Merchandising w Polsce odgrywa ważną rolę nawet na protestach

Za czerwoną błyskawicę na tle czarnego kobiecego profilu odpowiada graficzka i ilustratorka Ola Jasionowska. Na oficjalnej stronie „Ogólnopolskiego Strajku Kobiet” znak ten to logo, a gadżety, maseczki, flagi i podkoszulki z błyskawicą można kupić u przyulicznych straganiarzy, w sklepach internetowych, a nawet u jubilerów, o czym świadczą kolczyki w kształcie błyskawicy wypatrzone w jednej z pracowni jubilerskich na Mokotowie. Oznacza to, że merchandising w Polsce odgrywa ważną rolę nawet na protestach.
Merchandising bardzo się rozwinął, a wręcz sprofesjonalizował
W ostatnich latach merchandising bardzo się rozwinął, a wręcz sprofesjonalizował. Było to wyraźnie widać, jeśli ktoś śledził wydarzenia związane n.p. z KODem, lub protestami na rzecz klimatu z ramienia organizacji Extinction Rebellion. Merchandising już od dawna nie wiąże się tylko z przypadkiem czy spontanicznie wykonanym szyldem na kartonie. Kiedyś po prostu pojawiał się jakiś wspólny znak – praktycznie znikąd, bez praw autorskich, przypadkowo. Przykładem może być chociażby kwiat słonecznika, którym posługiwano się w pierwszych latach działalności ruchów na rzecz ochrony środowiska w Niemczech. Trudno powiedzieć, gdzie ten symbol powstał.
Bardziej konkretnie da się natomiast opisać historię słynnego uśmiechniętego słoneczka, nad którym umieszczono pytanie: „Energia jądrowa?”, a na dole odpowiedź na nie: „Nie, dziękuję”. Młoda Dunka, studentka ekonomii, Anne Lund namalowała to logo w 1975 roku, a plakietki z tym znakiem sprzedawały się na protestach antyatomowych w tym samym roku w Aarhus. Ten motyw jest dziś zastrzeżony prawnie, więc organizacje, które chcą się nim posługiwać, muszą płacić za to licencje. Dochody z tego źródła przeznaczane są na projekty antyatomowe na całym świecie. Dania jest bowiem krajem, który nie dysponuje energią atomową.
Zobacz także: Skuteczny e-mail marketing, czyli jaki?
Merchandising i protesty uliczne mają dziś znacznie większą dynamikę
Zdaniem An Xiao Miny, która na Uniwersytecie Harvarda bada zjawiska związane z protestami i internetem, uważa że merchandising i protesty uliczne mają dziś znacznie większą dynamikę i są wręcz napędzane koegzystencją realnego świata i rzeczywistości wirtualnej. Protesty uliczne mają co prawda miejsce w świecie „namacalnym”, jednak zdarzenia te szybciej niż kiedyś stają się także zjawiskiem medialnym – często za pomocą sieci społecznościowych. Każdy nastolatek, oglądając filmiki z protestów, może czuć się zatem zachęcony do kupienia podkoszulki z logo organizacji czy grupy, która stoi za tymi protestami. Obie przestrzenie, to znaczy protesty uliczne i świat internetu, inspirują się nawzajem i kreują wspólne wizualne i komunikacyjne kody kulturowe.
Amerykański ruch „Black Lives Matter” zaczął się od hasztagu #BlackLivesMatter i jest obecnie jednym z najbardziej rozpoznawalnych ruchów obywatelskich na świecie. Czołowe aktywistki tego ruchu Alicia Garza, Patrisse Cullors i Opal Tometi postanowiły skorzystać z szansy, którą przynosi artystycznie i komercyjnie merchandising, i założyły platformę internetową Black Lives Matter Arts+Culture, dającą młodym czarnoskórym artystom możliwości rozwoju i sprzedaży. Przykład ten świadczy o tym, że podobnie jak w przypadku „Ogólnopolskiego Strajku Kobiet” grafika, ilustracja wizualna, komunikacja polityczna oraz komercjalizacja wcale się nie muszą wykluczać, a wręcz odwrotnie. Dzięki Internetowi wszystkie te przekazy docierają do odbiorcy i konsumenta, który nie musi być osobiście świadkiem wydarzeń związanych z protestem.
Zobacz także: Tyskie z genialną reklamą dla zwolenników PO i PiSu
Merchandising niekoniecznie generuje dochody dla organizatorów protestów
Od strony prawnej merchandising niekoniecznie generuje dochody dla organizatorów protestów albo związanego z nimi ruchu. Niemiecki „Der Spiegel” w lutym 2019 roku w kontekście komercjalizacji protestów klimatycznych organizacji Fridays for Future zajął się tematem dochodów ze sprzedaży podkoszulek z logo tego ruchu, jako że Amazon sprzedaje takie koszulki w cenie 14–18 euro. Prawa do logo Fridays for Future zarejestrowano dopiero 8 lutego 2019 roku. Ich właścicielami są osoby, które dopiero niedawno zdały maturę. Z dochodzeń „Spiegla” wynika, że na sprzedaży koszulek z hasłami Fridays for Future przez Amazon nie zarabia ani sama organizacja, ani właściciele praw do publikacji logo. Zarabia tylko Amazon i jego dostawca, to znaczy producent tanich koszulek.
Merchandising nie jest jednak ograniczony do protestów i ruchów o profilu ekologicznym, progresywnym czy feministycznym. Komercjalizacja przekazu i symboliki protestów ma też miejsce „po prawej stronie” życia publicznego.
Zobacz także: Młodszy czy starszy szef – kto potrafi lepiej zarządzać firmą? Odpowiedź nie jest jednoznaczna
W Niemczech oraz Austrii od lat rozwija się prawicowy ruch tożsamościowy
W Niemczech oraz Austrii od lat rozwija się prawicowy ruch tożsamościowy. Po niemiecku nazywani są w skrócie „Identitäre” lub „IB”. Identitäre prowadziła do listopada 2019 roku swój sklep internetowy Phalanx Europa z gadżetami z Austrii. Ponieważ jednak przy kontrolach podatkowych firmy wykryto nieregularności związane z unikaniem podatków i składek, sklep działa teraz na terenie Niemiec.
Z powodu nieprzejrzystej sytuacji prawnej w przypadku rejestracji praw do logo czy nazwy organizatorów protestów oraz braku możliwości sankcjonowania takich praw dochody z merchandisingu są trudne do ustalenia. Jeszcze trudniejsza jest specyfikacja, na co wydawane są takie zarobki i w jakim zakresie wynagradzani są autorzy tych symboli.
Aleksandra Fedorska
Lody Ekipy Friza fart czy dobrze zaplanowana strategia marketingowa?