500+ nie spełnia swoich założeń

Instytut Badań Strukturalnych opublikował raport, w którym podsumowuje efekty programu Rodzina 500+, który został wprowadzony ponad trzy lata temu.
Wśród głównych wniosków można znaleźć informację, że program rodzina 500+ jest nieefektywny i nie spełnia swoich założeń. Jak zaznaczają autorzy, faktycznie w 2016 roku urodziło się o 13 tys. więcej dzieci niż rok wcześniej, a w 2017 roku blisko o 20 tys. więcej, to jednak autorzy zauważają, że przypisywanie zwiększenia dzietności programowi 500+ jest nieuprawnione.
Przede wszystkim zespół redakcyjny zaznacza, że na przestrzeni ostatniej dekady zmieniło się wiele czynników, które miały znaczenie do planowania rodzicielstwa.
„Wydłużana była długość urlopu związanego z opieką nad dzieckiem, wprowadzono nowe świadczenie rodzicielskie stanowiące rodzaj zasiłku macierzyńskiego dla osób niepracujących i ubezpieczonych w KRUS, zmieniano wysokość i zasady przyznawania ulg podatkowych na dzieci czy też mechanizmy łączące politykę społeczną z rynkiem pracy (m.in. „złotówka za złotówkę”, kryteria dochodowe przy świadczeniach rodzinnych itp.). Zmienił się także dostęp do usług opiekuńczych dla najmłodszych dzieci (do 3 lat) oraz do opieki przedszkolnej. Część tych zmian zwiększała poczucie bezpieczeństwa osób planujących zostanie rodzicami lub powiększenie rodziny, część oddziaływała w przeciwnym kierunku” – możemy wyczytać w raporcie.
Autorzy zauważają, że w związku z szeregiem wprowadzonych w podobnym czasie zmian, niemożliwym jest wyizolowanie faktycznych efektów 500+. Dodają również, że sytuacja materialna jest jedną z wielu przesłanek, na mocy których podejmuje się decyzje o posiadaniu dziecka, a samo poczucie bezpieczeństwa finansowego wykracza znacznie powyżej 500 zł miesięcznie i wiąże się m.in. z sytuacją na rynku pracy i pewnością posiadania zatrudnienia w dłuższej perspektywie.
„W Polsce nastąpiła znaczna poprawa sytuacji na rynku pracy – wskaźniki zatrudnienia i bezrobocia, a także wzrost płac, świadczą o tym, że tak dobrej sytuacji nie było w ostatnich dwóch dekadach. Pogorszenie warunków ekonomicznych skutkuje opóźnieniem decyzji o dziecku, przełożeniem jej na „lepsze czasy”. Z tego powodu płodność wzrasta po ustąpieniu recesji, bo realizowane są wcześniej odroczone plany prokreacyjne” – podają twórcy raportu.
Do podobnych wniosków doszedł również dr hab. Piotr Szukalski z Uniwersytetu Łódzkiego, który w jednym z wywiadów udzielonych dla Dziennika Gazety Prawnej wspominał, że obecny „boom demograficzny” wynika z tzw. łapania okazji, a dzieci, które się urodziły przyszłyby na świat tak czy inaczej. Z tą różnicą, że rodzice chcąc korzystać z pieniędzy, które dziś są, a jutro może nie być postanowili przyspieszyć decyzję o posiadaniu potomka. Naukowiec zauważył również, że na ogół przyspieszenie tej decyzji dotyczyło drugiego lub kolejnego dziecka. Do identycznych wniosków doszli autorzy raportu, którzy piszą:
„Bliższy wgląd w dane GUS dotyczące urodzeń z lat 2013–2017 świadczy o tym, iż wyższe statystyki urodzeń w latach 2016 i 2017 mogą odzwierciedlać właśnie realizację odkładanych planów prokreacyjnych: przyrost liczby urodzeń dotyczył drugiego i kolejnych dzieci w tej samej rodzinie”.
Autorzy zaznaczają również, że wpływ programu na zmniejszenie ubóstwa nie jest taki jak planowano. Przy wprowadzaniu programu zakładano, że stopa ubóstwa dla całej populacji zmniejszy się w przedziale od 35 proc. do 47 proc. Natomiast wśród dzieci zmiana miała się zawrzeć w przedziale 75 proc.-100 proc. Jak się jednak okazało stopa ubóstwa dla całej populacji spadła o 21 proc., natomiast wśród dzieci o 41 proc. A to wszystko przy dobrej sytuacji gospodarczej.
Ponadto zauważono, że sam program jest nieefektywny kosztowo jeśli chodzi o walkę z ubóstwem wśród dzieci.
„Według wyników symulacji, jedynie 37% całego budżetu programu trafia do rodzin (relatywnie) ubogich. Na to, by zniwelować skrajne ubóstwo dzieci, potrzeba byłoby na to jedynie 12,4% całkowitych rocznych kosztów programu” – podają autorzy.
Oznacza to, że z około 22 mld złotych w skali roku przeznaczanych na program, do zlikwidowania ubóstwa wśród dzieci wystarczyłoby zaledwie 3 mld złotych. Ponadto w raporcie można wyczytać, że około 1,5 mld złotych rocznie trafia do osób o relatywnie wysokim poziomie konsumpcji przekraczającym 2000 zł miesięcznie na jednego członka gospodarstwa domowego. Z kolei koszt wprowadzenia systemu „złotówka za złotówkę”, który nie pozbawiałby świadczenia 500+ rodzin, które tylko nieznacznie przekroczyły próg dochodowy, wyniósłby 1,8 mld złotych rocznie.
Po wprowadzeniu programu 500+ odnotowano również spadek aktywności zawodowej kobiet, który wynika z uzyskiwanych przez nie niższych dochodów oraz sztywnego progu, który sprawia, że przekroczenie go spowoduje utratę 500+ i innych świadczeń socjalnych co prowadzi do tego, że praca zarobkowa jest dla kobiet nieopłacalna.
„Szacuje się, że w ciągu roku od rozpoczęcia pierwszych wypłat w ramach programu „Rodzina 500+” (tj. do połowy 2017 r.) ok. 91–103 tys. kobiet z jednym dzieckiem lub dwójką dzieci wycofało się w jego konsekwencji z rynku pracy, rezygnując z zatrudnienia lub z poszukiwania pracy” – czytamy w raporcie.
Silniejsze ucieczki z rynku pracy można było zaobserwować wśród kobiet z niższym poziomem wykształcenia mieszkających w mniejszych miasta. Nie powinno to dziwić, gdyż zarobki otrzymane na rynku nie były wystarczająco atrakcyjne przy możliwości utrzymywania się z programu 500+ i być może zarabiania w szarej strefie.
Sugeruje się natomiast stworzenie systemu ulg podatkowy, który sprawi, że kobiety chętniej będą chciały podejmować pracę zarobkową.
Eksperci IBS zauważyli również, że uruchomienie programu „Rodzina 500+” mocno wpłynęło na wielkość wydatków na politykę rodzinną.
„W 2013 r. łączne wydatki na politykę rodzinną OECD szacowało na 1,6% PKB (0,66% PKB to świadczenia pieniężne – zasiłki rodzinne przede wszystkim; 0,58% PKB to usługi – przede wszystkim opieka żłobkowa, a 0,37% PKB to ulgi podatkowe na dzieci). Po wprowadzeniu świadczenia „500+” łączne roczne wydatki na politykę rodzinną wzrosły skokowo, prawie dwukrotnie, do 3% PKB”.
Z całości raportu wynika, że 500+ jest programem nieefektywnym zarówno pod względem wzrostu dzietności, jak i spadku ubóstwa, który przez swoją prostotę trafia do grup, które de facto go nie potrzebują lub którym nie zmienia to w żaden istotny sposób sytuacji materialnej. Ta prostota sprawia, że program jest zbyt kosztowny, a część pieniędzy, które zostały na niego przeznaczone można było wydać na działania, które znacznie bardziej przybliżyłyby nas do osiągnięcia celu jakim jest wzrost dzietności i spadek ubóstwa.
Autorzy podają, że ubóstwo można zmniejszyć niższym kosztem niż 22 mld złotych. Sugerują zmiany w programie, które sprawią, że środki trafią do potrzebujących rodzin i jednocześnie nie będą tworzyć zachęt do ucieczki z rynku pracy. Ponadto proponują pozostałe środki przeznaczyć na żłobki, przedszkola, edukacje i wszelkiego rodzaju pomoc w wychowaniu dzieci, która ułatwi rodzicom posiadanie potomstwa.
Jak już wiele razy pisałem, problem z dzietnością nie jest problemem związanym z zamożnością. Po wojnie byliśmy o wiele biedniejszym narodem, a dzieci rodziło się więcej. Ponadto w krajach o wiele od nas bogatszych, również są problemy związane z demografią. Brak dzieci jest czynnikiem kulturowym, wynikającym m.in. z chęci realizacji zawodowej kobiet. Dlatego o wiele lepszym rozwiązaniem będzie ułatwienie ludziom robienia kariery przy jednoczesnym posiadaniu potomstwa. Stąd też propozycja ekspertów IBS, aby część środków przeznaczonych na 500+ (które od lipca się zdublują) przeznaczyć na pomoc instytucjonalną, która o wiele bardziej przybliży rodziców do podjęcia decyzji o posiadaniu dziecka aniżeli dodatkowe 500 zł co miesiąc.
Raport jest do znalezienia pod tym linkiem
Filip Lamański