Waloryzacja umów w budowlance koniecznie potrzebna [FELIETON WYSOCKIEGO]
Firmy budowlane, które realizują państwowe inwestycje, budując np. autostrady, zwracają uwagę na to, jak konieczna jest waloryzacja umów.
![Waloryzacja umów w budowlance koniecznie potrzebna [FELIETON WYSOCKIEGO]](https://obserwatorgospodarczy.pl/wp-content/uploads/2023/08/Felietony-wysockiego-780x470-1.png)
W budownictwie jest tak, że ceny są aktualne, dopóki się nie zmienią. Czasami coś stanieje, ale przeważnie ceny rosną i to znacząco. Utrudnia to zawieranie długoterminowych umów, dających stronom kontraktu poczucie bezpieczeństwa. W równym stopniu dotyczy to remontu mieszkania, budowy domu, czy dużej inwestycji drogowej. Działa tu ten sam mechanizm. Z tego powodu waloryzacja umów w budowlance jest koniecznie potrzebna.
Firmy budowlane zmagają się z ogromnym wzrostem kosztów
Kasia i jej narzeczony Marcin postanowili zbudować dom. Poprzez idiotyczny program kredytów 2 procent, mieszkania w Warszawie radykalnie podrożały, a więc dom pod miastem stał się sensowną alternatywą. Już w zeszłym roku firma budowlana zrobiła kosztorys, wszystko było uzgodnione. Jednak rozpoczęcie prac trzeba było odwlec, czekając najpierw na przyłącza wody, gazu i prądu, a później na stosowne pozwolenia. Teraz firma budowlana twierdzi, że prace wykona, ale za kwotę o 20 procent wyższą. Podwyżkę logicznie tłumaczy wzrostem cen materiałów i robocizny. Szef firmy wyjaśnia, że co prawda podpisał się pod ubiegłorocznym kosztorysem, ale to się nie liczy. Kasia i Marcin wypili 3 wina i niewiedzą co robić. Zrezygnować z budowy, czy otworzyć czwartą flaszkę?
Prezesowi dużej, międzynarodowej firmy budowlanej upijać się nie wypada, choć powodów ma aż nadto. Jeszcze w zeszłym roku świętował ze współpracownikami zawarcie intratnych – jak się wówczas wydawało – kontraktów na inwestycje infrastrukturalne. Dziś nie wie, jak się z nich wywiązać nie narażając firmy i jej akcjonariuszy na pokaźne straty. Nie ma sobie nic do zarzucenia, ale rzeczywistość rynkowa okazał się brutalna. Cena cementu wzrosła o prawie 40%, kruszywa o 35%, betonu o 23%. Żeby zwieść to na budowę, trzeba zapłacić średnio o 36% więcej. Do tego wzrosły koszty pracy. Nie to, że firma chce płacić ludziom więcej. Płacić więcej musi. To rząd podniósł znacznie płacę minimalną i minimalną stawkę godzinową. A więc dał podwyżkę w prywatnych firmach z kieszeni ich właścicieli.
Waloryzacja umów albo upadłości firm i zatrzymanie budów
O tym ostatnim problemie pisałem przy okazji branży ochroniarskiej, gdzie koszty pracy to w zasadzie całość kosztów po stronie zleceniobiorcy. Należące do skarbu państwa jednostki wynajmują prywatne firmy do ochrony swoich obiektów. Jak państwo podnosi stawki wynagrodzenia, to dalsze wykonywanie kontraktu staje się nieopłacalne. A na waloryzację umów ze strony państwowych podmiotów nie ma co liczyć. Hipokryzja władzy. I właśnie na to, jak konieczna jest waloryzacja umów, zwracają uwagę na przykład firmy budowlane, które realizują państwowe inwestycje, budując np. drogi i autostrady. Mowa o kolejnej waloryzacji, ponieważ tą sprzed roku w wysokości 10% dawno zjadła już inflacja i rosnące koszty budowy. Obecny wzrost kosztów, ponad limit waloryzacji, wynosi już miliard złotych netto.
Chodzi zwłaszcza o umowy zawierane przed wojną w Ukrainie, gdy żyliśmy w innej rzeczywistości gospodarczej. W piśmie do ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka Polski Związek Pracodawców Budownictwa domaga się, aby została przeprowadzona waloryzacja umów na poziomie 20% i przedkłada konkretne wyliczenia wzrostu kosztów realizowanych zadań inwestycyjnych.
Zaniechanie podniesienia limitu doprowadzi do istotnego osłabienia rynku wykonawczego, a skrajnych przypadkach – do upadłości przedsiębiorstw budowlanych i zatrzymania budów – pisze branża budowlana.
Prezes PZPB Jan Styliński jest w ogóle za brakiem limitu waloryzacji i argumentuje, że to światowy standard. Przytacza też rodzime przypadki kontraktów na budowę kilku tuneli górskich, w których nie ma limitów waloryzacji. Dopuszcza również sytuację, że wskaźnik waloryzacji mógłby zostać obniżony, gdy ceny zaczną spadać.
Rząd w obliczu powinien wykazywać się większą elastycznością
Chodzi więc o to, żeby zamawiająca strona państwowa wykazywała się większą elastycznością. Ma pełne prawo do kontroli kosztów u wykonawcy i nie może być ślepa na rzeczywistość. Koszty zwiększenia limitu waloryzacji do 20% szacuje się na 2 mld zł. To mniej niż subwencja do rządowej telewizji, która w gierkowskim stylu ma pokazywać otwarcia kolejnych odcinków dróg z udziałem prominentnych przedstawicieli władzy. Może to jest jakiś argument. A Kasia i Marcin też muszą przemyśleć, jak znaleźć dodatkowe fundusze na budowę domu lub jak zmienić projekt na trochę skromniejszy, lub wykonany z tańszych materiałów. Kolejne butelki wina sprawy nie załatwią.
Inwestorzy nie psują rynku mieszkaniowego. Oni go naprawiają!