Komentarze I Analizy

Ludzie giną u naszych bram, ale prawdziwa tragedia to trochę wyższe rachunki [FELIETON]

Twitter to wspaniałe narzędzie. Z wielu powodów. W odpowiedni sposób wykorzystywane może być świetnym źródłem informacji pochodzących od prawdziwych specjalistów. Może być też świetnym papierkiem lakmusowym zacofania intelektualnego i braku świadomości tzw. polskich elit. Elit, w skład których wchodzą m.in. dziennikarze oraz tzw. komentatorzy, którzy zawsze mają coś do powiedzenia na każdy temat, a na żadnym się nie znają.

Skupmy się na tzw. elitach. Dlaczego uważam, że tzw. polskie elity intelektualne są zacofane intelektualnie? Dlatego, że w sieci można znaleźć wiele przykładów to potwierdzających. Regularnie możemy przeczytać efekty pracy zwojów mózgowych Pani Krystyny Jandy czy Pana Tomasza Lisa. O politykach wszelkiej maści nie wspomnę, bo oni co do zasady mają wpisane w swoje portfolio robić z siebie idiotów. Swego czasu prawdziwy popis dał ówczesny Prezes PZPN Zbigniew Boniek, który po 30 latach demokracji w Polsce odkrył, że waga głosu profesora i bezdomnego jest taka sama. Oczywiście w związku z tym faktem, nie krył swego rodzaju oburzenia.

Drogi frank i drogie paliwo, to prawdziwy koniec świata

Teraz mamy jednak nowy rodzaj oburzenia. Drogie paliwo na stacjach i rekordowo wysoki kurs franka. W skrócie – tankowanie autka jest drogie i raty kredytów też są drogie. Oczywiście wielu internetowych ekspertów nie może zrozumieć, z czego wynika taki stan rzeczy. Wśród naszych naczelnych specjalistów jest Pan Łukasz Warzecha, który w mediach i sieci króluje jako specjalista od wszystkiego. W sumie to chyba jest jego zawód – znawca wszechrzeczy. Najgorsze jest jednak to, że redaktorzy telewizyjni cały czas łapią się w tę pułapkę i zapraszają go do siebie jako eksperta. Ale Warzecha nie jest jedyny. Co rusz jakiś dziennikarz, obserwator życia politycznego lub inny „specjalista” nie kryje swojego oburzenia wysokimi cenami paliwa i rekordowymi kursami walut jednocześnie podając przy tym absurdalne powody tej sytuacji. Gdyby jednak rozumieli mechanizmy, jakie działają na rynkach oraz w jakiej sytuacji się obecnie znajdujemy, to może ich poglądy uległyby rewizji?

Wszystkiemu winna wojna na Ukrainie, a my na to mamy niewielki wpływ

Wyjaśnijmy, w czym problem. Za naszą wschodnią granicą toczy się największa wojna w Europie od czasów II wojny światowej. Pełnoskalowy konflikt, którego na tę chwilę końca nie widać. Co się dzieje gdy sytuacja na świecie staje się niepewna, a wręcz niebezpieczna? Kapitał ucieka z bardziej niepewnych rynków i lokuje swoje aktywa na rynkach bezpieczniejszych. Takie bezpieczne rynki to tzw. bezpieczne przystanie. Należą do nich m.in. złoto, frank szwajcarski oraz jen japoński. W sytuacji wojny, która jak najbardziej jest poważnym zagrożeniem, inwestycje ewakuują się z tzw. rynków wschodzących i uciekają na bezpieczniejsze rynki.

Dla globalnych inwestorów polska gospodarka ciągle jest traktowana jako rynek wschodzący, w związku z tym aktywa zdeponowane w polskiej walucie zostały zamienione na aktywa w innych walutach. To z kolei przyczyniło się do spadku wartość złotego w stosunku do euro, franka szwajcarskiego, czy też dolara. Jest to naturalny proces w sytuacjach kryzysowych. Niemniej jednak nawet gdybyśmy byli uważani za rynek wysokorozwinięty z silną i stabilną walutą, to exodus kapitału i tak by nastąpił. Dlaczego? Dlatego, że wojna jest tuż za naszą granicą. I w sytuacji jakiegokolwiek rozszerzenia się konfliktu, Polska jest jednym z pierwszych krajów, które się w niego zaangażują.

W związku z tym niektórzy będą mieli rekordowo wysokie raty kredytów (o ile zaciągnęli je we frankach szwajcarskich), a paradoksalnie władze monetarne nie mają aż takich możliwości ratowania waluty, jak nam się wszystkim wydaje. Skala tego jest po prostu tak duża, że interwencje niespecjalnie pomagają.

Ropa najdroższa o ośmiu lat

Druga kwestia to cena ropy. Ropa WTI jest obecnie na ośmioletnich maksimach i przekroczyła cenę 115 dolarów za baryłkę. To z kolei sprawia, że sam zakup ropy jest dla nas bardzo kosztowny. Ponadto zakupy ropy rozliczane są przede wszystkim w dolarach. Obecnie jeden dolar kosztuje ok. 4,50 zł i jest to jeden z najwyższych kursów w historii notowań. Nieco wyższy kurs odnotowano tylko na początku XXI wieku. W związku z tym w sytuacji szybko drożejącej ropy oraz wysokiego kursu waluty, którą rozliczamy jej zakup, niemożliwe jest, by ceny na stacjach nie rosły. Ponadto rząd i władze monetarne mają bardzo ograniczone możliwości przeciwdziałania takiemu stanowi rzeczy. W związku z tym narzekania „ekspertów” w internecie świadczą jedynie o braku zrozumienia sytuacji, w której się znajdujemy.

Ludzie giną u naszych bram, ale prawdziwa tragedia to trochę wyższe rachunki

Za naszą granicą giną ludzie, znajdujemy się w kryzysie humanitarnym, któremu należy przeciwdziałać, ale głównym zmartwieniem niektórych osób jest drogie paliwo. Należy postawić sprawę jasno, by zrozumieć, w jakiej sytuacji się znajdujemy. Sankcje nałożone na Rosję były konieczne. Sankcje te silnie uderzą w rosyjską gospodarkę, ale my również musimy liczyć się z pewnymi problemami i nie mówię tylko o tych, które już teraz mamy. W tak silnie zglobalizowanej gospodarce nie da się nałożyć destrukcyjnych sankcji, w żaden sposób nie cierpiąc na tym samemu. Sankcje te były koniecznością i należy wierzyć, że powstrzymają one zapędy Rosjan. Wszak mogliśmy sankcji nie nakładać, ale wówczas być może mielibyśmy wojnę nie pod płotem, a na naszym podwórku.

Dlatego niektórzy powinni się zastanowić nad tym co piszą. Droższe paliwo i raty kredytów (notabene sami są sobie winni, wpadając na głupi pomysł zadłużania się w obcej walucie) są stosunkowo niewielką ceną, mając na uwadze, jaką cenę płacą Ukraińcy. Niektórzy wydają się tego kompletnie nie rozumieć, sprawiając wrażenie oderwanych od rzeczywistości indolentów intelektualnych, dla których największym zmartwieniem jest bak paliwa droższy o 60 zł.

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Filip Lamański

Dziennikarz, założyciel i redaktor naczelny portalu Obserwator Gospodarczy z wykształcenia ekonomista specjalizujący się w demografii i systemie emerytalnym. W 2020 roku nagrodzony w konkursie NBP na dziennikarza ekonomicznego roku 2020 w kategorii felieton lub analiza.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker