Komentarze I Analizy

Spółdzielczość motorem polskiego mieszkalnictwa

W dzisiejszej Polsce, po prawie 45 latach rządów socjalistów, zdążyliśmy zapomnieć, jakiej tytanicznej pracy wymagało rozpropagowanie idei spółdzielczości mieszkaniowej. Dziś fakt, że spółdzielczość istnieje, bierzemy za pewnik, nie zdając sobie sprawy, jak wyboistą drogę przejść musieli spółdzielcy prawie 100 lat temu i później.

Historia ruchu spółdzielczego zaczyna się w XIX wieku w Wielkiej Brytanii. Na samym początku nie myślano wcale o współdzieleniu mieszkań, to przyszło dopiero z czasem. Pierwsze spółdzielnie zajmowały się wytwórstwem spożywczym, a ich głównym zadaniem, w przeciwieństwie do przedsiębiorstw własnościowych, nie był zysk, a spełnienie potrzeb członków-udziałowców oraz ochrona ich przed nieuczciwymi praktykami ze strony właśnie przedsiębiorstw własnościowych. Koniec końców takie same zadania przyjęły spółdzielnie mieszkaniowe, zmieniając jedynie głównego antagonistę – z przedsiębiorcy na właściciela nieruchomości. 

Czym jest spółdzielczość?

Tu należy postawić średnik i wtrącić definicję, czym właściwie charakteryzuje się spółdzielnia i czym różni się od wspólnoty. Podstawową cechą spółdzielni jest dobrowolność – z członkostwa można się w każdej chwili wycofać albo w każdej chwili dołączyć. Nie występuje tu więc problem znany we własnościowych wspólnotach, gdzie osoba, która chce się wprowadzić, musi przejść długą drogę, by kupić mieszkanie albo je sprzedać, gdy chce się wyprowadzić. Drugą różnicą jest więc fakt, iż w ramach spółdzielni wszystko: od mieszkań, przez klatki schodowe i piwnice, po podwórka i parkingi, należy do samej spółdzielni, która ma osobowość prawną. Członek nabywa jedynie prawo do użytkowania swojej części, które jest notabene dziedziczne. Tymczasem w ramach wspólnoty mieszkaniowej wyróżnia się części wspólne – klatki schodowe, podwórza czy instalację wodociągową i kanalizacyjną; oraz części należące (bezterminowo i niezbywalnie) do każdego współwłaściciela wspólnoty. Sama wspólnota zaś nie jest osobą w świetle prawa, ma jednak zdolność do czynności prawnych – pozywania, bycia pozywaną czy ściągania długów. Wymienianie dalszych różnic, których reszta dotyczy głównie sposobów zarządzania oraz ustaw dotyczących poszczególnych rodzajów spółdzielni i wspólnot, rozwlekłoby artykuł do rozmiarów krótkiej książki. 

Zobacz także: Jak naprawić kanadyjski rynek mieszkaniowy? Justin Trudeau ma plan

Spółdzielczość — polscy pionierzy

Na terenach dzisiejszej Polski pierwszymi prawdziwymi spółdzielniami były kooperatywy rolnicze oraz banki spółdzielcze dla rolników, których propagatorem był znany z szyldów Stefan Stefczyk. W przededniu wybuchu I Wojny Światowej w samej Galicji działało już prawie 1400 lokalnych spółdzielni oszczędnościowo-pożyczkowych, zrzeszających ponad 300 tysięcy ludzi. I choć działają one na szeroką skalę po dziś dzień, to jednak nie one miały największy wpływ na codzienne życie Polaków. W przeciwieństwie do spółdzielni mieszkaniowych. 

W 1918 roku Warszawa, która z dnia na dzień stała się stolicą prawie 30-milionowego kraju, do tego targanego nieustannymi konfliktami o granicę, zaczęła rozrastać się w sposób niekontrolowany. Dziesiątki tysięcy ludzi zaczęły napływać do stolicy z najrozmaitszych zakątków nowo utworzonej Rzeczypospolitej. Niestety ludzie ci, zamiast mlekiem i miodem płynącej ziemi obiecanej, zastali ciężką harówkę za grosze, urągające ludzkiej godności warunki sanitarne, a często tez bezrobocie i bezdomność. W obliczu tych okoliczności grupa stołecznych aktywistów społecznych postanowiła założyć pierwszą spółdzielnię mieszkaniową na terenie Polski – Warszawską Spółdzielnię Mieszkaniową (dalej: WSM). W jej skład wchodzili tak różni ludzie jak inżynier Stanisław Tołwiński, polityk Teodor Toeplitz, czy niespełniony architekt Bolesław Bierut (którego poglądów politycznych nikomu przedstawiać nie trzeba). 

Pierwsze osiedla spółdzielcze WSM

W 1935 położono kamień węgielny pod budowę pierwszego budynku spółdzielni na Żoliborzu. Bloki były bogato wyposażone, a mieszkania przestronne w porównaniu do tych, w których dotychczas gnieździli się robotnicy. Niewielu jednak robotników rzeczywiście potrzebujących tego rodzaju pomocy z niej koniec końców skorzystało. Ze względu właśnie na solidność konstrukcji i udogodnienia dostępne dla mieszkańców, a także przez wysokie oprocentowanie, którego zażądał Bank Gospodarstwa Krajowego wespół z Banca Commerciale Italiana. Składki członkowskie pozostawały poza zasięgiem przeciętnego warszawskiego ciułacza. To sprawiło, że wprowadzać zaczęły się rodziny inteligenckie, co nadało Żoliborzowi elitarny klimat, który przetrwał do dziś. 

Działacze WSM mieli jednak innego asa w rękawie – tym razem zapytali samych robotników, jakich udogodnień im potrzeba. Ci stwierdzili, że prawie żadnych, bo słusznie bali się zbyt wysokich opłat. Tak powstało pierwsze prawdziwie robotnicze osiedle na Rakowcu, stojące do dziś (nie ucierpiało szczególnie mocno w czasie wojny) przy ulicy Pruszkowskiej. Krótko przed wojną oddano jeszcze jedno – dużo większe – osiedle na Kole przy Obozowej. Ono również przetrwało po dziś dzień. 

Spółdzielczość w okresie powojennym

Jak już zostało wyżej wspomniane, współzałożycielem WSM był niejaki Bolesław Bierut, wówczas jeszcze mało znaczący działacz komunistyczny. Ten cichy wąsaty brunet wrócił jednak na przełomie 1944 i 45 roku do Warszawy z obstawą w postaci Armii Czerwonej i został mianowany prezydentem Rzeczypospolitej, a później przemianowany na I sekretarza nowo utworzonej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Wówczas zaczęto budować na potęgę, powstały między innymi nowe osiedla na Żoliborzu i Mokotowie, a także odbudowany z gruzów w całkowicie nowej formie Muranów. Wszystko zamarło jednak w 1949 roku, kiedy po ogłoszeniu nowej doktryny – zarówno w architekturze i urbanistyce, jak i w samej gospodarce – socrealizmu. W tym czasie budowało państwo, do państwa też należały powstające budynki, jedynie udostępniane robotnikom. Wszystko wróciło do normy po odwilży 1956 roku. W 1960 roku WSM odpowiadała za około 30% wszystkich lokali budowanych w stolicy. W związku z tym wkrótce została podzielona na pododdziały zajmujące się poszczególnymi dzielnicami, w których budynków powstawało najwięcej. W innych miastach spółdzielczość mieszkaniowa również przeżywała boom – krótko po wojnie założono między innymi Lubelską Spółdzielnię Mieszkaniową, Poznańską Spółdzielnię Mieszkaniową czy Spółdzielnię Mieszkaniową “Nasza Praca” w Częstochowie. 

Dalsze losy spółdzielczości mieszkaniowej opisane zostaną w kolejnym artykule, który ukaże się w najbliższym czasie. 

Zobacz także: Jak naprawić polski rynek mieszkaniowy?

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker