Fed może wywołać kryzys, mimo dobrych chęci
Nadmierne skupienie się na walce z inflacją przez Fed może sprowadzić gospodarkę Stanów Zjednoczonych na manowce. A dla społeczeństwa zdecydowanie większe szkody społeczne wywoła głębsza recesja niż wyższa inflacja.

W dniu 23 grudnia 1913 roku został powołany System Rezerwy Federalnej (Fed), którego podstawowym celem było utrzymanie stabilności systemu finansowego. W ciągu kolejnych dekad ustawowe cele Fed podlegały zmianie wraz z rozwojem szeroko rozumianej polityki pieniężnej. Dziś cele te mogą sprawić, że Fed wywoła kryzys, mimo dobrych chęci.
Cele Fed można rozpatrywać na trzech szerokich płaszczyznach: dążenie do stabilności cen, dążenie do wysokiego zatrudnienia (czyli wspieranie wzrostu) i dążenie do stabilności systemu finansowego (z czym związane są inne cele jak stabilność na rynku walutowym i na rynku obligacji). Zatem Fed ma szeroki zakres celów, stąd niemal zawsze istnieje ryzyko, że przesuwanie wajchy w jedną stronę powoduje jednoczesne przybliżenie i oddalenie się od celu. Dlatego zawsze, gdy stopy procentowe rosną, wiąże się to z dylematem: który cel jest ważniejszy? Niska inflacja, wysoki i stabilny wzrost czy stabilny system finansowy? Oczywiście to zależy od uwarunkowań makroekonomicznych i kontekstu. Nikt – poza wyjątkami – nie negował decyzji Fed o podwyżkach stóp procentowych w ubiegłym roku, gdy inflacja była na najwyższym poziomie od ponad czterech dekad, rynek pracy był przegrzany a wzrost gospodarczy stosunkowo wysoki.
Dziś rzeczywistość gospodarcza jest zgoła odmienna. To wszystko za sprawą upadku banku Silicon Valley Bank (SVB) i Signature Bank, które były „trupami w szafie” amerykańskiego sektora bankowego i prędzej czy później musiały upaść z tak złym zarządzaniem aktywami i pasywami, o czym więcej pisaliśmy tutaj. Ostatecznie Fed wraz z FDIC i Departamentem Skarbu załatały dziurę, a trupy zostały schowane do szafy i zamknięte na klucz. Niemniej, podwyżki stóp procentowych Fed, które przełożyły się na spadek wyceny aktywów banków, bez wątpienia pogorszyły stabilność systemu finansowego. Oczywiście w tym całym bankowym zamieszaniu nie sposób nie doszukać się analogii z kryzysu finansowego w 2008 roku.
Przypomnę, że wówczas Fed podwyższył stopy procentowe do ponad 5 procent w latach 2005-2007, co doprowadziło do niewypłacalności gospodarstw domowych, które zaciągnęły kredyty hipoteczne bez zdolności kredytowej. Co więcej, kredyty te jako aktywa banków komercyjnych zostały zapakowane w instrument finansowy (tzw. MBS) oferowany inwestorom a hipoteka stanowiła zabezpieczenie. Nieregulowanie zobowiązań odsetkowych przez Amerykanów rozpoczęło falę nieszczęść i wszystko niczym domino rozlało się na światowy system finansowy, co doprowadziło do globalnego kryzysu gospodarczego.
Zobacz także: Sprzedaż e-commerce w USA przekroczyła bilion dolarów
Oczywiście Fed bogaty o te skrajnie złe doświadczenia nie popełni błędu sprzed lat, kiedy nie dokapitalizował odpowiednio wysoką sumą sektora bankowego, co skończyło się upadkiem m.in. Lehman Brothers i tym samym nieuregulowaniem zobowiązań wobec depozytów przekraczających kwotę gwarancji. To zaś doprowadziło do powszechnej nieufności wobec sektora bankowego, a nie ma nic gorszego w gospodarce, niż utrata zaufania wśród konsumentów.
Teraz zaledwie dzień po upadku SVB, Fed, FDIC oraz Departament Skarbu zapewniły, że wszyscy otrzymają swoje środki na rachunkach bankowych, łącznie z tymi niegwarantowanymi. Tym samym nie doszło do powszechnego runu na banki, a kryzys bankowy – przynajmniej na moment – został zażegnany. Wszakże nie oznacza to, że Fed może wrócić do walki z inflacją, tak jakby wszystko wróciło do normy, tzn. do sytuacji sprzed upadku SVB. Po pierwsze ryzyko destabilizacji sektora bankowego jest wysokie w obliczu burzliwych warunków finansowych i potencjalnie dalszych podwyżek stóp procentowych. Po drugie, okazuje się, że amerykański system finansowy w ostatnich latach poddawany był stopniowej deregulacji: uchylenie znacznej części ustawy Dodda-Franka w 2018 r., która została wprowadzona w 2010 r. w celu zwiększenia regulacji sektora bankowego. Ustawa podpisana przez ówczesnego prezydenta Donalda Trumpa uchylająca niektóre przepisy ustawy Dodda-Franka złagodziła regulacje wobec małych i regionalnych banków (jak SVB) podnosząc próg aktywów powyżej, którego banki musiały przestrzegać standardów ostrożnościowych.
Wskutek tego większość banków lokalnych nie musi przestrzegać restrykcyjnych wymogów kapitałowych, co podwyższa ich skłonność do ryzyka, które w przypadku SVB i Signature Bank zmaterializowało się w najczarniejszej postaci, a więc upadku. Co szczególnie ważne, w ostatnich latach to małe banki odpowiedzialne były za stymulowanie akcji kredytowej i stanowiły krwiobieg amerykańskiej gospodarki. Pogorszenie ich sytuacji finansowej to ogromne ryzyko dla stabilności całego sektora bankowego i wzrostu gospodarczego.
Zobacz także: Nawet 190 amerykańskich banków może upaść, gdyby doszło do runu na banki
Fed z pewnością dostrzega czające się na horyzoncie ryzyka. Zrobi wszystko, aby kryzys bankowy się nie zmaterializował. Będzie wspierał sektor bankowy tak długo, jak długo banki będą mieć problem z płynnością. To prowadzi do niezwykle groźnego zjawiska, jakim jest „pokusa nadużycia”. Rzucanie koła ratunkowego bankom zawsze, gdy potrzebują pomocy, sprawia, że ich skłonność do nadmiernego ryzyka determinowana pogonią za zyskiem, rośnie. W ten sposób Fed może otworzyć puszkę pandory. Z drugiej strony, jak słusznie wskazuje ekonomista PKO Banku Polskiego Piotr Bujak, casus upadku Lehman Brothers (kiedy Fed pozostał obojętny na problemy ważnego gracza na rynku) pokazuje, że alternatywa jest po prostu gorsza. Innymi słowy, rzucanie koła ratunkowego bankom jest niebezpiecznie, ale jeszcze bardziej niebezpieczne jest zostawienie ich na pastwę losu na środku jeziora.
Czy ratowanie banków może być niebezpieczne? Tak, to może oznaczać karmienie „pokusy nadużycia”, ale skutki upadku Lehman Brothers pokazują, że alternatywa nie jest lepsza. https://t.co/4soNUqiM64
— Piotr Bujak (@pbujak) March 19, 2023
Fed stoi więc w obliczu dylematu. Kontynuować zacieśnianie polityki pieniężnej i podwyższać tym samym ryzyko dla stabilności systemu finansowego? Czy może zakończyć cykl podwyżek stóp procentowych i pogodzić się z wyższą inflacją przez dłuższy okres?
Ostatecznie Jerome Powell ze swoim zastępem policymakersów mogą próbować balansować na linii celu inflacyjnego, finansowego i gospodarczego przez mniejsze podwyżki stóp procentowych i ich niższy docelowy poziom (jedna maksimum dwie podwyżki po 25 pkt bazowych, a nie jak oczekiwano przed upadkiem SVB, kilka większych podwyżek stóp procentowych do poziomu 6 procent). A może priorytetem dalej będzie inflacja? Wtedy trzeba zaakceptować ryzyko – raczej mniejsze niż większe, ale mimo wszystko ryzyko – kryzysu bankowego z wszelkimi tego konsekwencjami, czyli załamaniem gospodarczym w przededniu roku wyborczego. A co jeżeli stabilność finansowa stanie się „oczkiem w głowie” Rezerwy Federalnej? Wtedy Fed skończy cykl zacieśniania polityki pieniężnej, mimo inflacji powyżej celu, co będzie rozmijać się z retoryką J. Powella z ostatnich miesięcy i obniży jego wiarygodność. Cóż, pozostaje nam z niecierpliwością czekać na decyzje Fed, który zapewne zdaje sobie sprawę, że nadmierne skupienie się na walce z inflacją może sprowadzić gospodarkę Stanów Zjednoczonych na manowce. A dla społeczeństwa zdecydowanie większe szkody społeczne wywoła głębsza recesja niż wyższa inflacja.
Cud nad rzeką Han, czyli jak Korea dokonała największego skoku gospodarczego w dziejach [RAPORT OG]