Polska

Prawdziwa mafie vatowskie działają w branży elektronicznej

Czytając medialne doniesienia tzw. przeciętny odbiorca może odnieść wrażenie, że dominującą formą przestępstw VAT-owskich były wyłudzenia nienależnych zwrotów podatku od wartości dodanej, powiązane niejednokrotnie z tzw. pustymi fakturami. Tymczasem rzeczywistość często bywała nieco inna, ponieważ w wielu branżach działały mafie vatowskie, dla których głównym źródłem zarobku było zawłaszczanie VAT-u praktycznie już na początku łańcucha sprzedaży. Brzmi skomplikowanie? W rzeczywistości było bardzo proste, o czym opowiem już za moment.

Podstawowy model zawłaszczania VAT-u przez grupy przestępcze – wprowadzenie

Zacznę od tego, że na terenie Polski w branży elektronicznej mniej – więcej od 2012 roku operowały w dużej mierze (jeśli nie głównie) zagraniczne grupy przestępcze zajmujące się wyłudzeniami podatku od wartości dodanej. Przykładowe kraje rezydowania tzw. mózgów operacji to: Dania, Francja, Niemcy. W tym momencie nasunąć się może dość istotne pytanie: dlaczego VAT-owcy (tak będę nazywał przestępców w tym artykule) wybrali właśnie Polskę? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Z całą pewnością jednym z najważniejszych czynników było wprowadzenie tzw. odwrotnego obciążenia na elektronikę w Niemczech oraz w Wielkiej Brytanii. Grupy przestępcze, które operowały na tamtym obszarze, straciły tym samym możliwość łatwego i szybkiego zarobku, gdyż tzw. reverse charge jest środkiem skutecznie „wypychającym” oszustów VAT-owskich z danej branży.

Jeśli miałbym pokrótce zdefiniować to pojęcie (bo nie każdy musi je znać), to reverse chargé jest schematem, w którym to nabywca towaru jest zobowiązany do zapłaty VAT-u, czyli przelewa sprzedającemu kwotę netto. Dlaczego takie rozwiązanie mocno utrudnia życie grupom przestępczym? Po prostu znikający podatnik wprowadzając towar na teren Polski otrzymałby kwotę netto od kupującego, więc nie byłoby tutaj zysku, bo nie można byłoby szybko zniknąć z VAT-em nieodprowadzonym na konto skarbówki. Rezultat: grupy przestępcze wolą działać w państwach, w których odwróconego VAT-u nie ma lub też przerzucić się na te branże, gdzie również on nie występuje.

Tymczasem Polska, jako stosunkowo duży rynek, jawiła się jako dobra lokalizacja do prowadzenia tego typu nielegalnych interesów. Przestępczej działalności sprzyjało również relatywnie łatwe rejestrowanie spółek z o.o. przy wykorzystaniu wirtualnych biur oraz możliwość prostego nabycia takiej spółki z już przyznanym numerem VAT. Dla porównania dodam, że w niektórych krajach, jak chociażby Wielka Brytania, gdzie występowały duże problemy z przestępczością podatkową, zarejestrowanie spółki jako czynnego podatnika VAT nie jest wcale takie proste. Można także dyskutować na temat tego, w jakim stopniu międzynarodowe grupy poznały specyfikę polskiego rynku, a ściślej rzecz biorąc aparatu skarbowego. I, moim zdaniem, dyskusja taka będzie zasadna – trudno bowiem spodziewać się, aby mafie vatowskie zarabiające miliony weszły na nowy rynek bez przeprowadzenia stosownego rozpoznania.

Konstrukcja schematu umożliwiającego zawłaszczenie podatku VAT przez mafie vatowskie

Przejdźmy teraz do przedstawienia samego schematu wprowadzania smartfonów na polski rynek, bo jeśli chodzi o elektronikę, to w dużej mierze właśnie one „krążyły” sobie w karuzelach. Dlaczego? Ponieważ to towar szczególny – są małe, a zarazem mają dużą wartość. Do tego stosunkowo łatwo jest je sprzedać na rynku konsumenckim, jeśli choć trochę obniżyć cenę w stosunku do rynkowych stawek.

Uczestnicy schematu:

– niemiecka firma A, kontrolowana przez mafię vatowską

– polska firma B pełniąca rolę znikającego podatnika, również kontrolowana przez przestępców

– polska firma C pełniąca rolę bufora (często nieświadomego)

– polska firma D pełniąca rolę brokera

Tak więc firma A znajdująca się np. w Niemczech i będąca pod kontrolą zorganizowanej grupy sprzedawała towar na zerowej stawce VAT (WDT) polskiej firmie B, która pełniła jednocześnie rolę importera oraz słupa.

Znikający podatnicy – krótka charakterystyka

Zatrzymajmy się na moment, aby wtrącić kilka słów odnośnie znikających podatników. Tak więc figurantami, na których rejestrowano takie firmy, jak B, byli zarówno obcokrajowcy, jak i Polacy. Co do tych drugich, to w niektórych przypadkach były to Polki, które zwerbowali do współpracy obcokrajowcy o egzotycznym wyglądzie. Dziewczyny te często działały bez świadomości istnienia przestępczego schematu i myślały, że pomagają swoim partnerom w rozkręcaniu w naszym kraju legalnych interesów. W rzeczywistości jednak uczestniczyły w karuzelach VAT. Ile było podobnych przypadków? Trudni dziś jednoznacznie stwierdzić. W każdym razie schemat wyglądał często tak: mafia vatowska kontaktowała się z jakąś polską kancelarią i kupowała już zarejestrowaną spółkę z o.o. Następnie do Polski przylatywał słup i zakładał konto bankowe – oczywiście po przeprowadzeniu całej operacji szybko wylatywał z naszego kraju, przekazując wcześniej kody dostępowe organizatorom (lub raczej ogniwom pośrednim) procederu. A jak długi był cykl życia słupa? Około 5 miesięcy – urzędy skarbowe miały niewielkie szanse, aby w tak krótkim czasie zorientować się, że coś jest nie tak.

Konstrukcja schematu VAT – ciąg dalszy

Tak więc znikający podatnik B dzwonił i/lub pisał maile do polskich firm oferując im smartfony. Tanio, ponieważ tak naprawdę zarabiał nie tyle na marży, co na przywłaszczeniu VAT. Cechą charakterystyczną podobnych transakcji był zwykle bardzo krótki termin płatności – często były to 1 – 3 dni, podczas gdy w branży standardem były terminy 14 – 28 dni. Swoją drogą szkoda, że w JPK_VAT nie ma właśnie tak prostej informacji, jak termin płatności faktury – można by dzięki temu automatycznie namierzać wiele podejrzanych transakcji.

Co bardziej dociekliwi czytelnicy zadadzą sobie być może pytanie: dlaczego występował tutaj tak szybki obrót towarem? Odpowiedź jest prosta: im więcej razy przestępcy obrócili posiadanymi środkami w danym okresie, tym więcej byli w stanie zarobić. Optymalnie byłoby zrobić 2 obroty w ciągu 1 tygodnia, w praktyce jednak częściej udawało się osiągnąć 1 obrót. Do tego szybki obrót = mniejsze zagrożenie. Jest bowiem oczywiste, że ryzyko wyłożenia środków finansowych na 28 dni w spółkę – słup jest nieporównywalnie większe, niż na 1 dzień. W praktyce przy 1-dniowym terminie można ryzykować 200 000 Euro przy obrocie miesięcznym rzędu 1,6 mln Euro (zakładając, że robimy w tym czasie 8 transakcji). No a przy terminie 28 dni trzeba już ryzykować 1,6 mln Euro – różnica jest więc bardzo istotna. Załóżmy teraz, że mamy 100 milionów Euro, dzięki którym jesteśmy w stanie wyciągnąć ok. 11% zysku na jednej transakcji „przemielenia” VAT-u (mniej więcej taki właśnie % czystego profitu mogły osiągnąć firmy w łańcuchu dostaw). Tak więc działając na ultrakrótkich terminach płatności 1 – 3 dni, robimy np. 5 obrotów w miesiącu = mamy 5 x 11% od zainwestowanego kapitału. A gdybyśmy operowali na standardowych terminach płatności 14 – 28 dni, to udałoby się nam osiągnąć miesięczny zysk 1 lub 2 x 11% od zainwestowanego kapitału. Proste i widać różnicę? Raczej tak.

Wracając jednak do tematu: polska firma C (bufor) kupująca smartfony od znikającego podatnika B pełniła rolę bufora – nieraz świadomego, a nieraz nie. Taki bufor sprzedawał następnie towar do jakiejś dużej spółki D (broker), np. notowanej na GPW, a czasem do jakiejś sieci marketów wielkopowierzchniowych (oczywiście nie zawsze tak było, abyśmy się dobrze zrozumieli). Co się działo dalej? Smartfony były sprzedawane przez D za granicę, na normalnej marży, która była zyskiem tej dużej spółki.

I tutaj warto wspomnieć o bardzo ciekawej rzeczy: wspomniane duże spółki, które kupowały towar od buforów, nie występowały o zwroty podatku VAT! Bardzo tego pilnowano, ponieważ w polskiej rzeczywistości już wtedy występowanie o zwrot oznaczało spore prawdopodobieństwo kontroli z US. Inaczej mówiąc kupowano tyle, aby bilans VAT oscylował w okolicach zera.

Jakie były zalety takiego schematu w stosunku do klasycznej karuzel VAT, o jakich najczęściej możemy przeczytać w mediach?

Jeśli miałby określić przewagę opisanego powyżej schematu nad klasyczną karuzelą, to w zasadzie wystarczyłoby jedno słowo: prostota. Znikający podatnik (missing trader) wprowadzał bowiem towar na polski rynek, otrzymywał od polskiego kupca cenę brutto wraz z VAT-em i znikał z nieodprowadzonym podatkiem. Zyskiem tutaj był oczywiście ten nieodprowadzony VAT minus koszty. Szybki i bezbolesny proces, dodatkowo obarczony relatywnie małym ryzykiem wpadki. Oczywiście, można byłoby też zbudować większą strukturę w oparciu o jakąś dużą spółkę (np. giełdową), ale taka operacja byłaby już o wiele bardziej skomplikowana i nie będę jej dziś opisywał.

A teraz, tak dla celów porównawczych, przyjrzyjmy się jednemu z klasycznych modeli karuzel. Mamy w nim:

– znikającego podatnika A, który wprowadza towar na polski rynek na zerowej stawce VAT,

– następnie od A towar kupuje firma B płacąc kwotę brutto, a A znika z niezapłaconym do US VAT-em i w ogóle z całością posiadanych środków,

– potem od firmy B towar kupuje firma C,

– od firmy C kupuje z kolei firma D,

– kolejnym podmiotem w łańcuchu jest firma E,

– a na końcu mamy F, który wysyła towar za granicę i występuje o zwrot VAT-u do urzędu skarbowego.

Normalnie działającymi firmami mogą być tutaj E (nie jest zarządzana przez organizatorów karuzeli) oraz F (ta firma jest już kontrolowana przez VAT-owców).

Zobacz także: Rząd chwali się ściągalnością VAT, a tak naprawdę tworzy patologiczny system

Jest to oczywiście schemat podstawowy i mocno uproszczony, ponieważ w rzeczywistości karuzele opierające się o podobny sposób działania liczyły po kilkanaście – kilkadziesiąt podmiotów, a zdarzały się i takie, w których „kręciło się” ponad 100 firm. Konfiguracje firm i warianty przepływów (towar bądź puste faktury) mogą się też nieco różnić. W każdym razie najsłabszy punkt jest tutaj jeden: zwrot VAT-u. Zwrot zawsze oznacza niepewność i możliwość blokady środków – no, chyba że ma się odpowiedni, przestępczy układ w organach skarbowych, co zresztą zdarzało się niejednokrotnie. Schemat opierający się na zwrotach wymaga też „wyhodowania” odpowiedniej infrastruktury spółek i jest dość mocno narażony na dekonspirację. Te ograniczenia powodują, że ciężko jest jednej grupie wyłudzić setki milionów złotych – prędzej będą to kwoty rzędu kilkunastu lub kilkudziesięciu milionów PLN. I uwaga, mówię tutaj o kwotach realnych uszczupleń stanowiących rzeczywisty zysk przestępców, ponieważ organy skarbowe liczą niekiedy straty w dość dziwny sposób (by nie użyć mocniejszego sformułowania: idiotyczny)!

No bo tak: załóżmy, że mamy 20 podmiotów w karuzeli. Pomiędzy tymi podmiotami krążą faktury po 1 milion PLN netto każda. I teraz realna strata dla budżetu występuje wtedy, gdy jedna z tych spółek znika z nieodprowadzonym VAT-em oraz wtedy, gdy końcowe ogniwo łańcucha występuje o zwrot. W opisanym wariancie byłoby to 2 x 230 tys. PLN, czyli 460 tys. PLN. Tymczasem urzędnicy potrafią policzyć straty tak, że do każdej z 20 spółek „podepną” po 230 tys. PLN z VAT-u od przepływających przez nie faktur. Efekt: nagle z realnych 460 tys. PLN strat robi się medialne 4,6 miliona PLN. Tak więc z tymi astronomicznymi kwotami, które rzekomo przywłaszczyli sobie przestępcy, to tak różnie bywa.

Jaka była skala wyłudzeń VAT w branży elektronicznej?

To zagadnienie można rozpatrywać na dwóch płaszczyznach. Pierwsza z nich to szacunkowa kwota oszustw VAT związanych z handlem smartfonami, o jakiej możemy przeczytać min. w raporcie ZIPSEE z 2016 roku – jest tam mowa o 420 milionach PLN rocznie. Co istotne takich kwot nie da się osiągnąć sprzedając w detalu lewy towar (np. na portalach aukcyjnych), jak niekiedy starano się to przedstawić w mediach. Tutaj po prostu musiał występować obrót hurtowy – i występował. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że skalę VAT wyłudzonego dzięki deklarowaniu fikcyjnych dostaw wewnątrzwspólnotowych obejmujących procesory i dyski twarde oszacowano na 350 – 400 milionów PLN rocznie. Licząc razem robi się z tego niebagatelna kwota.

Drugą płaszczyzną są zyski, jakie mógł tutaj osiągnąć pojedynczy przedsiębiorca – podam tutaj jeden ze znanych mi przykładów. Otóż pewna firma, która była klasycznym dystrybutorem jakiegoś towaru na Polskę, dokonywała importu lub WNT na kwotę ok. 3 miliardów PLN. Firma ta płaciła jakieś 300 milionów PLN VAT-u rocznie, ale gdy zaczęła handlować smartfonami z karuzel, kwota VAT-u wpłacanego do budżetu była już bliska zero. Za to obrót wzrósł praktycznie dwukrotnie, bo do 6 miliardów PLN.

Mafie vatowskie, a jak w tej sytuacji zachowywał się wywiad skarbowy?

Aby lepiej zrozumieć to zagadnienie, przytoczę zarys ciekawej historii, którą zresztą będę opisywał szerzej w swojej książce na temat przestępczości VAT w Polsce oraz w Europie (planowana data premiery to 2020 rok). Głównym bohaterem jest tajny konsultant ds. działalności VAT-owskich grup w branży elektronicznej, dostarczający ogrom praktycznej wiedzy wywiadowi skarbowemu, służbom i bezpośrednio w Ministerstwie Finansów na najwyższym szczeblu. Człowiek ten starał się przeforsować model odwróconej płatności na smartfony, co mu się zresztą udało. Równocześnie także przekazywał na bieżąco wywiadowi skarbowemu dane na temat grup przestępczych handlujących elektroniką. Łącznie było to ponad 100 gangów, które w zdecydowanej większości operowały z zagranicy (namierzono to min. dzięki adresom IP).

Czy służby wzięły się wobec tego za organizatorów tego procederu? Zgodnie z posiadanymi przeze mnie informacjami niestety nie – skoncentrowano się za to na naliczaniu polskich przedsiębiorców, którzy kupowali towar od znikających podatników z takich schematów, często bez świadomości, że są ogniwem karuzeli. Motywy takiego zachowania funkcjonariuszy skarbowych były dość prozaiczne (tak to chyba można nazwać): po prostu łatwiej dobrać się do polskiego podatnika prowadzącego rzeczywistą działalność gospodarczą i ściągnąć z niego VAT, zamiast ścigać zagranicznych przestępców oraz słupów, którzy i tak nie mają żadnego majątku. Z punktu widzenia urzędników może i miało to sens, ale z punktu widzenia przedsiębiorców już niekoniecznie.

Mafie vatowskie: Kilka słów na zakończenie

Wyłudzenia VAT na smartfonach skończyły się w Polsce w 2015 roku wraz z wprowadzeniem tzw. reverse charge (odwrócony VAT) na elektronikę. Zastosowanie tego schematu wypchnęło z Polski zorganizowane grupy przestępcze handlujące smartfonami, ale niektórzy eksperci podatkowi krytykowali to rozwiązanie jako szkodliwe (co w pewnych branżach jest po części prawdą). Jest to jednak temat na osobny wpis, moim zdanie również ciekawy. No a jeśli któryś z czytelników (lub któraś z czytelniczek) interesuje się tematyką przestępczości gospodarczej – dotyczącej nie tylko VAT – to serdecznie zapraszam do śledzenia mojego bloga!

 

 

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker