Dlaczego w Polsce są susze i powodzie?

Polska gospodarka wodna była i jest zaniedbana przez wiele różnych opcji politycznych, ustrojów, a nawet narodów, które ją kreowały. Dziś mierzymy się z zupełnie innymi problemami niż nasi przodkowie 50 czy 100 lat temu – zamiast wody spływającej w czasie roztopów z gór, mamy letnie nawałnice, które zalewają zabetonowane ulice miast; a susze zamiast raz na kilkanaście lat, występują już praktycznie co roku. Dlaczego w Polsce mamy susze i powodzie, a gospodarka wodna w III RP jest tak niedostosowana do panujących obecnie warunków klimatycznych?
Dlaczego w Polsce są susze i powodzie?
Dzisiejsze terytorium Polski składa się ze zlepka obszarów odziedziczonych po różnych państwach – Niemczech (funkcjonujących jako Cesarstwo Niemieckie bądź Trzecia Rzesza), Imperium Rosyjskim oraz Austro-Węgrzech. Przykładowo w XIX wieku na terenach zaboru niemieckiego w dolnym biegu Wisły wykonano regulację dla celów żeglugowych, a także zabezpieczono brzegi przed największymi przepływami, których prawdopodobieństwo występowania określa się na 1% (“wody stuletniej”). Także w regionie Dolnego Śląska budowano poldery, do których mogła odpływać woda, która inaczej powodowałaby powodzie. Rozwiązania te, obok innych, pomogły uchronić Żuławy Wiślane oraz Wrocław przed regularnie dotąd występującymi powodziami (Ostatnia powódź tysiąclecia w 1997 roku największe szkody wywołała na osiedlach wybudowanych po wojnie właśnie na polderach). W tym czasie w celu regulacji górnego i środkowego biegu Wisły (tereny zaborów: austriackiego i rosyjskiego) nie zrobiono praktycznie nic.
Polityka wodna w międzywojniu
Po I Wojnie Światowej rząd nowo powstałego państwa polskiego miał bardzo ambitne plany dotyczące regulacji wód rzecznych, jednak czasu i pieniędzy starczyło tylko na budowę kilkunastu zbiorników energetycznych i przeciwpowodziowych, głównie na terenie wzgórz kaszubskich (prąd z tamtejszych elektrowni wodnych zasilał początkowo budowę portu w Gdyni) oraz w Beskidach i na Podhalu. Czołowym przykładem tych inwestycji była zapora z elektrownią w Rożnowie, postawiona w 1934, po katastrofalnej powodzi na terenach sąsiadujących z Dunajcem. Budowla nie tylko chroniła (i wciąż chroni) ludność przyrzecznych dolin przed utratą dobytku i życia, ale też zasilała (i do dziś zasila) mocą 50MW Centralny Okręg Przemysłowy. Konstrukcja dokończona została w czasie okupacji.
Zobacz także: Prezes Wód Polskich: Główne zagrożenie dla czystości wód to ścieki
Powojenne kierunki rozwoju hydroinżynierii
W 1956, kiedy znaczna część kluczowej infrastruktury zniszczonej w czasie wojny została już odbudowana, przystąpiono do określenia planu na gospodarkę wodną do 1980 roku. Przez większość rządów socjalistycznych kwestie dotyczące gospodarki wodnej wędrowały od jednego ministerstwa do drugiego, zmieniając nadzorujące organy czasem co roku. W końcu w 1973 roku utworzono Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, który do dziś zajmuje się badaniami na temat stosunków wodnych w Polsce. W międzyczasie poczyniono inwestycje mające zmniejszyć przepływy wód roztopowych, na przykład zaporę na Solinie i w Myczkowcach u podnóża Bieszczad, w Czorsztynie na Dunajcu czy w Pilchowicach na Bobrze. Pomyślano więc o zatrzymaniu wody w górach, by nie dostała się na niziny, jednak nie przewidziano, że za kilkadziesiąt lat w wyniku zmian klimatu deszcze również na nizinach staną się gwałtowne i zabójcze. Wyjątkami były zapora we Włocławku, która jednak miała ten negatywny skutek, że znacznie utrudniła żeglugę z dolnego do środkowego biegu Wisły. Przez cały okres istnienia PRL przykładano również dużą wagę do kreowania nowych terenów rolniczych poprzez kopanie kanałów melioracyjnych. Te jednak z kolei osuszały tereny podmokłe, burząc ich naturalne środowisko.
Co jeszcze zniszczyło gospodarkę wodną?
Dodatkowe szkody poczynił rozwój przemysłu, który zanieczyścił wody zarówno powierzchniowe, jak i gruntowe. Nie budowano oczyszczalni ścieków, więc szybko zaludniające się miasta odprowadzały swoje ścieki prosto do rzek. Także coraz szersze wykorzystanie nawozów sztucznych w rolnictwie skażało wody gruntowe, które odpływały po opadach do rzek. Ogromne szkody poczyniły też elektrownie na węgiel brunatny, które wymagają wykopania bardzo głębokich dołów w celach wydobywczych. Doły te powodowały obniżenie lustra wód podziemnych w okolicach obiektów. Dziś nawet 20 kilometrów od elektrowni w Bełchatowie czy w Koninie pustką świecą stawy i oczka wodne, które niegdyś obfitowały w życie i były cennymi rezerwuarami wody.
Dlaczego w Polsce są susze i powodzie i jak im zapobiec?
Dziś największe problemy sprawia nie woda spływająca z topniejącego w górach śniegu (którego notabene jest coraz mniej), a potężne letnie nawałnice, które występują coraz częściej zamiast regularnych, niskoprzepływowych opadów. Powolne opady łatwo wsiąkają w ziemię, jednak nawałnica, która niesie ze sobą dziesiątki litrów wody na metr kwadratowy w ciągu godziny, sprowadza tonaż, którego gleba nie jest w stanie pochłonąć (szczególnie po suszach) i powoduje wzrost poziomów rzek i w konsekwencji powodzie. Jest sposób, który można by było wdrożyć, żeby powstrzymać zarówno wyniszczające powodzie, jak i zapobiec negatywnym skutkom susz. O nim przeczytacie w kolejnym artykule z serii.
Zobacz także: 10 najgorszych klęsk żywiołowych tego roku kosztowało świat 170 mld dol.
Autor artykułu posiłkował się raportem Senatu RP z 2011 roku.