrande na płaszczyźnie wielkości zadłużenia (wynosi ono ponad 300 mld dolarów). Reforma instytucji (prywatyzacja banków, ograniczenia nacisków na nie, odejście od centralnego sterowania gospodarką) mająca zapobiec powstaniu podobnych sytuacji w przyszłości, zdaje się jeszcze mniej prawdopodobna. Autorytarne władze na ogół są bardzo niechętne do oddania nawet części należącej do nich władzy ekonomicznej. 

Niski wzrost gospodarczy Chin, deflacja, giełdowe akcje stają się tematem tabu

Jednakże bynajmniej nie oznacza to, że KPCh nie zamierza nic robić z tym, iż wzrost gospodarczy Chin, mówiąc eufemistycznie, nie zachwyca. Otóż postanowiła ona zwyczajnie fałszować statystyki oraz ograniczać dostęp do rzetelnych informacji. Przy czym, ten pierwszy proceder w przypadku autokracji bynajmniej nie jest czymś zaskakującym. Zgodnie z badaniem Luisa R. Martineza średnio autokracje zawyżają wzrost PKB o ok. 35 proc. (warto mieć to na uwadzę, patrząc nie tylko na obecny, ale również przeszły wzrost gospodarczy Chin). Znacznie bardziej interesująca kwestia tyczy się danych. Z ustaleń Johna Burn-Murdocha opublikowanych na łamach dziennika Financial Times wynika, że jeszcze w 2012 roku chińskie Narodowe Biuro Statystyczne publikowało ogrom różnego rodzaju wskaźników ekonomicznych (aż 80. tys. serii czasowych). Z kolei już cztery lata później ponad połowa z nich przestała być uaktualniana. 

Jednakże jak donosi brytyjski dziennik, komuniści bynajmniej na tym nie zaprzestali. Jak donosi Sun Yu, chińskie władze postanowiły zacząć naciskać na wszelkiego rodzaju analityków, aby ci nie wypowiadali się negatywnie o sytuacji ekonomicznej kraju. Siedmiu uznanych ekonomistów przekazało Financial Times, że otrzymało od swoich pracodawców jasny komunikat — niektórych tematów należy unikać jak ognia. Przy czym jednym z nich jest deflacja, która uwidacznia, iż państwo to ma ogromne problemy z pobudzeniem zwalniającej już od wielu lat, a aktualnie wchodzącej w kryzys gospodarki. KPCh nie życzy sobie, również wypowiadania się w negatywny sposób o tym, co się dzieje na giełdzie. W lutym bieżącego roku broker China Merchants Securities opublikował raport, z którego wynikało, że chiński rynek akcji przestanie dynamicznie się rozwijać. W czerwcu otrzymał oo list ostrzegawczy od Biura Nadzoru Papierów Wartościowych w Shenzhen, w którym Biuro zarzucało brokerowi przeprowadzenie nie dość dokładnej analizy.

Nie oznacza to bynajmniej, że nie można mówić w ogóle o ryzykach pojawiających się na gospodarczym horyzoncie Chin. Można, ale należy robić to w odpowiedni sposób. Czwórka ekonomicznych doradców rządowych przekazała Financial Times, że oczekuje się od nich, że będą interpretować złe wiadomości w pozytywnym świetle. Niezwykle ważne jest również to, aby używać odpowiednich słów. Przykładowo, zamiast mówić o deflacyjnym ryzyku, którego jak podkreślił Fu Linghui, rzecznik Narodowego Biura Statystycznego, nie ma i nie będzie, mówić o potencjalnych zagrożeniach płynących z przytłumionej bądź niskiej inflacji. 

Eksport Chin tąpnął o 14,5% r/r. Import? o 12,5%. Ciemne chmury nad Państwem Środka

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Adam Suraj

Ekonomista zarażony miłością do tej nauki przez Ha-Joon Chang. To on pokazał, że ekonomia to nie są nudne obliczenia, a nauka o życiu społecznym.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker