Finanse

Inwestorzy z Ameryki udowadniają, że ich rynek akcji to nadmuchany balon

Doktor Wojciech Świder komentuje paradoksalne wydarzenie na amerykańskiej giełdzie, która potwierdza, że jest ona po prostu nadmuchanym balonem, który w końcu pęknie.

Żyjemy w ciekawych czasach, wiecie czemu?

Zobaczcie na wykres najważniejszego indeksu giełdowego USA – SP500. Są to notowania w ujęciu miesięcznym, zatem widzimy jak indeks performował w lipcu. Skąd to gwałtowane załamanie z wczoraj? Ameryka wypowiedziała komuś wojnę? Gospodarką się załamała i wpadła w recesję? Nie…

sp500

…Amerykańska Rezerwa Federalna (Bank Centralny USA) obniżyła stopę procentową o 25 punktów bazowych. Główna stopa procentowa, która determinuje oprocentowanie kredytów, została obniżona z 2,5% do 2,25%. Była to pierwsza obniżką od 2008 roku. W ciągu ostatnich lat w USA mieliśmy do czynienia z podwyżkami stóp zwrotu właśnie do poziomu 2,5%, co historycznie i tak jest wartością bardzo niską.

Rynek runął, mimo że koszt kredytu spadł – to zwykle wspomaga wzrosty na giełdzie. Nastroje się pogorszyły, ponieważ inwestorzy oczekiwali jeszcze większego cięcia stóp lub zdecydowanej zapowiedzi dalszego łagodzenia polityki monetarnej na konferencji. Zamiast tego prezes Fed – Jerome Powell, powiedział że ten ruch (być może nie jedyny) jest jedynie korektą w trendzie podwyżek. To rozczarowało inwestorów.

Doszliśmy do paradoksalnej sytuacji, w której rynek reaguje negatywnie na dobre dane z gospodarki. Historycznie giełda była odbiciem gospodarki lub jej krótkoterminowych perspektyw. Im lepiej się działo w gospodarce, tym lepiej finansowo radziły sobie spółki, tym więcej zarabiały i kursy zwyżkowały. Teraz mamy do czynienia z sytuacją, w której dobre informacje są złe, ponieważ oznaczają ograniczenie taniego pieniądza z banku centralnego. Inwestorzy dobrze reagują na złe dane z gospodarki, ponieważ to oznacza, że Bank Centralny będzie stymulował gospodarkę, wstrzykując w rynek finansowy miliardy dolarów, nadmuchujące bąble spekulacyjne na rynku akcji i obligacji.

Sytuację tego typu obserwowałem już po 2012 roku, gdy w USA ważyły się losy programu luzowania ilościowego (QE3). Program polega na tym, że bank centralny skupuje aktywa finansowe (głównie obligacje) od banków komercyjnych za pieniądze wykreowane z niczego (fiat money). Potocznie mówi się, że bank centralny wówczas uruchamia „prasę drukarską”. Porównanie do prasy działa na wyobraźnie, natomiast nowe środki mają formę pieniądze elektronicznego – zapisów na kontach.

Tego typu skup aktywów bardzo się opłaca bankom komercyjnym – bank centralny wykupuje ich aktywa (czasem niższej jakości), dzięki temu „czyszczone” są ich bilanse oraz istnieje okazja do dodatkowego zarobku, ponieważ popyt banku centralnego podbija ceny obligacji, dzięki czemu aktywa banku są warte więcej. Zadowolone są również rządy, ponieważ to obligacje rządowe są najczęściej przedmiotem skupu. Większy popyt na obligacje to wyższe ich ceny, a tym samym niższe rentowności. Niższe rentowności to niższy koszt finansowania przy nowych emisjach – im więcej podmiotów kupuje Twój dług, tym niższe oprocentowanie wynegocjujesz.

Zyskują banki, zyskują rządy. Zyskują również bogaci, dodatkowy pieniądz pompowany jest w rynki finansowe, wystarczy zobaczyć, jak zmieniały się ceny obligacji i akcji podczas tego typu skupów. Bogaci utrzymują lwią część swojego majątku w tego typu aktywach. Dlaczego banki nie wykorzystują dodatkowych środków, aby skierować je do realnej gospodarki poprzez kredyty? Ponieważ na rynku finansowym stopy zwrotu są wyższe, spekulacja jest bardziej opłacalna.

Mamy do czynienia z finasyzacją gospodarki – przerostem i oderwaniem sfery finansowej od realnej. Te problemy nie dotyczą jedynie USA, również w Europie są bardzo podobne. Europejski Bank Centralny próbuje rozwiązać problem braku kredytowania realnej gospodarki przez banki, poprzez wprowadzanie specjalnych instrumentów, w których środki z banku centralnego byłyby uzależnione od sumy udzielonych kredytów (krok w dobrą stronę).

Finanse powinny służyć realnej gospodarce – rozwijaniu firm, wygładzaniu konsumpcji w czasie życia itp. Na przełomie tysiącleci „poszły” swoją drogą. Powstały gałęzie gospodarki, zajmujące się bezproduktywnym „mieleniem” pieniędzy. To strata zasobów dla gospodarki i społeczeństwa, ponieważ zdolni ludzie i ogrom kapitału mogłyby w tym czasie tworzyć firmy i produkować, zamiast toczyć ze sobą wojnę o charakterze gry o sumie, co najwyżej zerowej – w szaleństwie finansowej spekulacji. Sytuacja jest tym gorsza, jeśli takie instytucje jak banki centralne działają w interesie owych grup.

Nie jestem przeciwko zarządzaniu aktywami, nie jestem przeciwko kredytowaniu państw, firmy czy osób fizycznych. Jestem przeciwko oderwaniu sfery finansowej od realnej.

dr Wojciech Świder

 Gdyby każda osoba wchodząca na portal przelewała nam miesięcznie 30 gr, to bylibyśmy w stanie publikować każdego miesiąca kilkadziesiąt jakościowcyh analiz, które poprawiłyby jakość debaty publicznej w naszym kraju. Możesz się do tego przyczynić udzielając nam wsparcia i przelewając na nr konta 49 1020 4027 0000 1302 1542 2304 dowolną kwotę.

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker