USA

Dlaczego wyborcy w USA wybierają populizm?

Co takiego zrobiły elity polityczne i gospodarcze USA, że zwykli ludzie tak bardzo mają ich dość? 

Populizm w wydaniu Donalda Trumpa wraca do Białego Domu. Zwycięstwo kandydata Republikanów w wyborach prezydenckich po raz kolejny zaskoczyło część liberalnych komentatorów. Dodatkowo Republikanie utrzymali przewagę w Izbie Reprezentantów oraz przejęli większość w Senacie. Niektórzy, jak Anne Applebaum, jeszcze w marcu bieżącego roku wieścili katastrofę dla Europy i NATO jeśli Trump kiedykolwiek wróci do Białego Domu. Przez najbliższe cztery lata będzie okazja, żeby sprawdzić, czy te proroctwa okażą się prawda. Na razie warto sobie odpowiedzieć na pytanie co doprowadziło Trumpa do powrotu na fotel prezydencki? 

  • Wzrost gospodarczy wygenerowany przez Biedonomikę w ostatnich latach bardzo rzadko trafiał do zwykłych Amerykanów.
  • Za kadencji Joe Bidena średnia cena sprzedaży domów w USA wzrosła o około 100 tys. USD.
  • W czasie badania exit poll przy okazji tegorocznych wyborów 45% Amerykanów stwierdziło, że sytuacja gospodarcza w USA się pogorszyła za kadencji Joe Bidena.
  • Frustracje związaną z sytuacją gospodarczą coraz częściej widać w internecie. 2,8 mln ludzie opisuje swoją wściekłość na stornie na Reddicie — r/antiwork gdzie głównym hasłem jest: „Unemployment for all, not just the rich!”.
  • J.D. Vance jeszcze kilka lat temu nazwał Trumpa „Hitlerem Ameryki”, dzisiaj jest jego wiceprezydentem.

Co to jest populizm?

Przez ostatnie lata „populizm” stał się użyteczną publicystyczną pałką do okładania politycznych oponentów. Populistami zostali nazwani Trump, Kaczyński czy Orban. Jest też populizm lewicowy, w którego obronie w swoim eseju stanęła Chantal Mouffe, belgijska feministka zajmująca się filozofią i marksizmem. Są też szlachetne odmiany populizmu. Do takich należy forma polityki, którą ostatnimi czasy uprawia Donald Tusk. Przynajmniej tak twierdzą jego zwolennicy.

Najprościej populizm ująć jako sposób prowadzenia polityki powołując się na wolę ludu. Ta wola nie musi być nawet wyrażona. Często populistyczny polityk sam interpretuje, co lud miał na myśli i w ten sposób daje sobie prawo do reprezentowania interesów zwykłych ludzi przeciwko elitom. Bez wątpienia amerykański lud jest wściekły. Pytanie brzmi — na kogo i za co? Co takiego zrobiły elity polityczne i gospodarcze USA, że zwykli ludzie tak bardzo mają ich dość?

Zobacz też: Grzegorz Kołodko: Neoliberalizm, Populizm oraz Nowy Pragmatyzm

It’s the economy, stupid!

Amerykański sen już dawno przestał się komukolwiek śnić. Gospodarka Stanów Zjednoczonych przestała się rozwijać w tak szybkim tempie jak po II wojnie światowej. W latach 1935-1960 standard życia przeciętnej amerykańskiej rodziny się podwoił. Od 1960 do 1985 roku zrobił to ponownie. Jednak od połowy lat 80-tych XX wieku sytuacja uległa stagnacji. Obecnie amerykańskie gospodarstwa domowe nie są bogatsze niż 40 lat temu. Od lat 80-tych XX wieku coraz trudniej o awans społeczny i ekonomiczny. W momencie ukończenia 30 lat dziewięciu na dziesięciu Amerykanów urodzonych w 1940 roku było bogatszych niż ich rodzice w tym samym wieku. Natomiast spośród tych urodzonych w 1980 roku tylko połowa zarobiła więcej niż rodzice.

Populizm mobilność dochodowa w USA

Populizm w USA odporny na Bidenomikę 

Dodatkowym problemem dla amerykańskich polityków walczących o poparcie jest to, że ich wyborcy to nie makroekonomiści. Czytając kolejne doniesienia o wzroście gospodarczym i sukcesach Stanów Zjednoczonych mają wrażenie, że żyją w alternatywnej rzeczywistości, albo jeszcze gorzej, zakładają, że media próbują ich oszukać i zmanipulować. Polityka ekonomiczna prezydenta Bidena tzw. Bidenomika rzeczywiście ma na koncie pewne sukcesy. Udało się prowadzić tzw. Chips and Science Act, mający wspomóc rozwój przemysłu wysokich technologii. Jednak jak podkreśla amerykański kongresmen Ro Khanna w liście do swoich kolegów i koleżanek z Partii Demokratycznej owoce tego wzrostu rzadko trafiają do przeciętnego mieszkańca Georgii, Michigan czy Pensylwanii. W każdym z tych „swing states” w starciu z Trumpem swoimi obietnicami zwyciężył Biden, ale przegrała Harris. Trudno wygrywać wybory, będąc partią rządzącą, kiedy średnia cen domów w Stanach Zjednoczonych w ciągu ostatnich czterech lat wzrosła o 100 tys. USD.

Średnia cena sprzedaży domów w Stanach Zjednoczonych

Wyborcy Donalda Trumpa bardzo często mieszkają w społecznościach o gorszym stanie zdrowia, mniejszej mobilności dochodowej i gorszym kapitale społecznym. Nawet jeśli sami posiadają wyższe wykształcenie i dobrze płatną pracę to obraz swojej okolicy i sytuacja ich sąsiadów napawa ich strachem. W czasie badania exit poll przy okazji tegorocznych wyborów 45% Amerykanów stwierdziło, że sytuacja gospodarcza w USA się pogorszyła za kadencji Joe Bidena. To najwyższy wynik w historii. Wyższy nawet od odpowiedzi w 2008 roku, w szczycie kryzysu gospodarczego. Wtedy 42% Amerykanów uważało, że ich sytuacja gospodarcza się pogarsza.

Zwykły Joe ma już dość

O problemach klasy pracującej nie mówi się na CNN czy w ABC News. Dlatego frustracja związana z miejscem pracy znajduje swoje ujście w internecie. Na youtubie viralową piosenkę śpiewa Oliver Anthony. Utwór jest utrzymany w klimacie folk i jest jak lament wściekłych i sfrustrowanych Amerykanów. W teledysku nie znajdziemy szybkich samochodów, ani półnagich modelek. Za to usłyszymy beznadzieję i krótką diagnozę tego co z tym światem jest nie tak. Za wszystko odpowiadają „Rich men north of Richmond” – czyli establishment i elity.

Zobacz też: Amerykański sen czy koszmar? Największe miasta w USA

Innym miejscem pokazującym emocje, jakie mają pracownicy względem swoich szefów i pracy, jaką wykonują jest strona na Reddicie — r/antiwork. Jej głównym hasłem jest: „Unemployment for all, not just the rich!”. Użytkownicy w postach wylewają swoje żale dotyczące fatalnych warunków zatrudnienia. Często są to wpisy osób pracujących w USA. Aktualnie strona zrzesza 2,8 mln członków. Do najpopularniejszych wpisów na r/antiwork należą screenshoty wiadomości tekstowych, pokazujących jak zwalniają się lub są zwalniani pracownicy. Wiele osób na portalu fantazjuje w komentarzach na temat tego co powiedzieliby swojemu szefowi gdyby sytuacja ekonomiczna nie zmuszała ich do dalszej, niewdzięcznej pracy.

Wiele żalu użytkownicy kierują w stronę pokolenia tzw. baby boomers. Obwinia się ich o zrujnowanie amerykańskiej gospodarki i rynku nieruchomości. W konsekwencji wielu użytkowników czuje się okradzionych z marzeń o własnym domu i samochodzie. Osoby tworzące treści i opisujące swoje historie często pracują więcej niż 8 godzin dziennie, a i tak ledwo wiążą koniec z końcem.

Oprócz memów i okropnych historii z miejsca pracy na r/antiwork pojawia się coraz więcej porad i wskazówek dotyczących zakładania i funkcjonowania związków zawodowych oraz statystyk dotyczących nierówności dochodowych. Użytkownicy dzielą się też sukcesami, które osiągnęli, negocjując grupowo warunki swojej pracy.

Przykładowe wpisy na r/antiwork:

Wiceprezydent ludu i z ludu

Nie przez przypadek jako swojego wiceprezydenta Trump wybrał J.D. Vance’a. Autora bestsellerowej książki „Elegia dla bidoków”. Ten młody, jak na wiceprezydenta, 40-letni prawnik może w przyszłości stać się twarzą ruchu Make America Great Again. Już teraz spekuluje się, że po zakończeniu kadencji Donalda Trumpa to właśnie Vance będzie ubiegał się o nominację Partii Republikańskiej w kolejnych wyborach. „Elegia dla bidoków” jest autobiograficzną książką Vance’a, w której opowiada o swoim dzieciństwie. Otoczenie, w którym wychowywał się przyszły wiceprezydent USA, można skrócić w słowach: przemoc, bieda, nałogi i brak perspektyw. Tytułowe bidoki nie wierzą już w amerykański sen, ale Vance’owi udaje się go urzeczywistnić. Początkowo krytykował Trumpa, nazywając go „Hitlerem Ameryki”. Jednak ich polityczne drogi ostatecznie się zeszły i z pomocą Trumpa J.D. Vance dostał się do Senatu, gdzie wspierał agendę polityczną swojego patrona.

Ukończenie Yale Law School sprawia, że trudno nazwać Vance’a człowiekiem nizin społecznych. Jednak pochodzenie z ubogiej części Stanów Zjednoczonych, z rozbitej rodziny, w której obecna była choroba alkoholowa, daje mu pewien mandat do mówienia o problemach zwykłych ludzi z pozycji uczestnika, a nie tylko troskliwego obserwatora. Taka postać w drużynie Trumpa na pewno dodała wiarygodności o reprezentowaniu „prawdziwego ludu” i  „pracujących Amerykanów”.

Zobacz też: Elon Musk i Donald Trump: Czyli finansowe love story miliarderów

Zmiana w Białym Domu, ale problemy te same

Pierwsza kadencja rządów Donalda Trumpa pozostawiła Stany Zjednoczone z wieloma nierozwiązanymi problemami. Błędna polityka w czasie pandemii COVID i niezrealizowane obietnice pozwoliły wrócić Demokratom do Białego Domu. Okazało się, że i oni nie dali rady sobie poradzić z coraz bardziej patologiczną sytuacją w gospodarce.

Wiele wskazuje na to, że Trump jedynie umiejętnie wykorzystuje wściekłych ludzi do własnych celów politycznych. Jak wskazuje, laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii, prof. Acemoglu nowa administracja raczej nie poprawi sytuacji pracowników. Jednak z  perspektywy wściekłego wyborcy lepsza jest płonna nadzieja, niż nieznośna propaganda sukcesu w wykonaniu Partii Demokratycznej.

W Stanach Zjednoczonych jest coraz więcej osób, które mimo pracy na pełen etat ledwo wiąże koniec z końcem. Gdy jest się w takiej sytuacji, trzeba głosować i wspierać kandydatów zgodnie z własnym interesem, a nie w imię wartości. Elita z Wall Street robi tak od dawna i dobrze na tym wychodzi. Lekarstwem na populizm nie będzie edukacja, demokracja, praworządność czy inne, niewiele już znaczące, hasło. Nic tak nie wzmacnia liberalnego myślenia w ludziach jak gruby portfel.

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Polecane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker