Polska

Rząd szykuje kolejny bubel? Chodzi o odszkodowania za błędy medyczne

Lekarze alarmują. Nowa ustawa związana z bezpieczeństwem w ochronie zdrowia to bubel prawny. Wskazują oni na szereg zapisów, które mogą być szkodliwe.

W sejmie pojawiła się rządowa ustawa o jakości w ochronie zdrowia i bezpieczeństwie pacjenta. Chodzi m.in. o odszkodowania za błędy medyczne. Nowe prawo ma m.in. poprawić skuteczność diagnostyki i leczenia oraz zwiększyć bezpieczeństwo pacjentów. Lekarze wskazują jednak, że przygotowywana przez rząd ustawa jest napisana źle. Szereg zapisów może przyczynić się do pogorszenia jakości ochrony zdrowia.

Dziś uzyskać odszkodowanie za błędy medyczne jest bardzo trudno, ale już niedługo może się to zmienić. Blisko 17 lat temu, bo 24 maja 2006 r. Polska przyjęła Rekomendacje Rady Europy. To dokument mówiący o potrzebie stworzenia systemów podejmujących temat bezpieczeństwa pacjenta i ograniczania zdarzeń niepożądanych.

Mimo że minęły już niemal dwie dekady, Polska jako jedyny sygnujący kraj nadal nie wywiązała się z jego założeń. Wiele wskazuje jednak na to, że w najbliższym czasie w końcu powstaną nowe przepisy. Rząd przygotowuje właśnie ustawę o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta. Ustawa w pierwszym czytaniu została skierowana do dalszych prac w komisji zdrowia, a tam skierowano ją do podkomisji, która zadecyduje o wprowadzeniu licznych zgłoszonych poprawek 3 lutego. Co zmienić mają nowe przepisy?

Ustawa o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta

Zmian ma być kilka. Po pierwsze wprowadzona zostanie autoryzacja podmiotów wykonujących działalność leczniczą. Chodzi oczywiście o podmioty udzielające świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Dodatkowo wprowadzony ma być wewnętrzny system zarządzania jakością i bezpieczeństwem. Ten obowiązywać ma wszystkie, także prywatne, placówki medyczne.

System ma mieć dwa poziomy. Wewnętrzny będzie prowadzony przez podmiot wykonujący działalność leczniczą. Z kolei zewnętrzny — związany z rejestrem zdarzeń niepożądanych — prowadzony ma być przez Ministra Zdrowia. Sam rejestr ma być anonimowy, a podmioty medyczne w ramach raportów jakości mają publikować informacje o liczbie zdarzeń niepożądanych oraz wdrożonych działaniach korygujących i naprawczych.

Zobacz też: System ochrony zdrowia w Polsce jednym z najbardziej niedofinansowanych w UE

Dla samych pacjentów dużą zmianą będzie nowy, pozasądowy system rekompensaty szkód z tytułu zdarzeń medycznych. Chodzi o odszkodowania za błędy medyczne, ale możliwe będzie uzyskanie rekompensaty także bez wystąpienia winy po stronie lekarza. System ma być obsługiwany przez Rzecznika Praw Pacjenta. Dziś są to Wojewódzkie Komisje ds. Orzekania o Zdarzeniach Medycznych. Dodatkowo powołany zostanie Fundusz Kompensacyjny Zdarzeń Medycznych

Co to zmieni? Dzięki tym zmianom będzie można domagać się rekompensat bez orzekania o winie. Wysokość świadczenia kompensacyjnego z tytułu jednego zdarzenia medycznego wyniesie od 2 tys. zł do 200 tys. zł. Dziś, aby uzyskać rekompensatę, niejednokrotnie trzeba latami dowodzić winy lekarza. Większość takich pozwów kończy się na niekorzyść pacjenta. Dodatkowo nie wszystkie niepożądane zdarzenia medyczne muszą wyniknąć z winy lekarza. Zdobyte po latach pieniądze często stają się bezużyteczne, ponieważ na rehabilitację może być już zbyt późno. Innym problemem obecnego systemu jest obciążenie lekarzy zbyt dużą odpowiedzialnością.

Poszukiwania winnego

Dziś wielu lekarzy rezygnuje z przeprowadzenia ryzykownych interwencji z powodu ryzyka wystąpienia niepożądanego zdarzenia medycznego i perspektywy sądzenia się latami. To bardzo niebezpieczny trend — mówimy przecież o operacjach, które ratują ludzkie życia. Każdy chciałby, żeby lekarze nie popełniali błędów, a wszystkie choroby były uleczalne. Niestety rzeczywistość brutalnie weryfikuje nasze oczekiwania. Niezależnie od tego, jak bardzo lekarze by się starali, błędy będą i tak się pojawiać. Należy pamiętać, że to też są ludzie i nie można wymagać od nich nieomylności. Właśnie dlatego powinniśmy skupić się na tworzeniu systemu, który sprawi, że liczba błędów spadnie.

Nie oznacza to, że należy wykluczać indywidualną odpowiedzialność — lekarze nie powinni być bezkarni, a pacjenci powinni mieć prawo pozwania. Celem nadrzędnym powinna być jednak poprawa wyników opieki zdrowia. Tego nie da się jednak zrobić w kulturze strachu i winy — dodaje Sebastian Goncerz — przewodniczący Porozumienia Rezydentów.

Odszkodowania za błędy lekarskie? Niestety ustawa to bubel prawny

Choć założenia ustawy są szlachetne, to jak wskazują lekarze, zawiera ona mnóstwo niebezpiecznych zapisów. Jednym z nich są artykuły dotyczące zgłaszania niepożądanych zdarzeń. W art. 20 czytamy, że zgłoszenia dokonuje personel niezwłocznie po stwierdzeniu tego zdarzenia.

Art. 20. 1. Personel podmiotu wykonującego działalność leczniczą jest odpowiedzialny za identyfikowanie oraz zgłaszanie osobie odpowiedzialnej wszystkich zdarzeń niepożądanych, jakie wystąpiły w tym podmiocie niezależnie od stopnia ich ciężkości i prawdopodobieństwa. 

  1. Zgłoszenie zdarzenia niepożądanego dokonuje personel niezwłocznie po stwierdzeniu tego zdarzenia. 

Zobacz też: PIU: Już co 10. Polak ma prywatne ubezpieczenie zdrowotne!

Oznacza to, że do rejestru wewnętrznego zgłoszenia ma niezwłocznie dokonać personel po stwierdzeniu tego zdarzenia. W treści zgłoszenia mają się zawierać dane osoby zgłaszającej, dane pacjenta, dane uczestników zdarzenia, opis zdarzenia (zawierający czas, miejsce i opis okoliczności). Tymczasem w art. 19 czytamy, że kierownik placówki ma na jego zgłoszenie zaledwie 3 dni po zaistnieniu takiego zdarzenia. Różnica jest taka, że tutaj mowa o zaistnieniu, a nie stwierdzeniu. I nie jest to jedynie semantyczna różnica, ponieważ pomiędzy zaistnieniem a stwierdzeniem może minąć nawet wiele dni.

Art. 19. 1. Osobą odpowiedzialną za prowadzenie wewnętrznego systemu jest kierownik podmiotu wykonującego działalność leczniczą, zwany dalej „osobą odpowiedzialną”.

  1. Do zadań osoby odpowiedzialnej należy:

1) przesyłanie do Rejestru Zdarzeń Niepożądanych, informacji, o których mowa w:

  1. a) 25 ust. 1 pkt 1–3, nie później niż 72 godziny od zaistnienia zdarzenia niepożądanego,
  2. b) 25 ust. 1 pkt 4, w terminie 40 dni od zaistnienia zdarzenia niepożądanego, 
  3. c) zawartych w zbiorczej analizie, o której mowa w art. 23 ust. 4, w terminie 40 dni od zaistnienia zdarzenia niepożądanego;

Jak zauważa Sebastian Goncerz, trzy dni to zdecydowanie mniej czasu w porównywaniu do systemów zagranicznych. Dla przykładu w Danii jest to aż 30 dni. Według nowej ustawy placówka ma dodatkowo 40 dni na dostarczenie analizy zdarzenia i wniosków mających na celu poprawę jakości udzielanych świadczeń. W przypadku niedopełnienia tego obowiązku grozić ma kara w wysokości 10 000 zł.

Niejednokrotnie o komplikacjach leczenia można się dowiedzieć dopiero przypadkiem np. z badań radiologicznych miesiące po zabiegu. Zgłoszenie ma także zawierać dane na temat uczestników zdarzenia. O ile w przypadku szybkiego wykrycia może być to łatwe, to w przypadku gdy zdarzenie się rozwija w ciągu długiego procesu leczniczego z udziałem więcej niż jednego zespołu medycznego, podanie takich danych może okazać się niemożliwe — dodaje ekspert.

Takie zapisy kłócą się też z Rekomendacjami Rady Europy. Wymagają one, aby za pomocą odpowiednich polityk wyeliminować m.in. strach przed winą, wynikający z braku otwartej i sprawiedliwej kultury, brak informacji zwrotnej co się zmieniło w wyniku raportu, brak czasu na zgłoszenie czy naruszenia poufności lub anonimowości prowadzące do nieskutecznego oddzielenia systemów zgłaszania incydentów od organów dyscyplinarnych i regulacyjnych.

Odszkodowania (nie tylko) za błędy medyczne

Kolejnym zapisem, na który zwrócił uwagę przedstawiciel Porozumienia Rezydentów, jest art. 21. Jest w nim mowa o tym, że osoba zgłaszająca jest chroniona przed represjami. Pozostali uczestnicy mogą być chronieni, pod warunkiem, że zostaną poinformowani przez zgłaszającego o fakcie zgłoszenia.

Art. 21. 1. Działaniem represyjnym jest określone w ust. 2 działanie wobec:

1) osoby zgłaszającej zdarzenie niepożądane,

2) pozostałych członków personelu podmiotu wykonującego działalność leczniczą biorących udział w udzielaniu świadczenia opieki zdrowotnej, w trakcie lub w efekcie którego zaistniało zdarzenie niepożądane, jeżeli zdarzenie to zostało zgłoszone za ich wiedzą i zgodą

Problem pojawia się także w przypadku art. 62, gdzie stwierdza się, że sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary w stosunku do lekarza, lekarza dentysty, pielęgniarki, położnej, ratownika medycznego, lub diagnosty laboratoryjnego, jeżeli sprawca zgłosił to zdarzenie niepożądane w ramach systemu wewnętrznego, zanim o tym przestępstwie dowiedział się organ powołany do ścigania przestępstw.

Czy to oznacza, że jeśli nie poinformuję o zgłoszeniu współpracownika, to można stosować wobec niego represje? Jest to skrajnie niezrozumiały dla mnie zapis mogący prowadzić do wszelkiej maści nadużyć i generować konflikty w obrębie środowiska. Dodatkową kwestią to jak w to ma wyglądać w rzeczywistości, gdy konsekwencje zdarzenia dostrzega lekarz z innej placówki? Czy może on to zbagatelizować, bo nie jest sprawcą? Czy w tym przypadku nikt nie jest chroniony? – pyta Goncerz.

To w opinii lekarza najbardziej niepokojący aspekt ustawy. Jest to nie tylko odległe od oczekiwań środowiska, ale również systemów zagranicznych, na które w ustawie ma się powoływać minister zdrowia. Ustawa nie skłania osób, które nie są bezpośrednio uczestnikami zdarzenia do ich zgłaszania. Kolejnym problemem jest pominięcie w wylistowanych zawodach medycznych fizjoterapeuty czy farmaceuty, którzy również mogą być „sprawcami” takich zdarzeń niepożądanych.

Zobacz też: Powszechny niedobór leków w Europie! W niektórych krajach brakuje nawet 600 leków

Warto w tym miejscu przywołać dane Naczelnej Izby Lekarskiej. Wynika z nich, że w latach 2018-2022 do prokuratury wpłynęło 14 374 spraw związanych z błędami lekarskimi. Jedynie na podstawie 737 skończyło się aktem oskarżenia, a jeszcze mniej zakończono wygraną przez pozywającego. Jeśli system zostanie skonstruowany w odpowiedni sposób, to skorzystają na tym nie tylko lekarze i pacjenci, ale odciążony będzie również system sądownictwa.

Same zapisy świadczą o postrzeganiu zdarzeń niepożądanych przez pryzmat błędów, gdzie mamy konkretnego sprawcę. To myślenie dalekie od rzeczywistości. Większość, bo aż 80% błędów, to wynik zaniedbań systemowych. Występują jako kumulacja niedociągnięć i trudno wtedy mówić o konkretnym „sprawcy”. Warto jednak pokazać systemowy charakter błędów na konkretnym przykładzie.

Zobacz też: Eurostat: Zdrowie Polaków na tle UE wypada fatalnie

Bardzo częstym zdarzeniem niepożądanym jest pozostawienie na polu operacyjnym materiału — np. chust służących do wchłaniania krwi. Ministerstwo chce, aby w takiej sytuacji znaleźć konkretnego winnego. Byłby to prawdopodobnie chirurg, który tę chustę pozostawił. Jak jednak tłumaczy Goncerz, to nie jest takie oczywiste.

Jeśli chcemy poprawy jakości w ochronie zdrowia, musimy takiej sytuacji przyjrzeć się dokładniej. Przecież na sali operacyjnej obecny jest także lekarz asystujący. Ten również przeoczył ten materiał. To nie jedyna osoba, bo kontrolować to powinna również pielęgniarka licząca sprzęt. Zawiodły więc przynajmniej trzy osoby. Winnych można szukać także dalej. Może być to dyrekcja szpitala, która nie zdecydowała się na zakupienie droższych chust barwiących się na czarno i redukujących ryzyko ich przeoczenia. A może są to decydenci nieoferujący placówkom dostatecznego finansowania? — pyta lekarz.

Myślę, że przytoczony przykład doskonale pokazuje, że wina niekoniecznie jest problemem indywidualnym, a raczej wypadkową złych rozwiązań systemowych. Na błąd składa się szereg czynników, takich jak zasoby finansowe, organizacja pracy (kultura pracy), aspekty techniczne (sprzęt i jego serwisowanie) czy ludzkie (zmęczenie).

Skupianie się na sprawcy odwraca naszą uwagę od problemów systemowych. Pociągnięcie go do odpowiedzialności sprawi, że błędy będą się nadal powtarzać, ponieważ nie wyciągniemy żadnych wniosków. Problemem jest też to, że zapis jest konfliktogenny i odległy od kultury sprawiedliwego traktowania. Już dziś w szpitalach mamy duży problem z mobbingu. Takie przepisy mogą pogłębić ten problem.

Ryzyko do nadużyć

Sama ustawa ma być także napisana w ten sposób, że istnieje ryzyko do nadużyć. Rejestr zdarzeń niepożądanych podlega pod Ministra Zdrowia, który ma nadawać akredytację placówkom czy dokonywać analizy danych. Dodatkowo ustawa nie daje możliwości dostępu do danych w celach naukowych czy tworzenia wytycznych przez towarzystwa naukowe.

W systemach zagranicznych takie dane są zanonimizowane, kodowane i analizowane przez organy krajowe tworzące wytyczne, władze lokalne do wsparcia placówek o niepokojącej częstości zdarzeń oraz niezależnych badaczy naukowych mogących wykorzystać wiedzę zgromadzoną do prac naukowych. Ograniczenie dostępu jedynie do organów kontroli i ścigania, nie odczytuje to jako chęć poszerzenia wiedzy o problemach. Zdaje mi się, że decydenci traktują rejestr jako narzędzie do ścigania nas, a nie jako zbiór danych służących poszerzeniu wiedzy i zmniejszeniu ryzyka zdarzeń niepożądanych — komentuje Goncerz.

Kontrowersyjna jest także Rada Akredytacyjna. W jej skład wchodzi 13 członków, z czego większość to przedstawiciele wybierani przez rząd. Gdy dodamy do tego możliwość odwołania jednego członka rady w efekcie wniosku co najmniej 7 członków Rady, to widzimy spore pole do nadużyć.

Sam system jest nieprzygotowany. Jak zwraca uwagę Goncerz, w skład zespołu zajmującego się wnioskami wchodzi co najmniej 9 członków. Choć jest to dolna granica, to taka liczba jest daleko od minimalnej liczby wymaganych ekspertów. W 6-krotnie mniejszej Danii, wielkość zespołu to 100 osób, a w Kanadzie liczy 300 członków. Innym wyróżnionym przez przedstawiciela Porozumienia Rezydentów problemem jest Wskaźnik Jakości Opieki. Przedstawia je poniższa tabela.

Wskaźniki jakości

Jest tutaj kilka kwestii, które budzą wątpliwości lekarzy. Wskaźniki są często niemierzalne i nieporównywalne. Przykładem jest zapis o ankietach.

Są placówki, które zajmują się pacjentami paliatywnymi, geriatrycznymi, psychiatrycznymi czy neurologicznymi, którzy z uwagi na swój stan zdrowia mogą nie być w stanie utrzymać długopisu w ręku lub świadomie uzupełnić ankiety. Czy takie placówki zasługują na zmniejszenie finansowania? pyta Goncerz.

Lekarz zwraca także uwagę na inne problemy. Czas hospitalizacji zależy często od przypadków, jakie są leczone. Niektóre placówki zajmują się pacjentami w cięższym stanie. Czy dłuższy czas hospitalizacji świadczy o tym, że robią coś gorzej? Przykładów jest dużo więcej – liczba zabiegów czy czas oczekiwania na nie. Jeśli ten jest dłuższy, to świadczyć to może właśnie o braku koniecznego dofinansowania. Czy w takim przypadku będzie ono ograniczone? Kolejnym niedopatrzeniem jest brak wskaźników dotyczących personelu. Z perspektywy tej ustawy mobbing w miejscu pracy nie ma wpływu na jakość i bezpieczeństwo.

Zobacz też: Publiczne wydatki na zdrowie w UE – pierwsze Czechy, Polska przedostatnia

Obecna w sejmie ustawa jest bardzo potrzebna. Należy pamiętać, że powikłania mogą pojawiać się nawet po poprawnym wykonaniu zabiegu. Dzięki nowej ustawie sytuacja poszkodowanych może się zmienić na lepsze. Możliwe będą nie tylko odszkodowania za błędy medyczne, ale również za zdarzenia niewynikające z błędu lekarza. Należy pamiętać, że niepożądane zdarzenia są naturalną częścią systemu, a karanie nie polepszy tej sytuacji. Nie należy udawać, że system jest doskonały, a winni są konkretni ludzie, ponieważ utrudnia to naprawę rozwiązań systemowych. Jednocześnie warto pamiętać, że ustawa nie ma i nie powinna gwarantować lekarzom bezkarności.

Wydatki na zdrowie w Polsce to ponad 170 mld zł rocznie

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Radosław Ditrich

Świat postrzegam przez pryzmat liczb. Kocham przeglądać wykresy, tabele i mapy. Lubię także pobiegać i podróżować komunikacją publiczną.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker