Komentarze I Analizy

Eutanazja rentiera się powiodła – czy to koniec oprocentowanych lokat?

Jeden z najbardziej wpływowych ekonomistów J. M. Keynes w swojej słynnej książce pt.: „Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza” z 1936 roku twierdził, że w rozwiniętych gospodarkach miała mieć miejsce tzw. eutanazja rentiera. Chodziło o to, żeby przy pomocy banku centralnego, ustalić wolną od ryzyka stopę procentową na poziomie zera i pozostawić ją na tym poziomie na zawsze.

Pierwsza eutanazja rentiera miała miejsce w 2008 roku

Skąd nazwa eutanazja rentiera? Rentier to osoba, która utrzymuje się z posiadanego kapitału. Przez wieki stopa procentowa wolna od ryzyka była znacznie powyżej zera. Bankierzy pożyczali państwom na ok. 8% rocznie, wówczas (standard złota) inflacja praktycznie nie istniała. Zatem był to zysk „na czysto”. W przypadku bardziej ryzykownych kredytów oprocentowanie było wyższe. Na przykład lichwiarze w XIV-wiecznej Florencji pożyczali biedocie na ponad 40% rocznie.

Od lat 80. stopy procentowe zaczęły spadać. Jeszcze na początku lat 80. rentowności długu USA o zapadalności 10 lat wynosiły 14%. Warto pamiętać, że w latach 70. wystąpiły dwa szoki naftowe (gwałtowny wzrost cen), które napędziły inflację, ale mimo to, rządowe papiery dłużne gwarantowały ochronę przed wzrostem cen. Począwszy od 1982 roku w USA, inflację udało się znacznie zredukować i od tego momentu w krajach rozwiniętych pozostaje ona niska do dziś. W USA stopy procentowe z czasem spadały, aby okresowo rosnąc tuż przed kryzysami w reakcji na rosnącą presję inflacyjną i nakręcającą się bańkę na rynku aktywów. W roku 2000 bańką były spółki internetowe, a w 2008 r. nieruchomości i instrumenty pochodne tworzone na bazie hipotek.

Zobacz także: Niskie stopy procentowe służą najbogatszym

Właśnie po załamaniu rynku w 2008 roku amerykański Fed zrealizował postulat Keynesa. Doszło wtedy pierwszy raz do eutanazji rentiera. Referencyjna stopa procentowa znalazła się praktycznie na poziomie zera, w dodatku zainicjowano skup aktywów od banków, aby dodatkowo wtłaczać świeży pieniądz do gospodarki. Cały rozwinięty świat podążył wówczas za tym trendem. Warto wspomnieć, że Japonia z uwagi na chroniczną deflację z lat 90. stosowała taką politykę już wcześniej.

Inflacja jest niska, więc stopy również są

Polityka utrzymywania zerowych stóp procentowych trwa w najlepsze. Co prawda Fed zaczął stopniowo podnosić stopy procentowe pod koniec 2015 roku i osiągnęły one 2,5% w grudniu 2018 r., ale działania te spotkały się ze stanowczą krytyką Trumpa. Prezydent oczekiwał niskich stóp, które pobudzają gospodarkę i ułatwiają konsumpcję i inwestycje na kredyt. Presja Trumpa odniosła skutek i stopy były obniżane w 2019 roku, a koronawirus doprowadził do skokowego cięcia i powrotu do poziomu 0%. Warto zaznaczyć, że gdy stopy w USA były na poziomie 2,5% na przełomie 2018 i 2019 roku, w Polsce wynosiły one jedynie 1,5%! Był to swego rodzaju fenomen, ponieważ zwykle wolna od ryzyka stopa procentowa jest niższa w krajach bardziej stabilnych i dojrzałych. Aktualnie zarówno w Polsce, jak i w krajach rozwiniętych stopy procentowe są na poziomie zera. Różnimy się od krajów rozwiniętych jedynie poziomem inflacji.

W krajach rozwiniętych inflacja jest bardzo niska z następujących powodów:

  1. Rosnącej wydajności gospodarek – postęp techniczny zbija ceny, a dodatkowa podaż pieniądza jedynie ten spadek bilansuje.
  2. Duże zdolności importowe tanich towarów z Azji, za które kraje płacą swoim mocnym, rezerwowym pieniądzem – chętnie przyjmowanym i gromadzonym, jako rezerwy w bankach centralnych np. krajów Azji, z których pochodzą towary.
  3. Dojrzałe społeczeństwa (szczególnie w Japonii) nie generują dużej presji popytowej.

W Polsce na początku lat 90. mieliśmy jeszcze do czynienia z hiperinflacją z prawdziwego zdarzenia. Wiązała się ona z szokiem transformacyjnym, podaż pieniądza była wówczas totalnie oderwana od podaży dóbr. Następnie inflacja stopniowo malała, aż w 2015 roku mieliśmy do czynienia z przejściową deflacją na poziomie maksymalnie 1,6%. Kolejne lata charakteryzowała stabilizacja inflacji w okolicy 2%, co jest poziomem bardzo korzystnym dla rozwoju gospodarczego. Jednak na początku 2020 roku mieliśmy zwiększenie się inflacji do poziomu 4,7% w lutym (ujęcie rok do roku), co należy uznać za poziom znaczący, jak na naszą gospodarkę w ostatnich latach. Skokowy wzrost miał swoje źródła administracyjne – w wyższych cenach prądu i podniesieniu akcyzy.

Zobacz także: Rynek magazynowy w Europie jest bardzo zróżnicowany cenowo

Po danych za luty pisałem, że inflacja będzie spadać, ze względu na zachwianie się nastrojów konsumenckich i popytu oraz przez spadek cen ropy naftowej. Inflacja faktycznie spadła, ale z danych wynika, że stabilizuje się na poziomie 3%. Czy spadnie jeszcze bardziej, zobaczymy, ale programy rządowe są bardzo hojne i na razie powstrzymują ceny przed spadkiem. Osobiście martwi mnie inflacja na poziomie 3% przy paliwach taniejących o prawie 20%. Oznacza to, że żywność i inne ważne kategorie wydatkowe drożeją znacznie szybciej niż 3% w skali roku.

Zatem inflację mamy na realnym poziomie 3%, ale jest to koszyk przeciętny. Jeśli ktoś nie jeździ samochodem i wydaje np. zdecydowaną większość swojego dochodu na jedzenie, może mieć inflację znacznie wyższą np. 8%.

Oprocentowanie lokat wynosi zero. Eutanazja rentiera się powiodła

Oprocentowanie lokat w bankach po obniżkach stóp procentowych praktycznie do zera w tym roku, również wynosi zero. Zatem mamy 0% na lokacie i rosnące ceny. Oznacza to, że trzymając środki w banku lub w gotówce, zwyczajnie tracimy siłę nabywczą.

Zatem stało się! Eutanazja rentiera, czyli osoby, która po zgromadzeniu pokaźnego kapitału, może utrzymać się z odsetek, się powiodła. W krajach rozwiniętych operacja została zakończona po kryzysie z 2008 roku, w Polsce w ciągu ostatnich miesięcy. Przy okazji, razem z rentierem, zabija się oszczędności klasy średniej. To, czy rentierzy zostali faktycznie unicestwieni, czy znaleźli nowe sposoby na wysokie zarobki w nowym systemie, zostanie opisane w innym moim wpisie. Teraz chciałem skupić się na problemie zabezpieczenia siły nabywczej oszczędności Polaków, którzy trzymając je w bankach, zwyczajnie tracą. Oczywiście można ulokować kapitał na rynku akcji, w nieruchomości czy w kruszce, ale zmienność cen (akcje, kruszce) lub skala wydatków (nieruchomości) często zniechęca. Dlatego należy odpowiedzieć na pytanie, czy jest coś, co może zabezpieczyć oszczędności przed inflacją i być bezpieczne?

Zobacz także: Zerowe stopy procentowe zostaną z nami na dłużej

Inwestowanie w obligacje, dalej pozwala obronić się przed wzrostem cen

Na całe szczęście jest jeszcze taka metoda. Praktycznie bez ryzyka można zabezpieczyć środki przed inflacją. Tym sposobem są obligacje rządowe indeksowane inflacją. Na nich zarabiamy 1,3% w pierwszym roku, a następnie 0,75% + inflacja. Zatem, gdy inflacja będzie utrzymywała się na poziomie 3%, to będziemy dzięki tym obligacjom generowali 3,75% stopy zwrotu.

Inwestowanie w obligacje może wydawać się skomplikowane, ale takie nie jest. Ostatnio założyłem sobie rachunek rejestrowy służący do nabywania obligacji. Moim zdaniem jest to prostsze niż założenie konta w banku. W najbliższym czasie na moim kanale na YouTubeYouTube i profilu na FacebookuFacebooku pojawi się materiał, jak założyć taki rachunek rejestrowy w 100% przez Internet i zakupić takie obligacje.

dr Wojciech Świder

Amerykańscy rentierzy są w świetnej sytuacji finansowej

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker