GospodarkaPolska

Polska gospodarka? Bunkrów nie ma, ale też jest fajnie!

Nie jest tak źle, jak informują niektóre media, nie jest też tak dobrze, jak sugerują media rządowe

W jakim stanie znajduje się polska gospodarka? Czy ma się dobrze? Czy zgoła odmiennie, jest w stanie ruiny? Postanowiliśmy dociec prawdy. Mały spoiler – nie jest tak źle, jak informują niektóre media, nie jest też tak dobrze, jak sugerują media rządowe. Można zacytować klasyka: „bunkrów nie ma, ale…”. Resztę niech każdy sobie dopowie.

  • Jednym ze sposobów pomiary ogólnej sytuacji ekonomicznej jest indeks nędzy Okuna (inflacja + bezrobocie) który można rozszerzyć o wzrost realnego PKB per capita (-) i stopy procentowe (+). Im wyższy indeks, tym gorzej. 
  • W krajach UE najwyższy indeks nędzy występuje na Węgrzech, natomiast najniższy w Luksemburgu. Polska mieści się mniej więcej w środku stawki, choć w górnej połowie. 
  • Podstawowy indeks nędzy Okuna wynosi w Polsce 17,2%. To niemal tyle samo, co w 2012 roku i (17,1%)  zdecydowanie więcej, niż w 2018 roku (7,4%), gdy wskaźnik znalazł się na historycznie niskim poziomie. 
  • Słowo, które najlepiej opisuje ogólny krajobraz gospodarczy to „przeciętność”. Nie jest ani, tak dobrze, jak było w 2018 i 2019 roku, ani tak źle, jak na początku XXI wieku.
  • Jeżeli zwalczymy inflacje, znajdzie się w pobliżu wymarzonego kompromisu makroekonomicznego niskiego bezrobocia i stabilności cen. 

Na gospodarkę najlepiej spoglądać z lotu ptaka. Służą do tego dane makroekonomiczne, które choć nie są idealne, to reprezentują ogólną sytuację ekonomiczną. Dla przeciętnego Kowalskiego najważniejsze są trzy liczby: 1) inflacja, ponieważ chcemy wiedzieć, czy nasze dochody/oszczędności rosną/kurczą się, 2) zatrudnienie, które pokazuje, jaki procent ludności chętnej do pracy może ją otrzymać (tutaj jako substytutu można użyć stopy bezrobocia), 3) realne płace, ponieważ gospodarstwa domowe chcą zwiększać siłę nabywczą wynagrodzeń.

Wymarzonym kompromisem makroekonomicznym jest niska stopa bezrobocia/wysokie zatrudnienia i stabilna inflacja. Wówczas duża część siły roboczej pracuje, a niski poziom inflacji pozwala rosnąć dochodom realnym. Jednym ze sposobów pomiaru tego „kompromisu” jest indeks nędzy Okuna. Ekonomista Arthur Okun w latach 70. XX wieku stworzył ten prosty wskaźnik, aby zmierzyć stagflację. Im wyższy wskaźnik, tym gorzej, ponieważ oznacza to, że suma stopy bezrobocia i inflacji rośnie. Uznaje się, że inflacja w okolicach 2-2,5% jest dobra dla gospodarki, a stopa bezrobocia naturalnego plus minus powinna wynosić 3-4%. Zatem, optymalny indeks nędzy to 5-6,5%.

Zmierzyliśmy indeks nędzy dla krajów UE, bazując na danych z czerwca 2023 roku. Polska mieści się w środku stawki (12. pozycja) pod względem wysokości tego wskaźnika, wynoszącego 13,7%. Na jego poziom składa się inflacja HICP równa 11,0% r/r i stopa bezrobocia BAEL równa 2,7%. Największa „nędza” panuje na Węgrzech. Indeks nędzy osiągnął tam bowiem aż 23,8%. Blisko naszego „wymarzonego kompromisu” znajduje się Luksemburg ze wskaźnikiem na poziomie 6,1%. Relatywnie korzystna sytuacja ekonomiczna występuje także w Danii (7,3%), Belgii (7,3%) i na Cyprze (7,6%).

Indeks nędzy Okuna w UE

Zobacz też: PKP Intercity zakupi aż 46 nowych lokomotyw elektrycznych

Podstawowe pytanie brzmi, jakie jest znaczenie inflacji i bezrobocia dla przeciętnego Kowalskiego. Która liczba ma większą wagę? Zapewne lepiej zarabiający przykładają większą wagę do inflacji, podczas gdy gorzej zarabiający do bezrobocia, gdyż są bardziej narażeni na utratę pracy. Wydaje się, że nastroje społeczne są w większym stopniu determinowane bezrobociem, niż inflacją, lecz nie będziemy wchodzić w te rozważania. Zamiast tego, możemy rozszerzyć indeks nędzy Okuna o wzrost realnego PKB per capita (-)(pokazujący jak wzrósł realny dochód na mieszkańca) i stopę procentową (+)(koszt pieniądza w gospodarce, za który możemy kupić dom lub konsumować dobra trwałego użytku).

W rozszerzonym indeksie nędzy ponownie na czele się Węgry (34,8%), które „deklasują” rywali. Na 2. miejscu jest Estonia ze wskaźnikiem na poziomie 20,5%. Aby pokazać, jak zła sytuacja gospodarcza występuje na Węgrzech, zobaczmy, że różnica między drugą Estonią, a ostatnią Irlandią wynosi 15,4 pkt proc., natomiast różnica między pierwszymi Węgrami a drugą Estonią to 14,3 pkt proc. Polska niestety przesunęła się o trzy pozycje do przodu na 9. miejsce, ponieważ o ile wysoki wzrost realnego PKB w 2022 r. pozwolił obniżyć indeks nędzy, tak wysokie stopy procentowe, mocno go podwyższyły w sumie do 14,5%.

Rozszerzony indeks nędzy Okuna w UE
Nota: Wzrost rPKB pc. dotyczy 2022 roku, stopa procentowa to 3-miesięczna stopa procentowa pożyczek na rynku międzybankowym (np. WIBOR 3M dla Polski)

Czy to powód do obaw? Niekoniecznie. Wszystkie kraje regionu Europy Środkowo-Wschodniej (skrót: CEE) spoza strefy euro mają stosunkowo wysokie wskaźniki, ponieważ stopy procentowe Europejskiego Banku Centralnego są niższe, niż stopy procentowe banków centralnych w CEE. Faktem jest jednak, że przeciętnego Kowalskiego obchodzi, jaką ratę musi za płacić za kredyt, a nie dlaczego EBC posiada niższą naturalną stopę procentową.

Umieśćmy podstawowy indeks nędzy dla Polski w horyzoncie czasowym (lata 1991-2023). Prawda jest taka, że obecnie (17,2%) znajduje się on w okolicach poziomu z 2012 roku (17,1%), gdy stopa bezrobocia wynosiła 13,2%, natomiast inflacja 3,7%. Wskaźnik był więc niemal taki sam, lecz sytuacja makroekonomiczna odwrotna – wówczas walczyliśmy z wysokim bezrobociem, ciesząc się w miarę stabilną inflacją, teraz walczymy z wysoką inflacją, ciesząc się historycznie niskim bezrobociem. Którą sytuacja jest lepsza? Ponownie wracamy do roli „wag”, jaką każdy przypisuje sobie odpowiednio przy inflacji i bezrobociu.

Indeks nędzy Okuna w Polsce

W 2018 roku indeks nędzy znalazł się na najniższym poziomie w historii, osiągając 7,4%. Było to całkiem niedaleko od „wymarzonego kompromisu” 5-6%. Uproszczony dobrobyt ekonomiczny społeczeństwa był wówczas największy. Bezrobocie było niskie, co oznacza, że zatrudnionych (jako odsetek) było więcej, natomiast inflacja pozostawała w ryzach, implikując wysoki wzrost realnych wynagrodzeń. Jeżeli zatrudnienie i dochody realne szybko rosną, to efektem jest wysoki wzrost realnego PKB (+5,9% r/r w 2018).

W latach 2019-2023 indeks nędzy gwałtownie podwyższył się z 7,5% do 17,2%, a za jego wzrost odpowiada inflacja, która uszczupliła portfele gospodarstw domowych. I to jest ten ciemny obraz naszej gospodarki. W 2022 roku realne wynagrodzenia brutto spadły o 2,1%, ponieważ dynamika płac nominalnych nie nadążyła za rekordowym wzrostem cen (średnioroczna inflacja CPI ~14,4%). Promykiem nadziei są lipcowe dane GUS ukazujące pierwszy od wielu miesięcy wzrost płac realnych o 0,4% r/r. Dynamika przeciętnych nominalnych wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw zwiększyła się o 11,9% r/r, podczas gdy inflacja wyniosła 11,5% r/r. Na koniec 2023 r. w ujęciu średniorocznym zapewne zobaczymy jeszcze ujemny wskaźnik dynamiki realnych wynagrodzeń, lecz 2024 powinien przynieść już dodatni wzrost wynagrodzeń realnych przez cały rok.

Dynamika realnych wynagrodzeń w Polsce

Zobacz też: Popyt na kredyty mieszkaniowe wzrósł o…273,1%! To skutek programu „Bezpieczny kredyt 2%”

Dodatnie dynamiki płac realnych będą odzwierciedleniem dezinflacji i silnego rynku pracy. W lipcu roczna inflacja spadła do 10,8% wobec 11,5% w czerwcu. W najbliższych miesiącach spadnie poniżej 10%. Do celu 2,5% jednak droga daleka, a gdy wyczerpią się efekt bazy, to dezinflacja spowolni i wtedy dużą rolę odgrywać będzie tempo obniżek stóp procentowych (im wolniej, tym lepiej), które najpewniej rozpocznie się jesienią br.

Tym, co pozostaje dumą polskiej gospodarki jest rynek pracy – rekordowo silny z najwyższą stopą zatrudnienia w historii III RP. Stopa zatrudnienia w pierwszym kwartale 2023 r. wzrosła do 77,6%. Imponujący jest także wskaźnik aktywności zawodowej ludności dla osób w wieku 15-64 lat (74,0%), choć wskaźnik ten dla osób w wieku 55-64 lat (58,4%) pozostawia wiele do życzenia (średnia dla UE ~66,3%). O potrzebnych reformach w tym kierunku pisaliśmy w raporcie pt. „System emerytalny w Polsce wymaga naprawy”.

Stopa zatrudnienia w Polsce

Warto zauważyć, że w turbulentnym czasie pandemii, a zaraz potem wojny w Ukrainie polski rynek pracy osiągnął niemal najlepszy wynik spośród krajów UE. Po 2019 roku stopa zatrudnienia wzrosła w Polsce aż o 5 pkt procentowych. W żadnym innym kraju poza Grecją (6,0 pkt proc.) zatrudnienie nie zwiększyło się tak silnie. I to wszystko, gdy na rynek pracy przybyło wiele setek tysięcy chętnych do pracy sąsiadów z Ukrainy. Nasz rynek pracy okazał się chłonny, pokazując siłę (fakt, że ukazał też ogromne luki, skoro tak szybko wiele osób znalazło zatrudnienie).

Zmiana stopy zatrudnienia w krajach UE

Zobacz też: Polski eksport na Ukrainę szybko rośnie. W 2022 przekroczył 10 mld USD!

Dobrym prognostykiem na przyszłość są ujemne, choć poprawiające się wskaźniki nastrojów konsumentów. W lipcu bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK) wzrósł o 3,3 pkt, a wyprzedzający wskaźnik (WWUK) o 3,9 pkt. Niemniej, nastroje w stanie obecnym są wciąż słabe, pozostając zdecydowanie gorsze w porównaniu do okresu sprzed pandemii.

Nastroje konsumentów w Polsce

Zjawiska ekonomiczne, społeczne i polityczne jak pandemia, zaburzone łańcuchy dostaw, obawy o deglobalizację, wojna w Ukrainie, napięcia geopolityczne, rekordowa inflacja, erozja płac realnych, postępująca polaryzacja polityczna i zdaniem wielu ekspertów pogorszenie stanu demokracji w naszym kraju mogą sprawiać wrażenie, że gospodarka się wali, powoli przypominając ruiny zamku po przegranej wojnie. Wtem, spoglądamy na twarde dane i co widzimy? Gospodarka Polski ma się całkiem dobrze. Ci, którzy chcą pracować mogą znaleźć zatrudnienie – i to całkiem szybko (a w końcu praca jest tym – obok rodziny – co nadaje życiu sens). Co zadowalające to fakt, że poprawia się prosperity uboższych gospodarstw domowych, o czym świadczy fakt, że coraz większa cześć z nich może pozwolić sobie na tygodniowy wyjazd wakacyjny.

Największym zmartwieniem jest wysoka inflacja, której zlekceważenie może przerodzić się w kryzys, taki prawdziwy dotykający przeciętne gospodarstwo domowe, gdzie ceny podstawowych artykułów bardzo szybko rosną, płace realne spadają, a stopy procentowe pozostają wysokie, podminowując wzrost gospodarczy (Węgry!).

Zatem, jeżeli ktoś mówi, że polska gospodarka jest blisko stanu agonalnego, nie ma racji (ponadto trendy makro wskazują, że wychodzimy z dołka, lecz ten tekst mówi o stanie teraźniejszym, nie przyszłym, więc nie będziemy tego rozwijać). Słowo, które najlepiej opisuje ogólny krajobraz gospodarczy to „przeciętność”. Nie jest ani, tak dobrze, jak było w 2018 i 2019 roku, ani tak źle, jak na początku XXI wieku, nie wspominając o okresie transformacji gospodarczej. Zwalczmy inflację, a znajdziemy się blisko „wymarzonego kompromisu” niskiego bezrobocia i stabilności cen. 

Co Jan Kowalski powinien sądzić o polskiej gospodarce? Bunkrów nie ma, ale też jest fajnie.

Największa inflacja w historii — przyczyny, przebieg i komunizm

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Gabriel Chrostowski

Analityk makroekonomiczny, w wolnych chwilach uprawiający piłkę nożną oraz biegi krótko- i długodystansowe

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker