„Krzemowa Tarcza” czyli jak wysokie technologie mogą uratować Tajwan przed inwazją
Władze Chińskiej Republiki Ludowej od lat mówią o zjednoczeniu z Tajwanem. Czy przemysł mikroprocesorów to szansa dla wyspy na utrzymanie niezależności?

Niezatapialny lotniskowiec Ameryki, jak o Tajwanie mówił gen. Douglas MacArthur, stał się na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat czołowym producentem mikroprocesorów. Mówimy tutaj nie tylko o możliwościach produkcyjnych, ale także o najbardziej zaawansowanej technologii. Obecnie najważniejszym partnerem dla tajwańskich firm są odbiorcy ze Stanów Zjednoczonych. Apple, Nvidia czy AMD to tylko niektóre firmy, które współpracują z największym producentem chipów, czyli z Taiwan Semiconductor Manufacturing Company (TSMC). To właśnie podmioty z USA odpowiadają za 80% zysków tego tajwańskiego narodowego czempiona. Amerykański przemysł technologiczny jest uzależniony od produkcji chipów. To właśnie dlatego „Krzemowa Tarcza” może ochronić wyspę. Tajpej liczy, że ze względu na uzależnienie od mikroprocesorów Waszyngton odpowie na potencjalną inwazję ze strony Chińskiej Republiki Ludowej.
- Tajwańska “Krzemowa Tarcza” miała swój początek w latach 60-tych XX wieku, kiedy na wyspie pojawiły się zagraniczne przedsiębiorstwa z branży półprzewodników.
- Aktualnie największym przedsiębiorstwem na Tajwanie jest TSMC, producent najbardziej zaawansowanych technologicznie chipów na świecie. Obecnie kapitalizacja TSMC wynosi około 900 mld USD.
- TSMC dywersyfikuje geograficznie swoją działalność i buduje nowe fabryki w Europie oraz w Stanach Zjednoczonych.
- Chińska Republika Ludowa pozostaje w tyle za sąsiadem zza cieśniny mimo ogromnych środków przeznaczonych na rozwój branży półprzewodników. Państwu Środka wciąż nie udaje się pokonać różnicy technologicznej.
- Pekin pozostaje uzależniony gospodarczo od produkcji chipów na Tajwanie. Potencjalna inwazja mogłaby okazać się tragedią dla gospodarki zarówno ChRL jak i USA.
Jak powstała „Krzemowa Tarcza”?
Po zakończeniu II wojny światowej gospodarka Tajwanu była w opłakanym stanie. Czang Kaj-szek i jego poplecznicy, którzy uciekli na wyspę po przegranej chińskiej wojnie domowej zastali na miejscu przeważający sektor rolniczy oraz śladowe ilości lekkiego przemysłu. Dodatkowo Tajwan był nieustannie zagrożony inwazją z kontynentu. W takich warunkach władze w Tajpej słusznie uznały, że żeby znaleźć się w orbicie ochronnej Zachodu, trzeba jak najszybciej ściągnąć do kraju kapitał i inwestycje zagraniczne. Wśród firm, które udało się ściągnąć na wyspę, znaleźli się zachodni producenci półprzewodników. Na Tajwanie w latach 60-tych XX wieku swoje zakłady otwarła już nieistniejąca amerykańska firma General Instrument. Wkrótce po niej swoje fabryki otwarł Phillips i Texas Instruments. Tania siła robocza tak jak w wielu branżach okazała się być przekonującym argumentem.
Kolejna fala problemów dla tajwańskich polityków zaczęła się w latach 70-tych XX wieku. W 1971 roku Tajwan utracił swoje miejsce w ONZ. Pekin mógł triumfować. Chiny komunistyczne stały się ważniejszym od Republiki Chińskiej podmiotem na arenie międzynarodowej. Dodatkowo kryzys naftowy poważnie odbił się na gospodarce wyspy. Uderzył szczególnie w liczne na wyspie przedsiębiorstwa bazujące na produkcji plastiku. Trudna sytuacja wymusiła na władzach w Tajpej zmiany. Tajwańscy decydenci dyskutowali o potencjalnych branżach, które mogłyby napędzić gospodarkę. Wśród nich wymieniano: samochody elektryczne, energetykę geotermalną, przemysł farmaceutyczny i branżę półprzewodników.
Sukcesy sąsiedniej Japonii w dziedzinie nowoczesnych technologii, szczególnie elektronicznych zegarków, dawały nadzieję, że Tajwan może się stać dostawcą chipów dla japońskiej gospodarki. Żeby zrealizować śmiałe plany utworzono w 1973 roku Industrial Technology Research Institute (ITRI). Sfinansowany z publicznych pieniędzy instytut miał docelowo napędzać sektor prywatny. Na Tajwanie brakowało dużych prywatnych przedsiębiorstw, dlatego tak ważne było wsparcie państwa na początkowym etapie. Zagraniczne wyjazdy na studia tajwańskich studentów i zdobywany od Amerykanów know-how z czasem pozwolił Tajwańczykom rozwinąć własne zdolności produkcyjne. W 1980 w ramach ITRI utworzono pierwszą tajwańską firmę w branży półprzewodników, czyli United Microelectronics Corporation (UMC). W ten sposób swoją historię rozpoczęła „Krzemowa Tarcza”.
Kluczową postacią dla rozwoju instytutu stał się wykształcony na MIT Morris Chang. Zatrudniony w połowie lat 80-tych XX wieku, przez tajwańskie władze, przyspieszył rozwój branży na wyspie i sprawił, że Tajwan stał się krzemowym mocarstwem. Jako prezes ITRI założył w ramach kierowanej przez siebie instytucji Taiwan Semiconductor Manufacturing Company (TSMC). Dzięki agresywnemu marketingowi i nowemu modelowi produkcji firma szybko stała się ważnym graczem na rynku. TSMC była pierwszą firmą, której model bazował na kontraktowej produkcji. Nie projektowali oni własnych chipów, ale jedynie realizowali zamówienia innych producentów. Dzięki takiej polityce nie dochodziło do konfliktu interesów między amerykańskimi producentami a tajwańskimi fabrykami. Oprócz TSMC ważnymi tajwańskimi spółkami są Foxconn i MediaTek. Jednak to firma, którą założył Morris Chang, jest bez wątpienia największa. Obecnie kapitalizacja TSMC wynosi około 900 mld USD. To więcej niż Tesla (700 mld), czy największe europejskie spółki takie jak Novo Nordisk (600 mld) czy LVMH (380 mld). TSMC stanowi podstawę, na której zbudowana jest „Krzemowa Tarcza”.
Zobacz także: Tajwański Foxconn rezygnuje z produkcji czipów w Indiach. To cios dla indyjskich ambicji
TSMC idzie na zachód
Przez lata to zachodnie firmy budowały swoje fabryki w Azji, korzystając z taniej siły roboczej, państwowych dopłat i atrakcyjnej oferty dla zagranicznych inwestorów. Obecnie trend się odwraca i to azjatyckie firmy wchodzę do Europy i Stanów Zjednoczonych. Powodem tej zmiany jest potrzeba rozproszenia geograficznego fabryk tajwańskich fabryk. Kradzież własności intelektualnej, naturalne kataklizmy czy ograniczenie dostaw metali ziem rzadkich to kolejne niebezpieczeństwa, których negatywne skutki może osłabić rozrzucenie zakładów po całym świecie.
Na ekspansję zdecydowało się między innymi TSMC, która obecnie odpowiada za 55% światowej kontraktowej produkcji chipów. Nie oznacza to, że firma nie produkuje żadnych własnych układów scalonych, ale najważniejsza dla firmy pozostaje produkcja na zlecenie. Tajwańskie mikroprocesory są najbardziej zaawansowane technologicznie. TSMC dba o to, żeby te najmniejsze, czyli o wielkości 3 nm, a wkrótce 2 nm, powstawały w fabrykach na wyspie. Najcenniejsza technologia ma pozostać pod czujnym okiem władz w Tajpej. Dotychczas niektóre fabryki tajwańskich chipów o większych rozmiarach były budowane poza granicami kraju w np. Japonii, ChRL i USA.
Najnowszymi inwestycjami są zakłady w niemieckim Dreźnie oraz w Arizonie. 20 sierpnia 2024 roku rozpoczęto budowę fabryki na terytorium Niemiec. W uroczystościach udział wzięli kanclerz Niemiec Olaf Scholz i przewodnicząca KE Ursula von der Leyen. Połowę inwestycji, czyli 5 mld euro sfinansuje niemiecki podatnik. Podobną inwestycję planuje Intel, któremu niemiecki rząd obiecał dołożyć 10 mld euro do wartej 30 mld euro fabryki w Magdeburgu. Celem tych działań jest uniezależnienie Europy od azjatyckich fabryk mikroprocesorów. Politycy Unii Europejskiej dążą do tego, aby do 2030 roku 20% globalnej produkcji półprzewodników odbywało się na terenie Europy.
Stany Zjednoczone również zdecydowały się zachęcić tajwańską firmę ulgami podatkowymi i dopłatami do budowy fabryk. W planach są 3 fabryki w Phoenix w Arizonie, z których pierwsza ma rozpocząć pracę w 2025 roku. Całość inwestycji ma wartość 65 mld USD. Amerykanie zaoferowali TSMC grant w wysokości 6,5 mld USD oraz pożyczkę w wysokości 5 mld USD. Same ulgi podatkowe mogą osiągnąć kwoty równe 25% zainwestowanego przez Tajwańczyków kapitału. Nowa fabryka ma mieć możliwość produkcji chipów o rozmiarze 3 i 4 nm. Możemy się jedynie domyślać, że ceną za amerykańską ochronę jest dzielenie się tą najbardziej zaawansowaną technologią. Tajpej umiejętnie wykorzystuje swoje know-how do zabezpieczania egzystencjalnych interesów swojego państwa.
Zobacz także: Szczegóły amerykańskiej umowy z TSMC
Jeszcze w 1990 roku zakłady produkcyjne w USA i w Europie odpowiadały za 80% mocy produkcyjnych w branży półprzewodników. Obecnie jest to odpowiednio 12% i 9%. Nie dziwi więc, że państwa zachodu są gotowe zainwestować ogromne pieniądze w przynajmniej częściową odbudowę zdolności produkcyjnych. Obecnie mikroprocesory są wykorzystywane nie tylko w komputerach czy telefonach komórkowych, ale także w samochodach, zmywarkach, lodówkach, systemach obronnych czy satelitach. Załamanie globalnych łańcuchów dostaw chipów może spowodować nie tylko trudniejszy dostęp do nowego iPhone’a, ale trudności z zakupem zwykłej pralki.
Zobacz też: Sztuczna inteligencja, a tajwańskie czipy
Mikroprocesory made in China
ChRL to także istotny gracz na rynku mikroprocesorów jednak wciąż pozostaje daleko w tyle za sąsiadem zza Cieśniny Tajwańskiej. Mimo wysiłków chiński przemysł wysokich technologii nie jest samowystarczalny i bazuje na imporcie chipów. Dlatego amerykańskie sankcje w sektorze półprzewodników w dalszym ciągu mogą spowalniać rozwój branży w ChRL. Chińczycy z kontynentu są uzależnieni nie tylko od importu samych mikroprocesorów, ale także od importu maszyn niezbędnych do ich produkcji. Z powodu tych technologicznych braków Pekin jest gotowy wyłożyć ogromne pieniądze, by dogonić konkurencję.
Ogromne państwowe subsydia wypłacane przez autorytarne reżimy mają jednak tendencję do wpadania w nieodpowiednie ręce. Takim przypadkiem była firma Wuhan Hongxin (HSMC), która otrzymała około 20 mld USD w zamian za obietnicę dostarczenia mikroprocesorów o rozmiarze 7 nm. Byłby to nadal dużo większy chip niż te, które jest w stanie produkować TSMC, jednak dla chińskich polityków taka obietnica była wystarczająca. Firmie udało się nawet zatrudnić byłego szefa ds. badawczo-rozwojowych tajwańskiego TSMC. Przedstawiciele firmy twierdzili, że mają rodzinne powiązania z najważniejszymi osobami wewnątrz Komunistycznej Partii Chin. Dzięki temu stosunkowo łatwo udało im się przekonać władze prowincji Wuhan do wsparcia projektu. Zdołali nawet stworzyć, czy raczej zaaranżować, fabrykę na wzór jednego ze starszych obiektów TSMC. Pierwsze trudności pojawiły się, gdy podwykonawcy pracujący dla HSMC zaczęli skarżyć się na zaległości w płatnościach. Jednak obietnica wyprodukowania ponad 60 tysięcy mikroprocesorów rocznie była zbyt kusząca dla partyjnych polityków, by przejmować się sytuacją podwykonawców.
Po trzech latach zbierania państwowych dotacji nie powstała jednak ani jedna funkcjonująca fabryka. Nie został stworzony ani jeden mikroprocesor, a zarząd spółki ulotnił się. Obecnie większość zabudowań, które powstały na zlecenie HSMC to jedynie betonowe skorupy bez żadnej wartości. Wszystko wskazuje na to, że operacja była od początku oszustwem wykorzystującym naiwność urzędników i determinację Pekinu do rozwijania branży półprzewodników w kraju. Jeśli w przypadku Tajwanu możemy mówić o „Krzemowej Tarczy”, to w ChRL jest to raczej „Krzemowa Studnia”. Taka bez dna.
W maju bieżącego roku Pekin postanowił uruchomić kolejny pakiet pomocowy dla producentów mikroprocesorów. Tym razem za kwotę blisko 50 mld USD zamierzają znacząco zbliżyć się do konkurencji w wyścigu technologicznym. Chiny Xi Jinpinga są z każdym rokiem państwem coraz bardziej scentralizowanym. Nie inaczej jest w przypadku branży półprzewodników. Wyciągając wnioski z wcześniejszych wpadek, zdecydowano, że kolejny pakiet sfinansują zależne od rządu banki oraz instytucje państwowe podlegające bezpośrednio pod Pekin. Prezesem nowo powstałego funduszu została Zhang Xin, chińska bizneswoman z ogromnym doświadczeniem w sektorze półprzewodników. Taki ruch ma na celu uspokoić akcjonariuszy i sprawić, że tym razem obejdzie się bez wpadek. Czas pokaże, czy tym razem się uda.
Zobacz też: Chiński sektor czipów otrzyma największe wsparcie w historii
Współpraca władz ChRL z sektorem prywatnym pozostawia wiele do życzenia. Szczególnie w porównaniu z tym, w jakiej symbiozie współpracuje rząd i biznes po drugiej stronie cieśniny. To w końcu dzięki państwowemu wsparciu na Tajwanie mogły powstać jednostki badawcze takie jak ITRI, a w końcu i potężne firmy z TSMC na czele. Problemem dla zachodnich przedsiębiorstw mogą być jednak chińskie subsydia dla firm, które produkują mniej zaawansowane technologicznie procesory. Państwowe wsparcie pozwala zaniżać ceny i tym samym zdobywać kolejne obszary rynku. Ponad 70% procesorów na świecie to sprzęt starszej generacji, czyli większych niż 28 nm. Wykorzystuje się je w sektorze zbrojeniowym, samochodach, AGD, sprzęcie medycznym czy starszych smartfonach. W ten sposób ChRL wypycha z globalnego rynku konkurencję pozbawioną rządowego wsparcia.
„Krzemowa Tarcza” a Pekin
Fizyczna eliminacja tajwańskich fabryk wywołałaby kryzys nie tylko w amerykańskiej, ale także w chińskiej gospodarce. Dlatego jak podkreśla Mark Liu, członek zarządu TSMC, wszystkim stronom zależy na pokoju w cieśninie i niezakłóconych dostawach. Na tym właśnie polega „Krzemowa Tarcza”.
Pekin jednak nie stoi z założonymi rękami. Od lat podejmuje wysiłki by „Krzemowa Tarcza” uległa osłabieniu. Wyspa ma dla ChRL ogromne znaczenie wizerunkowe i strategiczne. Jednym z celów Xi Jinpinga jest zjednoczenie wszystkich chińskim ziem, czyli także Tajwanu. To kwestia wizerunkowa i jeden z warunków sukcesu „wielkiego odrodzenia narodu chińskiego”, którym od lat karmią się chińscy nacjonaliści. Dodatkowo Tajwan jest elementem pierwszego łańcucha wysp, który ogranicza dostęp ChRL do otwartych wód Pacyfiku. W ostatnich latach ewidentnie zaostrzono retorykę wobec wyspy.
Od 2020 r. politycy ChRL zaczęli mówić o zjednoczeniu z Tajwanem, pomijając przymiotnik „pokojowym”. Zmieniający się sposób komunikacji znalazł swoje odzwierciedlenie w białej księdze bezpieczeństwa Chin z 2022 r. Pojednawczy ton poprzednich wydań zastąpiło asertywne podejście, w ramach którego Tajwan został nazwany pionkiem wykorzystywanym przez obce siły do powstrzymywania rozwoju Chin. Bez wątpienia Pekin wiele by zyskał, zdobywając nieograniczony dostęp do fabryk półprzewodników na Tajwanie. Póki co niedookreślony status wyspy wydaje się satysfakcjonować zarówno USA jak i ChRL. Chińczycy z kontynentu wciąż wierzą w możliwość pokojowego zjednoczenia, jednak cały czas przypominają o gotowości użycia militarnych środków. Dopóki Tajwan nie będzie, z pomocą USA, działał w kierunku uzyskania formalnej niepodległości i uznania na arenie międzynarodowej, tak długo ChRL nie będzie się spieszyć ze zjednoczeniem.
Ogromnym ryzykiem dla Stanów Zjednoczonych byłoby przejęcie przez ChRL tajwańskich fabryk np. wskutek inwazji. Jednak jak podkreśla Tim Marshall, autor takich książek jak „Więźniowie geografii” i „Potęga geografii” nie będzie to łatwe zadanie. Na Tajwanie jest jedynie pięć plaż umożliwiających desant, a chińska armia musiałaby najpierw pokonać 160 km otwartego morza. Tajwańskie siły zbrojne doskonale wiedzą, z jakiego kierunku i w jakich miejscach należy spodziewać się inwazji z kontynentu. Bardziej prawdopodobnym scenariuszem mogłaby być blokada morska wyspy. Odcięcie Tajwanu od świata wywołałoby ogromny kryzys polityczny i gospodarczy, ale w mniejszym stopniu niż inwazja lądowa wstrząsnęłoby amerykańską opinią publiczną.
Innym możliwym scenariuszem jest próba destabilizacji wewnętrznej wyspy. Od lat spora część dużego biznesu na Tajwanie buduje dobre relacje z ChRL. Jest to niezbędne do prowadzenia interesów przez cieśninę. Jednak taka zażyłość może tworzyć pole do nacisków i szantażu. Bliskość kulturowa i językowa między mieszkańcami Tajwanu i ChRL ułatwia powstawanie grup zdolnych do destabilizacji czy działań sabotażowych. Nawet jeśli takie działania nie przyniosą natychmiastowych skutków, mogą systematycznie osłabiać wolę walki i oporu wśród mieszkańców wyspy.
Ostatecznie to od decyzji USA o zaangażowaniu się w konflikt zależy przyszłość wyspy. Jednak, dopóki gospodarka ChRL jest uzależniona od działających na Tajwanie fabryk, to ryzyko inwazji wydaje się bardzo mało prawdopodobne. Jak na razie „Krzemowa Tarcza” działa.