GospodarkaPolska

Inflacja najniższa od lat, ale warto studzić optymizm

Inflacja w Polsce znajduje się w celu. W kwietniu wskaźnik CPI r/r wyniósł 2,4%. Ale do końca roku przyspieszy i powinien usadowić się w okolicach 4-5%. Chociaż fala inflacyjna przeminęła, to wciąż na cenowym morzu gromadzą się nurty mniejszych fal, które pewnie pozostawią presję inflacyjną na podwyższonym poziomie przez jakiś czas. Relatywnie wyższa inflacja to pewnie będzie cena, jaką zapłacimy za szybki wzrost gospodarczy – cena, którą pewnie warto ponieść. 

Jeżeli jest jakiś ekonomista, który może z pełnym przekonaniem stwierdzić, iż spodziewał się tak szybkiego spadku do celu inflacyjnego, niech pierwszy rzuci kamieniem! Zapewniam, że żaden kamień nie zostanie rzucony, gdyż chyba nikt ze znanych i lubianych analityków czy ekonomistów w Polsce nie prognozował rok temu, że inflacja chociażby otrze się o cel 2,5% (i trudno się temu dziwić, bo w zasadzie nieporgoznowalny czynnik polityczny, czyli silna aprecjacja złotego po październikowych wyborach mocno przyczynił się do spadku CPI).

Zobacz też: Politycy mają znacznie mniejsza kontrolę nad długiem niż myślisz

Tymczasem inflacja w marcu wyniosła 1,9%, zaś w kwietniu 2,4%. O ile sam poziom inflacji jest zaskoczeniem, o tyle jej zwyczajne obniżenie się do umiarkowanych poziomów raczej nie – przynajmniej dla tych, którzy dobrze odszyfrowali główne źródła szoku cenowego. Stłumienie szoków podażowych poprzez spadek cen surowców energetycznych i rolnych na światowych rynkach musiał odbić się na stopniowo kurczącej się presji inflacyjnej. I tak właśnie było, chociaż – jak wspomniano powyżej – pomogło gwałtowne umocnienie złotego.

Ale warto studzić optymizm.

Niski poziom inflacji teraz, nie oznacza, że generalnie inflacyjny problem mamy już z głowy. Gdyby tak było, Rada Polityki Pieniężnej zaczęłaby obniżki stóp procentowych, mimo że zmieniła funkcję reakcji na bardziej jastrzębią – pozostawienie stóp procentowych na niezmienionym poziomie byłoby zwyczajnie nie do wytłumaczenia. Ekonomiści patrzą bowiem na zjawiska makroekonomiczne z pewnym wyprzedzeniem, a taka perspektywa pokazuje, że inflacja wzrośnie w okolice 4-5% pod koniec roku, a trwale do celu wróci dopiero w 2026 roku. To pochodna wielu zjawisk – od tych regulacyjnych, czyli powrotu stawki VAT do 5% i zakończenia dopłat do rachunków za energię, do tych bardziej fundamentalnych, czyli duża ekspansja fiskalna, szybkie ożywienie popytu konsumpcyjnego niesione wzrostem płac realnych. Przy szybko rozpędzającej się aktywności gospodarczej i mechanicznym wzroście cen dominujących dóbr w koszyku konsumpcyjnym (energia i żywność), trudno zakładać inny scenariusz, niż przyspieszenie presji inflacyjnej.

Zobacz też: Ponad 2 miliony pasażerów! Państwowy monopolista z majówkowym rekordem

Miara inflacji bazowej, która może nie jest idealna, ale przedstawia w uproszczony sposób fundamentalną presję cenową, sygnalizuje, że obecnie raczej znajdujemy się w reżimie lekko podwyższonej inflacji. To raczej co najmniej do końca roku nie powinno się istotnie zmienić. Można więc spuentować, że fala inflacyjna przeminęła z hukiem, ale wciąż gromadzą się nurty mniejszych fal, które pewnie będą skłaniać RPP, by nie rozpoczynać procesu luzowania polityki monetarnej w tym roku, a może nawet i w następnym. Na przykład, analitycy Banku Pekao nie przewidują obniżek stóp procentowych co najmniej do końca 2025 roku.

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Gabriel Chrostowski

Analityk makroekonomiczny, w wolnych chwilach uprawiający piłkę nożną oraz biegi krótko- i długodystansowe

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker