Raporty OG

USA odjeżdżają Europie. Przyczyn jest mnóstwo, a my nie chcemy tego zmienić [RAPORT OG]

Dlaczego rewolucja technologiczna lat 90. została wykorzystana przez Stany Zjednoczone oraz przespana przez państwa rdzenia gospodarczego Europy? Wynika to z faktu, że Amerykanie mają lepsze podejście do zarządzania ludźmi, regulacji, polityki fiskalnej, czy nawet funkcjonowania rynku pracy. W skrócie powodów jest naprawdę wiele i w niniejszym raporcie się nimi wszystkimi zajmiemy.  

Gospodarczy prymat USA widać gołym okiem

Przed przejściem do analizy tego, dlaczego rewolucja technologiczna miała miejsce akurat w amerykańskiej gospodarce, warto przypomnieć sobie, w jakich domenach Stany Zjednoczone zdominowały Europę (temat ten znacznie szerzej omawiam w artykule zatytułowanym „UE przespała technologiczną rewolucję. Dominacja gospodarcza USA nie powinna dziwić”).  Po pierwsze USA może się pochwalić znacznie lepszymi uczelniami. Niezależnie od tego, czy będziemy się przyglądać uczelniom ekonomicznym, medycznym, informatycznym zawsze ok. 15 z 20 najlepszych na całym globie będzie znajdowało się w Stanach Zjednoczonych. Drugą płaszczyzną, na której USA już od wielu dekad brylują, jest szeroko rozumiany sektor ICT (teleinformatyczny).

Ze Stanów Zjednoczonych pochodzą takie firmy z tej branży jak między innymi Apple, Alphabet, Microsoft, Meta Platforms, NVIDIA, AMD, Adobe, IBM i tak dalej. Jednakże największy rozstrzał między Stanami Zjednoczonymi a Europą miał miejsce w usługach. Podczas gdy, co widać na zamieszczonym poniżej wykresie, po 1995 roku wzrost produktywności pracy w tym sektorze w USA wystrzelił, tak w Europie jeszcze on spowolnił. To właśnie w Stanach Zjednoczonych narodzili się tacy innowacyjni giganci handlu detalicznego jak Walmart (firma ta zatrudnia ok. 2,2 mln ludzi!), Amazon, czy wielcy gracze sektora usług finansowych jak JPMorgan Chase, Visa czy Mastercard. Przy czym, co należy podkreślić, przewaga, jaką Amerykanie zdobyli w usługach, w dużej mierze wynika ze znacznie lepszego wykorzystania szansy, jaką dała rewolucja technologiczna lat 90. 

Rewolucja technologiczna w sektorze usług
Źródło: Bart van Ark, Mary O’Mahony oraz Marcel P. Timmer, „The Productivity Gap between Europe and the United States: Trends and Causes”

Zobacz także: Europa nie jest biedniejsza od USA? Jak manipulują miłośnicy UE

Problem z produkcją wiedzy w Europie

Zacznijmy od uczelni. Sprawie bliżej postanowili się przyjrzeć ekonomiści Philippe Aghion, Mathias Dewatripont, Caroline Hoxby, Andreu Mas-Colell (tak ten Andreu Mas-Colell od MGW), André Sapir w swoim artykule naukowym zatytułowanym „The governance and performance of universities: evidence from Europe and the US”. Zgodnie z postawioną przez nich hipotezą uniwersytety radzą sobie tym lepiej, im jednocześnie mają większą autonomię oraz muszą się zmagać z większą konkurencją. Przy czym, co podkreślali wielokrotnie naukowcy, znaczenie ma odpowiednie połączenie tych dwóch czynników. Duża autonomia bez od odpowiedniego poziomu konkurencji może zostać wykorzystana np. do zatrudniania znajomych bez odpowiednich kwalifikacji czy talentów. Z kolei duży stopień konkurencji bez autonomii zwyczajnie nie da możliwości uniwersytetom wprowadzenia zmian, które pomogłyby w rywalizacji. 

Zgodnie z ustaleniami ekonomistów większy poziom autonomii oraz konkurencji jest jedną z głównych przyczyn stojących za wyższością amerykańskich uczelni. Co więcej, czynnik ten wyjaśnia również duże zróżnicowanie w jakości uniwersytetów obserwowane w Europie. Jak widać na zamieszczonym poniżej wykresie najwyższą wartością indeksu autonomii i konkurencji cechują się uczelnie brytyjskie oraz szwedzkie, które mogą przy okazji pochwalić się wysoką produktywnością mierzoną odwróconym miejscem w tzw. indeksie szanghajskim (w jego ramach klasyfikuje się instytucje na podstawie osiągnięć naukowych ich członków oraz absolwentów). 

Jak możemy wyczytać w badaniu:

Większość europejskich uniwersytetów charakteryzujących się wysoką produktywnością, np. w Wielkiej Brytanii i Szwecji, dysponuje znaczną autonomią i  zmaga się z dużą konkurencją. ​​Uniwersytety brytyjskie i szwedzkie charakteryzują się dużą autonomią budżetową, dużą autonomią w zakresie zatrudniania i dużą autonomią w ustalaniu wynagrodzeń (i to mimo że prawie wszystkie szwedzkie uniwersytety są publiczne).

Przy okazji warto odnotować, że badacze w swojej pracy dostarczają również dowody przyczynowe, a nie tylko korelacyjne. 

Rewolucja technologiczna potrzebuje dobrych uniwersytetów
Źródło: Philippe Aghion, Mathias Dewatripont, Caroline Hoxby, Andreu Mas-Colell, André Sapir „The governance and performance of universities: evidence from Europe and the US”

Dlaczego rewolucja technologiczna została wykorzystana przez USA?

Dlaczego rewolucja technologiczna w sektorze ICT miała miejsce akurat w Stanach Zjednoczonych? Przy okazji odpowiadania na to pytanie, należy poruszyć kwestię znacznie bardziej efektywnego rozwoju sektora nowoczesnych usług w USA, ponieważ zagadnienie te są ze sobą silnie powiązane. Przykładowo dzięki istnieniu dużej branży zainteresowanej innowacjami teleinformatycznymi amerykańscy przedsiębiorcy rozważający wejście w analizowany sektor mogli oczekiwać, że na ich produkty znajdzie się popyt. Ogólnie przyczyny można podzielić na dwie kategorie. Po pierwsze mamy te o charakterze instytucjonalnym (różnice w funkcjonowaniu szeroko rozumianego systemu społeczno-ekonomicznego) oraz te kulturowym charakterze (inne preferencje, odmienny sposób podejścia do życia itp.). Zacznijmy od tych drugich.

Zobacz także: Jakie są największe firmy rodzinne na świecie? [RANKING]

Amerykańskie firmy to giganty produktywności, a brytyjskie lepiej nie mówić

Luka w produktywności między USA a Europą nie dotyczy wyłącznie całych gospodarek. Amerykańskie przedsiębiorstwa znacznie lepiej radzą sobie od swoich europejskich odpowiedników nawet wtedy, gdy nie korzystają one z lepszego krajowego układu instytucjonalnego. W 2012 roku Nicholas Bloom, Raffaella Sadun oraz John Van Reenen w artykule zatytułowanym „Americans Do IT Better: US Multinationals and the Productivity Miracle” (szerzej badanie to omówiliśmy tutaj „Amerykański styl zarządzania – to właśnie dzięki niemu USA rozwija się szybciej od Europy”) postanowili ustalić, czy i jak różnią się amerykańskie, międzynarodowe korporacje działające w europejskich krajach od swojej lokalnej konkurencji. W tym celu  wykorzystali oni dane o ponad 11 tysięcy przedsiębiorstwach działających na terenie Wielkiej Brytanii. Dodatkowo w celu  zweryfikowania swoich hipotezy przeprowadzili podobny test na mniejszej bazie danych obejmującej firmy z całej Europy (łącznie ok. 1633 podmiotów z wyłączeniem ojczyzny Szekspira).

Z ich analizy po pierwsze wynika, że amerykańskie przedsiębiorstwa są bardziej produktywne oraz w znacznie większym stopniu wykorzystują technologie informatyczne. Poniżej zamieszczono wykres z wcześniejszej wersji ich badania z 2006 roku przeprowadzonego na mniejszej próbie 7,5 tys. firm operujących w Zjednoczonym Królestwie. Jak widać, amerykańskie korporacje średnio cechowały się aż o 23 proc. większą produktywnością pracy (tutaj mierzoną wartością dodaną przypadającą na pracownika) od średniej dla poszczególnej gałęzi brytyjskiego przemysłu. Na tym polu wypadły one zauważalnie lepiej nie tylko od firm brytyjskich, ale również od międzynarodowych przedsiębiorstw z innych państw. Jednakże największą różnicę zaobserwowano na płaszczyźnie wykorzystania technologii informatycznych. Przeciętnie na jednego pracownika w międzynarodowej, amerykańskiej firmie działającej w danej branży przypadało aż o 40 proc. więcej kapitału IT (w jego skład wchodzą między innymi komputery oraz oprogramowanie do nich) niż średnio w całym sektorze. 

Źródło: Nicholas Bloom, Raffaella Sadun, John Van Reenen, „Nobody Does IT Better”

Rewolucja technologiczna a zarządzanie

Dlaczego Amerykanie tak chętnie korzystają ze wspomnianych technologi? Co sprawia, że to akurat oni tak dużo z nich wyciągnęli? Otóż jak wskazują badacze, przewaga firm ze Stanów Zjednoczonych bierze się z innego podejścia do zarządzania. To wyjątkowo sprzyja wdrażaniu i tworzeniu innowacji w sektorze IT. Już od samego początku rewolucji technologicznych wiadome było, że nowinki z teleinformatycznego świata mają ogromny potencjał. Z drugiej strony istniała bardzo duża niepewność co do tego, gdzie, w jaki konkretnie sposób analizowana technologia znajdzie zastosowanie (bardzo podobna sytuacja ma obecnie miejsce w przypadku AI). Z tego powodu bardzo ważne było rekrutowanie pracowników bardzo zdolnych, jak i ponad przeciętnie kreatywnych, aby najpierw takie rozwiązania znaleźli, a potem sprawnie wdrożyli.

Zobacz także: Gospodarka USA kolejny raz bije na głowę UE. Tempo wzrostu zaskakuje

Z kolei jak wynika z dokładnej analiz praktyk menadżerskich w przedsiębiorstwach, Amerykanie jak żaden inny naród stawiają na kadry. Menadżerowie w korporacjach mających główną siedzibę w USA co do zasady niezwykle dużą wagę przykładają do awansowania, nagradzania najzdolniejszych pracowników oraz zwalniania osób, które radzą sobie źle. Dodatkowo kładą oni również spory nacisk na odpowiedni poziom autonomii wśród pracowników. Tradycyjne metody zarządzania nie sprawdzają się zbyt dobrze w przypadku wdrażania i projektowania rozwiązań IT. Na przykład niełatwo jest wyznaczyć konkretne cele, jakie mają osiągnąć pracownicy w określonym czasie, gdy trudno z góry ustalić czas potrzebny do rozwiązania określonego problemu z wykorzystaniem technologii informatycznych, czy konkretny sposób na dokonanie tego. Z tego powodu ważne jest delegowania zadań pracownikom oraz zachęcanie ich do wykorzystywania autonomii na rzecz dobra firmy.

Amerykański biznes najlepiej radzi sobie na własnym boisku

Lepsza jakość zarządzania nie jest bynajmniej wyłącznie wynikiem kultury organizacyjnej, ale również większych możliwości. Widać to wyraźnie na poniższym wykresie. Po prawej zaprezentowano, jak na wcześniej analizowanych płaszczyznach (autonomii oraz jakości zarządzania kapitałem ludzkim) wypadają firmy wchodzące w skład międzynarodowych korporacji, a działające w europejskich państwach. Z danych tych wynikają wnioski przytoczone w poprzednim akapicie. Menadżerowie w międzynarodowych amerykańskich korporacjach na terenie Europy co do zasady bardziej przykładają się do pozyskiwania najlepszych kadr oraz dają pracownikom relatywnie większą autonomię w stosunku do kierowników międzynarodowych nieamerykańskich korporacjach.

Przy czym różnice między korporacjami ze Stanów Zjednoczonych a tymi z Francji czy Niemiec są duże, ale nie ogromne. Sytuacja prezentuje się już zupełnie inaczej, gdy zaczniemy porównywać firmy ze względu na to, w jakim kraju one działają. Różnice z zauważalnych zmieniają się w gigantyczne. Amerykańskie przedsiębiorstwa przodują na niezwykle ważnych z punktu widzenia tworzenia i wdrażania innowacji z sektora IT polach. Z danych zamieszczonych na wykresie po lewej stronie wynika, że spółki działające w kraju Wuja Sama mają kilkukrotnie lepsze praktyki menadżerskie od firm funkcjonujących w Niemczech, które na analizowanej płaszczyźnie uplasowały się na drugim miejscu. 

Rewolucja technologiczna, a zarządzanie
Źródło: Nicholas Bloom, Raffaella Sadun, John Van Reenen “Americans Do IT Better: US Multinationals and the Productivity Miracle”

W USA elastyczne są zarówno prawo, jak i rynek pracy

Co należy podkreślić, te różnice z kolei nie wynikają jedynie z różnic kulturowych, jak ma to miejsce w przypadku międzynarodowych korporacji działających w jednym i tym samym kraju, ale również z różnic instytucjonalnych między państwami. Przykładowo Stany Zjednoczone mają wyjątkowo elastyczny rynek pracy. Zgodnie z syntetycznymi indeksami restrykcyjności ochrony zatrudnienia przygotowanym przez OECD, żadne inne państwo wchodzące do tej grupy państw nie ma tak łagodnych przepisów dotyczących zwalniania (grupowego, jak i indywidualnego) i zatrudniania (dokładniej na czas określony) pracowników.

Z kolei z badania zatytułowanego „Management Practices Across Firms and Countries” wynika, że „Mniejszy stopień uregulowania rynków pracy wiąże się z lepszymi praktykami mających motywować pracowników”. Innymi słowy, mniejszy stopień regulacji tego sektora silnie koreluje z systematyczne stosowaniem zachęt pieniężnych i niepieniężnych. Z kolei w swojej pracy zatytułowanej „Human capital, employment protection and growth in Europe”, a skupionej na różnicach w stopniu ochrony zatrudnienia oraz we wdrażaniu technologii w sektorach wymagających dużych nakładów kapitału ludzkiego (inaczej wyjątkowo uzdolnionych, wykształconych pracowników) ekonomiści  Maurizio Conti, Giovanni Sulis piszą:

Adaptacja technologii zależy od poziomu kapitału ludzkiego i zdolności firm do dostosowywania zatrudnienia na skutek zmian technologicznych: dlatego koszty związane ze zwolnianiem mają bardziej negatywny wpływ w sektorach, w których postęp technologiczny jest bardziej zależny od umiejętności pracowników, a wdrożenie najnowszych technologii odgrywa większą rolę.

Ponadto istnieją sugestywne dowody (np. „Employment protection, firm selection, and growth” Markus Poschke) wskazujące na to, że ochrona zatrudnienia może być szczególnie problematyczna w przypadku sektora usług, czyli tej branży, która w Stanach Zjednoczonych od dekad rozwija się znacznie szybciej niż w UE.

Zobacz także: Sektor informatyczny w Polsce rozwija się w niesamowitym tempie, a nie powinien!

Przy czym warto tutaj zaznaczyć dwie kwestie. Po pierwsze, elastyczne rynki pracy naturalnie mogą kojarzyć się z nieskrępowanym, dzikim kapitalizmem. Jednakże obraz ten jest mocno nieprawdziwy. Jeżeli przyjrzymy się krajom UE pod względem tego, jak łatwo jest w nich zwalniać i zatrudniać pracowników, szybko zobaczymy, że najbardziej liberalne pod tym względem są kolejno Węgry, Austria, Estonia oraz Dania, więc kraje znacznie różniące się od siebie na wielu ekonomicznych płaszczyznach. Jak widać na poniższym wykresie, duńska socjaldemokracja oraz austriacka społeczna gospodarka rynkowa pod względem przychodów podatkowych zajmuje kolejno trzecie i czwarte miejsce w całej UE. Estonia i Węgry są zaś raczej na końcu poniższego rankingu. Z kolei w Polsce, która pod względem wielkości podatków plasuje się pomiędzy Węgrami i Austrią, rynek pracy jest zauważalnie mniej elastyczny, niż w jakimkolwiek z czterech wymienionych tutaj państw. 

Źródło: Dawid Błaszkiewicz, „Polska liderem wysokości podatków w Europie Środkowo-Wschodniej i daleko za Zachodem

Po drugie, problem z nadmiernymi regulacjami nie dotyczą wyłącznie kwestii zatrudnienia. Weźmy za przykład rynek detaliczny. W artykule „The Productivity Gap between Europe and the United States: Trends and Causes” ekonomiści wskazują, że rozwój takich firm jak Walmart w Stanach Zjednoczonych wynikał między innymi ze znacznie mniej restrykcyjnych przepisów dotyczących godzin otwarcia sklepu i wielu innych płaszczyzn. Jednym z filarów, na których opierał się model wielkopowierzchniowego sklepu detalicznego, jest tzw. lean retailing. System ten w pewnym uproszczeniu polega na wykorzystaniu specjalnego oprogramowania informatycznego połączonego z odpowiednio elastyczną strukturą organizacji w celu z jednej strony znaczącego zmniejszenia stanu zapasów, z drugiej zapobiegnięciu sytuacji, w której w sklepach są braki. Za jego powstanie odpowiadają nie tylko innowacje w sektorze ICT, ale również, na co wskazują ekonomiści, proces deregulacji mający miejsce w Stanach Zjednoczonych w latach 80. 

Rewolucja technologiczna lat 90. domagała się wielkiego rynku

Z danych wynika również, że lepszemu zarządzaniu sprzyja silna konkurencja na rynku produktu. Przy czym duży, konkurencyjny rynek produktu potencjalnie może być korzystny dla gospodarki również z innych przyczyn. Przykładowo ułatwia on skalowanie projektu. Ponadto czyni łatwiejszym samo wejście ze swoim produktem na rynek. Gdy konsumentów zasobnych w gotówkę jest ogrom, znalezienie chętnych na swoje produkty, które jak to często w przypadku start-upów ma miejsce, są interesujące, ale wymagają jeszcze wielu usprawnień, jest zauważalnie łatwiejszym zadaniem. Z kolei w Unii Europejskiej rynek usług rynkowych jest nieskończenie bardziej płytki niż w Stanach Zjednoczonych. 

Główne przyczyny tego stanu są dwie. Po pierwsze państwa rdzenia gospodarczego UE charakteryzują się znacznie wyższymi podatkami od USA. Zgodnie z artykułem naukowym Richarda RogersonaStructural Transformation and the Deterioration of European Labor Market Outcomes”  są one w stanie częściowo wyjaśnić zarówno to, że już w latach 90. Europejczycy spędzali w pracy zarobkowej znacznie mniej czasu od mieszkańców Stanów Zjednoczonych, jak i fakt, że przeciętny mieszkaniec centrum UE wiele usług, które statystyczny Amerykanin kupuje na rynku, „produkuje” w domu. Oznacza to przykładowo, że w kraju Wuja Sama rodziny częściej niż w UE jedzą w restauracjach, zamiast przygotować posiłek w domu. 

Zobacz także: Polska innowacyjnym pariasem Europy. Bez innowacji pozostaniemy biedni

Innym znacznie większym problemem jest to, że jednolity rynek usług w UE w dużej mierze pozostał głównie obietnicą. Podczas gdy jednolity rynek w przypadku towarów udało się skutecznie wdrożyć, tak w przypadku usług nadal istnieje ogrom problemów związanych z przepisami, biurokracją. Zaoferowanie możliwości kupna na Amazon w Teksasie po wdrożeniu usługi na terenie Kalifornii na poziomie procedur jest relatywnie proste, podczas gdy wejście na hiszpański rynek, po udanym starcie na rynku niemieckim, wymaga armii prawników. Przy czym, co warto zaznaczyć, skala problemu, jakim jest niejednolitość jednolitego rynku usług UE, jest większa, niż to się może wydawać na pierwszy rzut oka. Przykładowo w najnowszym raporcie Draghiego co rusz pojawiają się nawoływania o ujednolicenie funkcjonowania poszczególnych rynków w UE. 

Co więcej, jednym z najważniejszych postulatów z tego raportu, jest utworzenie Unii Rynków Kapitałowych z prawdziwego zdarzenia. To z jednej strony pomogłoby w finansowaniu powstania takich gigantów jak Amazon w przyszłości oraz ułatwiłoby wprowadzanie usług finansowych w wielu krajach UE bez konieczności zmagania się z milionami różnymi regulacjami. Przy czym, warto zauważyć, że na tym polu są czynione pewne kroki w dobrą stronę. Kwestię poruszają nie tylko różnej maści analitycy, ale również sami politycy. W 2017 roku EPP, czyli największa frakcja w unijnym parlamencie, w swojej krótkiej analizie zatytułowanej „Single Market: Europe’s problem with services” jasno wskazywała na to, że „Sektor usług, w szczególności, pozostawał w dużej mierze chroniony przed międzynarodową konkurencją”. Na problem ten też wskazywał były premier Polski Mateusz Morawieckie w rozmowie w wywiadzie udzielonym dla Marcina Giełzaka oraz Jakuba Dymka. 

Zobacz także: Sztuczna inteligencja podbija e-commerce. Rewolucja w handlu online?

Polityka fiskalna — konserwatywna i amerykańska

Problemem jest też podejście do tego, w jaki sposób zdaniem decydentów politycznych powinna funkcjonować gospodarka. Trafnie różnice na tym polu zdiagnozował  Mark Blyth w swojej przenikliwej (moim zdaniem) książce „Austerity: The History of a Dangerous Idea”, porównując niemiecki oraz amerykański liberalizm lat 90. oraz kryzysowych lat 2000. Amerykanie są bardziej skłonni usprawniać funkcjonowanie gospodarki z wykorzystaniem wydatków fiskalnych, z przekonaniem, że rynek zrobi całą resztę za nich. W praktyce oznacza to np., że Stany Zjednoczone (oczywiście jak na rozwinięte państwu) nie regulują mocno funkcjonowania rynków, ale z drugiej strony nie boją się inwestować, czy szerzej mówiąc wydawać. 

Kwestie deficytu, czy długu publicznego mają dla nich drugorzędne znaczenie. Przy czym dotyczy to obu stron podziału politycznego. Ronald Reagan może i wiele złego mówił o publicznym zadłużeniu, ale nie miało to realnego przełożenia na praktykę. Przez cały okres jego prezydentury USA notowały deficyt budżetowy, przy czym w 1983 roku o mało nie przebił on 6 proc.! W Niemczech oraz ogólnie w krajach UE-15 podejście do tej kwestii jest niemal całkowicie odwrotne. Polityka gospodarcza sprowadza się do tego, że państwo musi wytworzyć odpowiednie rynki. Oznacza to z jednej strony przywiązanie znaczenie do odpowiedniego regulowania rynków, a z drugiej przykładanie dużej wagi do zrównoważenia finansów publicznych nawet za koszt tymczasowego obniżenia wzrostu gospodarczego, aby nie zakłócać ich funkcjonowania. W pewnym uproszczeniu polityka w Europie jest znacznie bardziej zachowawcza, konserwatywna. 

Zwłaszcza ostatnie lata pokazały, że podejście Amerykanów z punktu widzenia wzrostu gospodarczego jest znacznie lepsze. Stany Zjednoczone w trudnym covidowym okresie wręcz zasypały swoich mieszkańców pieniędzmi, co widać na poniższym wykresie. Od 2015 roku wąska miara podaży pieniądza M1 (suma gotówki, rezerw banków oraz depozytów bieżących) zwiększyła się w gospodarce Stanów Zjednoczonych aż o 501,4 proc., gdzie w krajach strefy euro wzrost wyniósł zaledwie 67,2 proc. Co warto podkreślić, żaden kraj nawet nie zbliżył się pod względem wielkości fiskalnej ekspansji do USA.

Źródło: Gabriel Chrostowski, „Skala amerykańskiej ekspansji fiskalnej poraża. Nasze tarcze covidowe to przy tym grosze

Zobacz także: Produktywność spowalnia przez nieefektywną alokację zasobów [BADANIE]

Przy czym, zaznaczyć trzeba również, że w dużej mierze pomagano w oparciu o zasadę rynek później jakoś to wyreguluje. Zarówno czeki dla gospodarstw domowych, jak i łatwoumarzalne pożyczki dla firm były przyznawane w praktyce realnie bez wymogu spełnienia jakichkolwiek poważnych kryteriów. Europa z kolei podeszła do tej kwestii znacznie bardziej konserwatywnie. Po pierwsze wydatki nie były tak duże, jak w Stanach Zjednoczonych, co z resztą widać na powyższym wykresie. Jednakże co znacznie ważniejsze, zupełnie inne było podejście do pomagania. Programy opierały się głównie na tym, aby stan rzeczy sprzed pandemii utrzymać. Kraje UE masowo subsydiowały zatrudnienie, starając się utrzymać ówczesny stan rzeczy, jak to tylko możliwe.  

Utrzymać status quo za wszelką cenę

Różnice w skutkach w tych dwóch podejściach widać obecnie gołym okiem. Po pierwsze amerykańska gospodarka wyszła z kryzysu ekonomicznego błyskawicznie. Przykładowo konsumpcja prywatna w Stanach Zjednoczonych jeszcze przed 2022 rokiem wróciła to wzrostowego trendu obserwowanego przed pandemią. Z kolei w największych gospodarkach UE nadal jest ona w dużej mierze nadal w stagnacji. Jednakże, co znacznie ważniejsze, w amerykańskiej gospodarce okres dużej presji fiskalnej został wykorzystany do znaczącego poprawienie efektywności alokacyjnej. Faktycznie początkowo bezrobocie w USA podskoczyło znacznie, bo do aż 14,9 proc. Jednakże dzięki temu wielu pracowników, szczególnie tych najmniej zamożnych znalazło sobie znacznie lepszy zawód. 

Konsumpcja prywata: USA vs UE

Bardzo interesujące badanie pośrednio dotyczące tej kwestii przeprowadzili wybitni ekonomiści rynku pracy David Autor, Arin Dube oraz Annie McGrew, którzy przyjrzeli się trendom wynagrodzeń w Stanach Zjednoczonych. Zgodnie z ich ustaleniami, ostatnie kilka lat były relatywnie dobre dla najgorzej opłacanych pracowników. Jak widać na zamieszczonym poniżej wykresie, w przypadku 10 percentyla (osób praktycznie najmniej zarabiających) realna płaca godzinowa od początku 2020 roku wzrosła o niemal 10 proc. W połączeniu  z relatywnym spadkiem płac osób dobrze wynagradzanych sprawiło to, że jedna trzecia nierówności płacowych, które narosły w ciągu czterech dekad do 2020 roku, została wymazana w przeciągu zaledwie kilku lat. Przy czym znacznie ważniejszym od samego wzrostu płac wspomnianej grupy osób jest przyczyna, która za nim stoi. Otóż jak wskazują ekonomiści, od 2020 roku młodzi, niewykształceni pracownicy przenieśli się do lepiej płatnych, czyli tym samym bardziej produktywnych, miejsc pracy. 

Wzrost wynagrodzeń amerykańskich pracowników
Źródło: David Autor, Arindrajit Dube & Annie McGrew, “The Unexpected Compression: Competition at Work in the Low Wage Labor Market”

Zobacz także: Wygrana Donalda Trumpa — co oznacza dla gospodarki?

Zdaje się, że podobny proces miał miejsce również w przypadku firm. Jak widać na zamieszczonym poniżej wykresie, wiele słabszych firm w USA nie przetrwało 2020 roku. Jednakże dzięki temu uwolniły one zasoby, które później mogły wykorzystać nowe, bardziej efektywne firmy, co częściowo widać po ogromny wzroście liczby zakładanych przedsiębiorstw. Przy czym ta liczba, zgodnie z analizą Pekao, otrzymuje się na znacznie podwyższonym poziomie po dziś dzień. Warto w kontekście tych danych zacytować polskiego ekonomistę Marka Ignaszaka:

Ponieważ zasób pracy jest ograniczony, można stworzyć nowe miejsca pracy tylko, gdy zniszczy się stare. Gloryfikujemy przedsiębiorców, tworzących nowe firmy zapominając, że to jest możliwe tylko wtedy gdy inni uwalniają pracowników i kapitał. Dlatego dużo młodych firm i częste bankructwa starych to paradoksalnie dobry znak. Znak, że kapitał i praca płyną od złych do dobrych pomysłów. W Europie proces uwalniania zasobów jest dość drogi i czasochłonny.

Źródło: Feds Note, “Business entry and exit in the COVID-19 pandemic: A preliminary look at official data”

Jak to wygląda w Europie? No cóż, jak można się spodziewać, po tym, co wcześniej pisałem, źle. Z analizy, na którą powołują się analitycy Pekao, wynika, że skala wymiany kadr między sektorami w ostatnich latach była nieporównywalnie większa w USA, niż w Europie, co widać na poniższej grafice. Za ten stan rzeczy odpowiada między innymi silne subsydiowanie miejsc pracy. Z przytaczanego przez wspomnianych ekspertów badania Europejskiego Banku Centralnego wynika, że im kraj hojniej wspierał ochronę miejsc prac oraz utrzymanie się przy życiu słabszych firm, tym miała w nim miejsce znacznie mniejsza skala realokacji zasobów zwiększająca produktywność. Wiele o tym, co się działo w ostatnich latach w UE, mówią również dane o bankructwach i zakładaniu nowych firm. Podczas gdy w USA wiele firm zamknięto, ale jeszcze więcej otworzono, w UE liczba bankructw przedsiębiorstw tymczasowo drastycznie zmalała, a liczba nowo zakładanych biznesów pozostała na niemal niezmienionym poziomie. 

Realokacja zasobów pracy: USA a UE
Źródło: Recruitonomics, “The Great Reallocation: Can Worker Churn Explain the Productivity Burst?”
Liczba bankructw w UE
Źródło: Eurostat, “Quarterly registrations of new businesses and declarations of bankruptcies – statistics”

Rewolucja technologiczna została przez UE przespana. Czy ten sen się skończy?

Podsumowując niniejszą analizą, przyczyn relatywnego zacofania ekonomicznego Europy jest naprawdę wiele i są one bardzo różnorodne — od problemów kulturowych przez ściśle instytucjonalne. Czy możemy oczekiwać, że w najbliższych dziesięcioleciach sytuacja ulegnie zmianie? Czy Europa ma jeszcze szansę dogonić Stany Zjednoczone? Jak w przypadku wszystkich prognoz tak daleko sięgających w przyszłość, trudno jest ocenić.

Jednakże przynajmniej w mojej opinii jest to wysoce wątpliwe. Europa zmaga się z wieloma opisanymi problemami już od dekad i mimo tego, że coraz więcej wiemy o przyczynach różnic, niewiele zostało uczynione, aby zmienić ten stan rzeczy. Świadczy o tym między innym fakt, ze wnioski z publikowanych na przestrzeni lat raportów Mario Draghiego nie uległy dużym zmianom. Ponadto potencjalnie poważnym problemem może stać się demografia. Podczas gdy Stany Zjednoczone nadal nie mają najmniejszych problemów ze zwiększaniem populacji swojego kraju w dużej mierze dzięki migracji, ludność UE obecnie w jest praktycznie w stagnacji, a w przyszłości zapewne będzie spadać.

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Adam Suraj

Ekonomista zarażony miłością do tej nauki przez Ha-Joon Chang. To on pokazał, że ekonomia to nie są nudne obliczenia, a nauka o życiu społecznym.

Polecane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker