Komentarze I Analizy

Wielka inflacja z lat 70., czyli czy wynieśliśmy cokolwiek z historii?

Czy aktualny kryzys związany z szybkim wzrostem cen jest powtórką sytuacji z lat 70.? Czy tak zwana wielka inflacja nie nauczyła nas niczego?

Karol Marks swego czasu stwierdził, że historia powtarza się dwukrotnie — najpierw, jako tragedia, a następnie jako farsa. Czy prawo to można odnieść do dzisiejszych czasów? Czy aktualnie mający miejsce kryzys związany z szybkim wzrostem cen jest powtórką sytuacji z lat siedemdziesiątych? Czy tak zwana wielka inflacja nie nauczyła nas niczego? Z analizy dokonanej przez ekspertów Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) wynika dosyć napawający optymizmem wniosek, wskazujący na to, że odpowiedź na wszystkie moje pytania brzmi — nie! 

Wielka oraz aktualna inflacja wynikła z działań rządu!

Jednakże nie oznacza to, że nie ma żadnych podobieństw między obecną sytuacją a tą mającą miejsce kilka dekad temu. Przykładowo wielka inflacja, podobnie jak aktualny kryzys cenowy, została wywołana przez szereg czynników. W przypadku Stanów Zjednoczonych, na których skoncentruję swoją analizę, ale również wielu innych krajów sporą rolę odegrała polityka fiskalna. Najpierw w 1964 roku prezydent USA Lyndon B. Johnson zapowiedział, a następnie zaczął wprowadzać zbiór reform określonych przez niego mianem „Wielkiego Społeczeństwa”. W ich ramach znacząco zwiększono wydatki federalne przeznaczone między innymi na edukację, zdrowie oraz wsparcie ubogich. Przy czym, jak widać na zamieszczonym poniżej wykresie, taki wzrost wydatków nie był bynajmniej w tych czasach czymś wyjątkowym.

Źródło: Polski Instytut Ekonomiczny, Lekcje z „wielkiej inflacji” lat 70.

Niecały rok później Amerykanie dołączyli do wietnamskiej wojny, która to z roku na roku pochłaniała coraz więcej rządowych środków. Co więcej, na początku lat 70. system Breton Woods, który od końca drugiej wojny światowej gwarantował stabilność kursów walutowych rozpadł się. Wszystko to sprawiło, że jeszcze przed wystąpieniem szoku podażowego (o nim więcej w następnej częsci artykułu), inflacja w Stanach Zjednoczonych urosła do stosunkowo wysokiego poziomu. Jak donoszą ekonomiści Instytutu:

Ceny zaczęły rosnąć w latach 60. W Stanach Zjednoczonych inflacja wzrosła z 1 proc. w 1965 r. do 6 proc. na przełomie lat 1969 i 1970.

Źródło: Polski Instytut Ekonomiczny, Lekcje z „wielkiej inflacji” lat 70.

Przy czym podobnie sytuacja prezentuje się w przypadku aktualnego kryzysu. Jeszcze przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji, ceny w wielu krajach zaczęły rosnąć, a to za sprawą znacznej ekspansji fiskalnej rządów, choć spowodowaną innymi pobudkami. Ze względu na wybuch pandemii, wiele państw wprowadziło różnorakie programy pomocowe dla przedsiębiorstw i gospodarstw domowych. Wpompowano wówczas w gospodarkę ogrom środków, które następnie w połączeniu między innymi z niejako wymuszonymi oszczędnościami (szerzej o tej kwestii pisaliśmy tutaj: Pandemiczne oszczędności przerodziły się w wydatki i inflację) oraz poprzerywanymi łańcuchami dostaw (kwestii tej dogłębnie przyjrzeliśmy się w tym artykule: Globalna inflacja, na skutek podrożenia transportu, wzrośnie o 1,5 pkt proc.) sprawiły, że już na początku 2022 roku inflacja w wielu krajach była stosunkowo wysoka. W Stanach Zjednoczonych przykładowo wyniosła ona aż 7,5 proc. w zeszłorocznym styczniu.  

OPEC i Putin postanowili uczynić z inflacji ogromny problem

Ponadto, co warto podkreślić, w obu przypadkach sytuacja związana ze wzrostem cen znacznie pogorszyła się na skutek szoku podażowego. W 1973 roku Organizacja Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC) nałożyła na Zachód za wsparcie Izraela w wojnie Jom Kippur embargo. W wyniku tego działania cena produkowanego przez nich surowca, na którym w dużej mierze opierały się ówczesne gospodarki (skalę tego uzależniania dobrze ukazuje zamieszczony poniżej wykres), gwałtownie wzrosła.

Źródło: Polski Instytut Ekonomiczny, Lekcje z „wielkiej inflacji” lat 70.

Jak donoszą ekonomiści PIE, w przypadku Stanach Zjednoczonych w ciągu zaledwie pierwszych trzech miesięcy od wprowadzenia embarga ropa naftowa podrożała aż o 135 proc., co z kolei doprowadziło do tego, że tempo wzrostu cen przebiło w Stanach Zjednoczonych 10 proc. Co więcej, niedługo później bo 1979 roku, w wyniku rewolucji irańskiej wybuchł drugi kryzys naftowy, który skutecznie zniweczył mający miejsce 1975-1977 spadek inflacji. 

Zobacz także: Branżometr Inelo i PITD. Transport w 2022 roku w cieniu inflacji

W przypadku aktualnej sytuacji takim surowcem doprowadzającym do podniesienia i tak już stosunkowo wysokiej inflacji okazał się gaz. Jeszcze w 2020 roku za megawatogodzinę błękitnego paliwa trzeba było zapłacić nie więcej niż 30 euro. Od początku 2021 roku, między innymi na skutek działań Putina (dokładnie tę kwestię przeanalizowaliśmy tutaj: Gazprom kłamie i manipuluje cenami gazu w Europie), cena gazu ziemnego zaczęła stopniowo wzrastać. Na jesień 2021 roku przebiła ona poziom 50 euro. Przy czym już wtedy zaczęła widocznie oddziaływać na inflację w Polsce i reszcie Europy. Pod koniec 2021 roku ceny zbliżyły się nawet do poziomu 200 euro/MWh. 

Następnie zaczęły one spadać, a w lutym 2022 roku, na skutek rozpoczęcia przez Rosję inwazji, znów wystrzeliły. Tym razem udało im się przebić 200 euro/MWh. Co prawda po wybuchu wojny po raz kolejny spadły i zaczęły stabilizować się na poziomie ok. 60-80 euro/MWh, ale nie na długo. W maju po raz drugi wyniosły one ponad 200 euro/MWh, a w czerwcu przebiły granicę 300 euro za megawatogodzinę. Jednakże warto przy tym zanotować, że w latach 70., podobnie jak obecnie, drożała znaczna liczba surowców, a nie tylko jeden szerzej tutaj przeze mnie opisany. 

Dlaczego Karol Marks się mylił? Czym różni się wielka inflacja od tej obecnej?

Czym w takim razie wielka inflacja różniła się od szybkiego wzrostu cen, z którym się zmagamy? Dlaczego nie mamy do czynienia z marksowską farsą? No cóż, jak wynika z raportu PIE, przede wszystkim zawdzięczamy to odmiennej i zdecydowanie lepszej reakcji rządów oraz banków centralnych. Ta z lat 70. pozostawiła wiele do życzenia. Po pierwsze, banki centralne postanowiły praktycznie zignorować przyspieszającą dynamikę cen. Ich członkowie byli przekonani, że polityka monetarna zwyczajnie nie powstrzyma wzrostu cen, gdyż czynniki za niego odpowiedzialne są poza jej kontrolą. W końcu nie istniał i nie istnieje poziom stóp procentowych, który byłby w stanie złamać embargo ropy naftowej nałożone przez OPEC. 

Drugim znacznie ważniejszym powodem były działania rządów. Ówcześni politycy, podobnie jak ich wyborcy, nadal bardzo pamiętali skutki, do których doprowadził wielki kryzys lat 20. i 30 w postaci masowego bezrobocia. Z tego powodu ogromne znaczenie przywiązywali do utrzymania pełnego zatrudnienia i nie chcieli słyszeć o wzroście stóp procentowych, który to z pewnością przełożyłby się na wzrost liczby osób pozostających bez pracy. Co więcej, politycy w wielu krajach naciskali na członków banków centralnych, aby ci ich nie podnosili. Przy czym, ze względu na niepełną niezależność, lub w niektórych przypadkach całkowity brak niezależności, udawało im się to skutecznie robić. Jednakże, co warto zaznaczyć, bynajmniej nie oznacza to, że rządzący nie próbowali zatrzymać wzrostu cen. Jak informują analitycy PIE, próbowali poskromić inflację, wykorzystując w tym celu nieskuteczne, a nawet szkodliwe gospodarczo instrumenty opierające na regulacji cen. 

Zobacz także: Węgry: inflacja 25% to idealny moment na obniżkę stóp procentowych!

Obecnie sytuacja prezentuje się znacznie lepiej. Banki centralne są aktualnie w pełni niezależne i zamiast dywagować o tym, czy są w stanie zażegnać wzrost cen, czy też nie, błyskawicznie oraz zdecydowanie zaczęły podnosić stopy procentowe. EBC zaczął je podwyższać pierwszy raz od ponad dekady, FED jest aktualnie w trakcie jednego z bardziej intensywnych w historii cykli zacieśnienia polityki monetarnej, a w kraju nad Wisłą aktualnie stopy procentowe są najwyższe niemal od początku obecnego stulecia. Co więcej, szybko zarówno opinia publiczna, jak i politycy uznali, że inflacja jest poważnym problemem, którym zdecydowanie należy się zająć. Przy czym, może się to wydawać mało zaskakujące, ale dla przypomnienia w czasach wielkiej inflacji, to zatrudnienie, a nie wzrost cen, było oczkiem w głowie wyborców oraz ich reprezentantów.  

Zareagowaliśmy lepiej, więc inflacja powinna znacznie spać, czyż nie?

No dobrze, ale czy to oznacza, że teraz będzie już tylko z górki? Czy ze względu na znacznie lepszą reakcję instytucji, możemy liczyć na to, iż wysoka inflacja przeminie znacznie szybciej, niż kiedyś? Otóż jak wynika z analizy ekonomistów, niekoniecznie. Aktualnie świat zmaga się z wieloma problemami, które mogą utrzymać wzrost cen na podwyższonym poziomie jeszcze przez długi czas. Społeczeństwa i to nie tylko te zachodnie się starzeją, a to z kolei sprzyja wzrostowi inflacji (szerzej o tym, pisaliśmy w artykule: Demografia może nas pogrążyć w dekadach podwyższonej inflacji). Do tego globalizacja, która dotychczas stanowiła jeden z fundamentów niskiej inflacji, z której mogliśmy się cieszyć w ostatnich dekadach, znalazła się w odwrocie (dokładniej ta kwestia poruszana jest tekście, do którego link Czytelnik znajdzie poniżej). 

Globalizacja w odwrocie. Czy nadchodzi era deglobalizacji?

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Adam Suraj

Ekonomista zarażony miłością do tej nauki przez Ha-Joon Chang. To on pokazał, że ekonomia to nie są nudne obliczenia, a nauka o życiu społecznym.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker