W najgorszym przypadku walka z recesją może doprowadzić do rekordowego deficytu

Sytuacja gospodarcza się pogarsza, za nami miesiąc spektakularnych spadków na giełdach. W USA zagościła najszybsza bessa w historii (rynek runął o umowne 20% w kilkanaście sesji). Cały świat, a szczególnie Europa stoi przed historycznym wyzwaniem. Również Polska mimo szybkich działań musi się z nim zmierzyć. Jakie działania w zakresie polityki gospodarczej planuje się u nas wprowadzić?
Podpisano rozporządzenie, które umożliwia BGK (Bank Gospodarstwa Krajowego) gwarantowanie do 80% kredytów dla mikrofirm i MŚP. Prowizje od gwarancji obniżono do zera (wcześniej 0,5%). W 2020 roku wartość gwarancji szacuje się na kwotę 9,5 mld zł.
Już we wtorek poinformowano o tym, że niektóre banki (PKO BP, Raiffeisen, mBank) zaczynają oferować zawieszanie spłat rat kredytów (w tym hipotek). Wówczas niespłacone raty zwiększą proporcjonalnie kwoty pozostałych rat. Zawieszenie rat jest możliwe na okres od 3 do 6 miesięcy w zależności od banku. Pomysł wyszedł od prezydenta Andrzeja Dudy.
W zeszłym tygodniu zapowiedziano „tarczę antykryzysową”. Koszt pakietu rozwiązań jest szacowany na wartość ok. 212 mld zł. Tu warto zaznaczyć, że budżet centralny państwa na ten rok został zaplanowany na niewiele ponad 400 mld zł. Czyli tarcza to dodatkowy koszt, który zwiększy wydatki o ok. 40%. Czy to możliwe? Na ten moment wydaje się, że tak chociaż nikt się tym zbyt nie ekscytuje, to warto wiedzieć, że skala pomocy jest gigantyczna. To jeszcze nie znaczy, że wydatki są bezzasadne.
Na czym polega tarcza antykryzysowa?
– Państwo przejmie finansowanie 40% wynagrodzenia (w relacji do średniej krajowej) w firmach z problemami.
– Państwo wypłaci jednorazowo ok. 2 tys. zł dla samozatrudnionych i osób na umowie zlecenia (do wysokości 80% minimalnego wynagrodzenia).
– 7,5 mld zł zostanie przeznaczone dla ochrony zdrowia.
– Dla rodziców dzieci do lat 8 zasiłek opiekuńczy będzie przedłużony o kolejne 2 tygodnie, wraz z decyzjami o zamknięciu szkól, przedszkoli i żłobków.
– Zostanie wprowadzona prolongata rat kredytów i obciążeń mediów (gaz, prąd).
– Dla przedsiębiorców zostaną wprowadzone gwarancje kredytowe, zapewnienie płynności, mikropożyczki dla przedsiębiorców do wysokości 5 tys. zł.
– Odroczenie składek ZUS do czerwca, później będzie można spłacać to zobowiązanie ratalnie, bez opłaty prolongacyjnej. UWAGA! Tu ze względu na krytykę wprowadzono zmiany:
W piątek prezydent Andrzej Duda ogłosił, że wszyscy samozatrudnieni i mikroprzedsiębiorcy zostaną zwolnieni z obowiązku płacenia ZUS, jeśli ich przychody spadły o więcej niż 50% w stosunku do lutego br. Zatem składek nie trzeba będzie potem spłacać.
W tarczy zaplanowano również inwestycje publiczne:
– co najmniej 30 mld zł będzie przeznaczona na drogi samorządowe, cyfryzację, modernizację szkół, transformację energetyczną, ochronę środowiska, przebudowę infrastruktury.
Premier zauważył, że podczas kryzysu, czy recesji inwestycje prywatne są prowadzone w mniejszym stopniu, w to miejsce Mateusz Morawiecki proponuje klasyczny impuls inwestycyjny ze strony państwa.
Do walki zostaną zaangażowane: Polski Fundusz Rozwoju, Bank Gospodarstwa Krajowego, Agencja Rozwoju Przemysłu.
NBP we współpracy z KNF i ministrem finansów będą podejmowały działania w celu zapewnienia płynności finansowej oraz dostępność gotówki.
UOKiK (Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta) będzie monitorował ceny, aby zapobiec żerowaniu na obecnej sytuacji.
Mateusz Morawiecki mówił, że nie ma na ten moment konieczności nowelizacja budżetu, ale jak będzie taka konieczność to w czerwcu lub w drugiej połowie roku rząd zaproponuje nowelizacje.
Andrzej Duda w ubiegły czwartek powiedział, że program antykryzysowy może ulec modyfikacjom i wzmocnieniu.
Również w czwartek podpisano rozporządzenie, które uwalnia 30 mld zł kapitału w bankach (rozwiązano bufor ryzyka systemowego), pieniądze mają trafić do MŚP.
Podsumowując: to dużo.
Nasze władze na poważnie wzięły się za ochronę gospodarki. To dobrze, państwo powinno zamortyzować taki szok, w przeciwnym razie mielibyśmy powtórkę z 1929 roku w USA, czyli masowe upadłości, bezrobocie i załamanie gospodarki.
Pojawia się pytanie: czy nas na to stać? Środki zostaną sfinansowane długiem publicznym i znowu, nie ma w tym nic złego. Dług publiczny spełnia funkcję antycykliczną, podczas dobrej koniunktury powinno się zmniejszać relację długu do PKB, a podczas załamania gospodarczego zwiększać. W ten sposób wygładza się cykl koniunkturalny, co długoterminowo wpływa korzystnie na rozwój gospodarczy.
Aktualnie relacja naszego długu publicznego do PKB wynosi ok. 46%. Nie jest to wysoki poziom, jesteśmy w mniej zadłużonej połowie krajów UE. Jednak jest jeden problem: jako jedyny kraj na świecie mamy w konstytucji zapisany limit długu do PKB na poziomie 60%.
Zatem będzie trwała walka z czasem, czy uda nam się zamortyzować uderzenie kryzysu przed uderzeniem w próg?
Na rok 2020 planowany był budżet centralny bez deficytu, po raz pierwszy od początku lat 90. miało to się udać! Oczywiście w zaistniałej sytuacji tak nie będzie, ale też nie ma co się tym aż tak przejmować, w czasie zagrożenia całej gospodarki zrównoważony budżet nie jest kluczowy. Warto w tym miejscu jeszcze dodać, że finanse państwa obejmują cały sektor finansów publicznych, na który składa się:
– budżet centralny państwa,
– budżety samorządów (gminy, powiaty, województwa),
– sektor ubezpieczeń społecznych (SUB) – np. Fundusz Ubezpieczeń Społecznych.
Generalnie budżet centralny państwa można nieco dopiąć, przerzucając część kosztów na samorządy, czy też sektor ubezpieczeń społecznych. Przykładem jest wypłata 13. emerytury z Funduszu Solidarnościowego. Zatem budżetem na 0 nie ma co się aż tak ekscytować.
Zgodnie z budżetem na rok 2020:
– prognoza dochodów budżetu państwa wynosi 435,3 mld zł,
– limit wydatków budżetu państwa wynosi – 435,3 mld zł.
To jest budżet centralny. Jak dodamy do tego jeszcze samorządy i SUB to mamy mniej więcej dwa razy większe wydatki i dochody. I zgodnie z planem deficyt całego sektora miał wynieść około 1% PKB.
Czyli mamy w planach z grubsza zrównoważone finanse publiczne na rok 2020. Teraz dochodzi nam dodatkowe 212 mld wydatków. Zatem licząc na okrągło zakładając, że cała kwota będzie deficytem. Dzielimy 212 mld przez nasze PKB (ok. 2,2 biliona zł) i wyskakuje nam 9,6% PKB deficytu całego sektora finansów publicznych.
Jeśli te obliczenia się potwierdzą, to będzie to rekordowa wartość od lat 90. (załączony wykres). Nawet zbierając się po kryzysie finansowym, nie było takiego deficytu.
Sam deficyt nie zrobi nam krzywdy, bo środki możemy pozyskać z emisji obligacji. I tutaj musimy spojrzeć na dług publiczny. Wynosi on ok. 47% naszego PKB (mowa o zadłużeniu całego sektora finansów publicznych).
Jeśli zapowiedzi zostaną zrealizowane i nie będzie stosowana kreatywna księgowość na dużą skalę, to na ten rok zgodnie z moimi szacunkami deficyt wyniesie nawet pod 9% PKB (mówimy o sytuacji, w której całe 212 mld zł pochodziłoby z budżetu państwa). Oznacza to, że już będziemy pukać pod próg 60% długu do PKB na koniec tego roku. Pamiętajmy, że liczyłem tylko zwiększone wydatki, a nie brałem poprawki na zmniejszone dochody budżetowe, które oczywiście spadną. Wpływy z VAT, PIT, CIT i składek się załamią. Z drugiej strony część z wydatków może zostać przerzucona na banki czy firmy z udziałem skarbu państwa. Na ten moment są to szacunki bardzo poglądowe, ponieważ znamy za mało szczegółów. Co więcej, zaznaczam że bazuję na kwotach zadeklarowanych, a nie wydanych. To ile faktycznie zostanie wydane to zupełnie inna kwestia. Przedstawiam tylko sytuację podglądową, w której zapowiedziane 212 miliardów miałoby w pełni pochodzić z budżetu państwa.
Zatem czy to źle, że mamy limit długu? Z jednej strony dobrze, bo to utrudnia krótkoterminowy rozwój na kredyt, z drugiej strony, jeśli nasi umiłowani przywódcy nie potrafią podczas prosperity zrobić miejsca na wydatki podczas kryzysu, to o ten próg można wybić sobie zęby.