Gospodarka

Demografia może nas pogrążyć w dekadach podwyższonej inflacji

Czy podwyższona inflacja pozostanie z nami na dłużej? Czy to trend długoterminowy? Jak obecne i nadchodzące zmiany demograficzne wpłyną na inflację? Postaramy się znaleźć na te pytania odpowiedzi, gdyż ekonomiści nie są w tej kwestii zgodni. Wpływ demografii na inflacje jest zagadką dla koncepcji teoretycznych, a jej oddziaływanie może okazać się kluczowe w najbliższych dziesięcioleciach. 

Były sekretarz skarbu Stanów Zjednoczonych Lawrence Summers w 2013 spopularyzował koncepcję sekularnej stagnacji (ang. secular stagnation, zamiennie: wiek świeckiej stagnacji). Model sekularnej stagnacji szybko wszedł do ekonomii głównego nurtu. Co oznacza? Teoretycy tego podejścia sądzą, że z powodu głębokich zmian strukturalnych w gospodarkach rozwiniętych dojdzie do pułapki niskiego wzrostu, nadwyżki oszczędności nad inwestycjami, niskich stóp procentowych i inflacji bliskiej zeru lub nawet zjawisk deflacyjnych. Z jakich powodów, część ekonomistów pisze tak czarne scenariusze? Wyjaśnieniem jest między innymi demografia.

Przez długi czas ekonomiści nie znajdywali lub pomijali wpływ demografii na inflację, a tym samym na politykę pieniężną. Jednak okres niskich stóp procentowych i niskiej inflacji dał im do myślenia, co może być przyczyną takiego zjawiska we współczesnej gospodarce. Demografia wydawała się najbardziej logicznym wyjaśnieniem, spośród wszystkich teorii. Za moment wyjaśnię dlaczego, jednak najpierw warto zastanowić, się skąd wynikała ignorancja demografii w wyjaśnieniu dynamiki wzrostu cen w gospodarce. Konwencjonalne podejście ekonomistów zakładało bowiem, że demografia jest czynnikiem długoterminowym oddziałującym na zjawiska ekonomiczne w długim okresie, stąd nie jest w stanie wpływać na politykę pieniężna, której narzędzia co do zasady mają oddziaływać w krótkim terminie. Ponadto – jak zakłada konwencjonalne podejście – demografia nie wpływa w średnim i długim okresie na inflację, ponieważ zmiana liczby ludności determinuje zarówno zagregowaną podaż, jak i zagregowany popyt (np. spadek liczby osób w wieku produkcyjnym obniża zdolności wytwórcze w gospodarce, ale obniża także krajowy popyt), co powoduje pozostawienie luki popytowej na niezmienionym poziomie.

Larry Summers i koncepcja wieku świeckiej stagnacji odmieniła postrzeganie związku między demografią i inflacją. Summers wskazał na kilka czynników strukturalnych stojących za wiekiem niskiego wzrostu. Proces starzenia się społeczeństw doprowadzi niewystarczającego popytu zagregowanego (co do zasady osoby starsze mniej konsumują niż osoby w wieku produkcyjnym) i nadwyżki oszczędności nad inwestycjami (niższy popyt zagregowany oznacza mniej nakładów niezbędnych do jego zaspokojenia, tzn. po co firmy mają inwestować w procesy produkcyjne, kiedy na końcu popyt na ich produkty nie pokryje i nie zwróci z nawiązką nakładu finansowego?). Wskutek tego gospodarka rosnąć będzie poniżej potencjału, a przez niższy popyt obniży się presja cenowa. Nadwyżka oszczędności, wzrost poniżej potencjału i spadek presji cenowej wymuszą na bankach centralnych reakcję, czyli obniżanie stóp procentowych do poziomu zerowego lub nawet ujemnego. Summers sugerował jednak, że banki centralne są bezradne wobec takiej sytuacji makroekonomicznej, a rola pobudzania wzrostu będzie leżeć po stronie polityki fiskalnej.

Podsumowując więc, starzejące się społeczeństwo jest argumentem za niską inflacją w średnim i długim okresie. Populacja w wieku 65+ wydaje średnio o 32% mniej niż grupa osób w wieku 35-64 lat. Wzrost udziału osób w wieku 64+ w populacji to spadek popytu na dobra i usługi, czyli wspomniane już zjawisko słabnącej presji cenowej. W Stanach Zjednoczonych do 2030 r. wszystkie osoby z pokolenia wyżu demograficznego (ang. baby boomers) będą miały już powyżej 65 lat. W Europie stosunek młodych osób do starszych wyniesie 1:2 w 2060 r. wobec 3:1 w 1960 r.

M. Shirakawa (2012) były prezes Banku Japonii, badając przyczyny deflacji w Japonii, wskazał między innymi na demografię i oczekiwania inflacyjne. Naturalnym efektem starzenia się jest – wspomniany już – kurczący się zagregowany popyt i zagregowana podaż. Procesy dezinflacyjne lub nawet deflacyjne wystąpią wtedy, gdy tempo spadku popytu będzie silniejsze, niż tempo spadku podaży. Shirakawa wskazuje, że takie zjawisko występuje w przypadku obecnych zmian demograficznych. W artykule NBP Zawiłe relacje między demografią a polityką pieniężną, gdzie ekonomista M. Gardzewicz opisuje spostrzeżenia Shirakawy można przeczytać, że:

[…] ze względu na długotrwałość i przewidywalność w horyzoncie planowania podmiotów ekonomicznych procesów starzenia, niższemu bieżącemu popytowi towarzyszą coraz silniejsze negatywne oczekiwaniami odnośnie przyszłego popytu i wzrostu gospodarczego. Ponadto, presja, którą proces starzenia nakłada na finanse publiczne może również powodować oczekiwania wyższych obciążeń podatkowych w przyszłości, również przyczyniając się do niższego bieżącego popytu. Dodatkowo, spadek zagregowanego popytu może być pogłębiany negatywnym efektem majątkowym związanym z opisywanymi wcześniej malejącymi cenami aktywów, w szczególności mieszkaniowych. Wszystko to powoduje, że spadek zagregowanego popytu jest większy niż spadek zagregowanej podaży, czyli otwiera się ujemna luka popytowa, mogąca potencjalnie trwać przez wiele okresów.

Sęk w tym, że Summers w 2021 r. w artykule opublikowanym w The Washington Post otwarcie zdystansował się do swoich poglądów głoszonych kilka lat temu powołując się na słowa Johna Maynarda Keynesa:

Kiedy zmieniają się fakty, ja zmieniam zdanie, a ty?

Demografia pogrąży nas więc w dekadach trwale niskiej inflacji czy trwale podwyższonej inflacji? Ekonomiści Mikael Juselius i Előd Takats opublikowali Working Paper, w którym znajdują istotny związek między strukturą wiekową populacji a inflacją, z tym że ich wnioski są odmienne do tych przytaczanych przeze mnie dotychczas. Dowodzą oni, że większy udział osób w wieku produkcyjnym wiąże się z niższą inflacją, natomiast większy odsetek osób młodych i starszych (w wieku przedprodukcyjnym i poprodukcyjnym) wiąże się z wyższą inflacją. Analiza empiryczna obejmowała 22 kraje, a dane makroekonomiczne sięgały nawet 1870 r. Odkrycie ekonomistów jest istotne statystycznie i przeczy tezie, że obecne zmiany demograficzne są dezinflacyjne. Na przykład w Stanach Zjednoczonych wysoki udział osób w wieku poprodukcyjnym w latach 1950-1970 podniósł roczną inflację o ok. 7 pkt proc. Natomiast wzrost udziału osób w wieku produkcyjnym (pokolenie baby boomers) w latach 1970-2000 obniżył średnioroczną inflację o ok. 7 pkt proc.

Zatem, idąc za wynikami Juseliusa i Takatsa (2018) można stwierdzić, że czekają nas dekady podwyższonej inflacji, ponieważ wyższy wskaźnik obciążenia demograficznego wiąże się z narastającą presją cenową. Dlaczego akurat odwołuje się do tego badania? Powstało przecież kilka innych wskazujących na dezinflacyjny wpływ demografii (patrz: Anderson i inn., 2014 i Yoon i inn. 2014). Chodzi o to, że Juselius i Takats wykorzystali najszerszą bazę danych (obejmującą więcej niż jeden cykl demograficzny) i dokonali podziału czynników inflacyjnych na efekty stałe dla danego okresu (np. szok cen energii na światowych rynkach) i dla danego kraju (np. zbyt ekspansywna polityka fiskalna), dzięki czemu obniżyli ryzyko błędnej interpretacji tymczasowej korelacji między globalnymi trendami inflacyjnymi a zmianą struktury wiekowej populacji. Dodatkowo podzielili analizowane lata na trzy okresy stosunkowo wolne od ekstremalnych wydarzeń (np. lata 20. XX wieku i hiperinflacja w Niemczech czy deflacja w czasie Wielkiego Kryzysu będąca pokłosiem standardu złota): 1870-1912, 1950-1989 i okres po 1990 roku.

Poniższy wykres pokazuje korelację między efektem struktury wiekowej (spadek udziału osób w wieku produkcyjnym i wzrostu udziału osób młodych i starszych w populacji) i inflacją w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, we Włoszech, w Niemczech i na świecie. Widzimy, że korelacja jest dodatnia, szczególnie dla trendów globalnych.

Źródło: BIS

Ekonomiści oszacowali, że w ciągu ostatniego półwiecza rosnący udział ludności w wieku produkcyjnym obniżył średnią presję inflacyjną na świecie o 3 pkt proc. Natomiast do 2050 r. rosnący udział osób starszych zwiększy presję inflacyjną o ok. 3 pkt proc. Poniższy wykres przedstawia wpływ zmian demograficznych na presję inflacyjną dla lat 1970-2010 (spadek presji inflacyjnej) i dla lat 2010-2050 (wzrost presji inflacyjnej) w 22 analizowanych krajach.

Źródło: BIS

Zobacz także: Rosyjska ropa ma obecnie marginalne znaczenie dla polskich rafinerii

Co jednak ciekawe, ekonomiści nie znajdują uzasadnienia tej korelacji w ramach istniejących modeli teoretycznych. To oznacza, że nie wiadomo do końca co powoduje, że starzejące się społeczeństwo prowadzi do podwyższonej inflacji. Uzyskanie głębszego zrozumienia i tym samym uzasadnienia dla związku między strukturą wieku a inflacją w przypadku, gdy wzrost osób starszych determinuje procesy cenotwórcze (a nie na odwrót, jak przypuszczano wcześniej) jest niezwykle ważne, gdyż może dać wskazówki dla polityki pieniężnej i fiskalnej w przeciwdziałaniu tej tendencji.

Ogólnie rzecz biorąc, można wskazać na potencjalne przyczyny tego związku. Po pierwsze, wzrost udziału emerytów i rencistów w populacji podniesie koszty finansowania świadczeń emerytalnych, społecznych, zdrowotnych etc. Jednocześnie obniżenie udziału osób w wieku produkcyjnym to niższe wpływy do budżetu z tytułu podatku dochodowego. W rezultacie państwa będą zmuszone do zaciągania długów, aby sfinansować system świadczeń, co może oznaczać wzrost presji inflacyjnej związanej z procesami pieniężnymi w gospodarce.

Po drugie, spadek udziału osób w wieku produkcyjnym podnosi presję płacową na rynku pracy, gdyż firmy zaczynają konkurować o dostępną siłę roboczą. To zaś sprawia, że w obliczu spadającej produktywności (a ostatnia dekada przyniosła taki trend w rozwiniętych gospodarkach), rośnie presja na wzrost cen i ryzyko powstania tzw. spirali płacowo-cenowej.

Po trzecie, wyjaśnieniem może być również chińska demografia. Żaden inny naród nie starzeje się w takim tempie, a to ma określone konsekwencje dla gospodarki światowej. W Chinach (podobnie jak w innych starzejących się społeczeństwach) niedobór siły roboczej doprowadzi do wzrostu siły przetargowej pracowników na rynku pracy w stosunku do kapitału (czyli wydajności), co doprowadzi do presji na wzrost płac i być może zakończy chiński model wzrostu oparty o tanią siłę roboczą. Trzeba mieć na uwadze, że Chiny przez ostatnie dekady dezinflowały świat, ponieważ produkowały tanio i zalewały świat tanimi dobrami (globalizacja miała dezinflacyjny wpływ). Siła robocza w Chinach gotowa była pracować za niskie płace przez korzystne dane demograficzne. To prowadziło także do stagnacji płac w krajach Zachodu, ponieważ firmy przenosiły procesy produkcyjne do Chin, co obniżało dostępność pracy, a w połączeniu z masowym dołączaniem pokolenia wyżu demograficznego na rynek pracy, jeszcze bardziej zwiększało presję na spadek płac i cen (ponieważ to pracownicy konkurowali o pracodawcę). Odwrócenie tego trendu, oznacza większą presję na wzrost płac i cen w krajach rozwiniętych (nie tylko przez trendy demograficzne w tych krajach, ale również właśnie przez trendy demograficzne w Chinach).

Reasumując powyższe rozważania, demografia może pogrążyć nas w dekadach podwyższonej inflacji. Jej wpływ jest co prawda dwutorowy (proces starzenia może obniżać, jak i podwyższać presję na wzrost cen), niemniej dotychczasowy dorobek literatury naukowej oraz logiczne rozumowanie przyczynowo-skutkowe zdają się być potwierdzeniem tezy, że czekają nas nie lata, a dziesięciolecia wyższej inflacji.

Stopy procentowe zrobiły swoje. Ich wzrost byłby błędem [RAPORT OG]

 

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Gabriel Chrostowski

Analityk makroekonomiczny, w wolnych chwilach uprawiający piłkę nożną oraz biegi krótko- i długodystansowe

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker