Chiny będą kontrolować handel danymi

Chińskie firmy internetowe w ciągu ostatniej dekady rozwijały się niesamowicie szybko. Przedsiębiorstwa takie jak Tencent, Alibaba czy Yum China obecnie osiągają ogromne zyski, a oferowane przez nich usługi są znane na całym świecie. Jak informują autorzy najnowszego tygodnika Polskiego Instytutu Ekonomicznego, władze w Pekinie zaczęły na poważnie angażować się w ich uregulowanie. Chiny mają zamiar kontrolować handel danymi
Problemy chińskich gigantów internetowych
Od niedawna funkcjonowanie gigantów internetowych w Państwie Środka jest utrudnione. W sierpniu Tencent został pozwany przez pekińską prokuraturę ludową za to, że popularna w Chinach aplikacja firmy WeChat w trybie „youth mode” miała naruszać prawa ochrony dzieci. Władze w Pekinie zapowiedziały wdrożenie limitów regulujących to, ile dana niepełnoletnia osoba może grać, co z pewnością przyniesie przemysłowi gier komputerowych spore straty. Do tego niespełna miesiąc temu tamtejsze państwowe media nazwały gry online „narkotykami elektronicznymi”, przez co akcje firm Tencent i NetEase spadły o ponad 10%.
Ataki na internetowych gigantów mają miejsce, ponieważ Chiny chcą ograniczyć niezależność prezesów i twórców największych serwisów internetowych. Jak podają eksperci PIE, władze Państwa Środka zdają sobie sprawę z tego, jak ważne będą dane w dopiero co rodzącej się gospodarce opartej na wiedzy i chcą mieć nad nimi większą władzę.
Analitycy PIE wskazują, że:
„W oficjalnych chińskich dokumentach dane określa się jako jeden z czynników produkcji, co stawia je w jednym rzędzie z ziemią, kapitałem (finansowym i ludzkim), pracą, czy technologią”.
Chiny zaczynają kontrolować handel danymi
Jednak gdy wszystkie pozostałe czynniki produkcji są sprzedawane na unormowanym przez prawo rynku, z danymi jest zupełnie inaczej. Rynek, na którym handluje się danymi, dopiero się kształtuje. Władza w Pekinie nie zamierza się temu biernie przyglądać i zaczyna wprowadzać odpowiednie regulacje.
W 2020 roku wprowadzono na terenie Chin Personal Information Protection Law (PIPL), czyli chiński odpowiednik Rozporządzenia o Ochronie Danych Osobowych (RODO). Jak informują autorzy tygodnika PIE, wiele elementów nowej regulacji przypomina te zawarte w RODO.
Jednak PIPL pod jednym zasadniczym względem różni się od swojego europejskiego odpowiednika. Nowe prawo nakazuje, aby w wybranych przypadkach dane były przechowywane jedynie na terytorium Chin. Ten fragment regulacji w dużym stopniu ogranicza możliwość transgranicznego przekazywania danych.
Jednak na tym nie kończą się zmiany w prawie, bo władze w Pekinie mają zamiar uregulować handel danymi. Pierwszego września na terenie całych Chin weszła w życie ustawa Data Security Law (DSL). Jak donoszą eksperci PIE:
„Jej celem jest między innymi wsparcie regulacyjne dla pośredników działających na rynku wymiany danych, aby przepływy między firmami zbierającymi dane a tymi, które chcą z nich korzystać, odbywały się płynnie i przy zachowaniu bezpieczeństwa obu stron”.
Jak zaznaczają analitycy PIE, chińskie prawo regulujące przekazywanie i przetwarzanie danych pod pewnymi względami wyprzedza to europejskie. Z tego względu możliwe jest, że w przyszłości wiele krajów kreując własne regulacje dotyczące omawianej dziedziny, bardziej zainspiruje się prawem pekińskim, niż brukselskim.
Zobacz także: Kto najwięcej zyskał na pandemii? Chiny, Wietnam i… Polska