GospodarkaPolska

Propozycje PiS są niebezpieczne dla inflacji! Potrzebujemy głosu rozsądku

Gdy cykl wyborczy zbiega się z wysoką inflacją, wówczas politycy znajdują się na kursie kolizyjnym z bankiem centralnym...

W tegorocznym wątku na Twitterze wskazywałem, iż warunkiem sine qua non stłumienia procesów inflacyjnych w Polsce jest spójna interakcja monetarno-fiskalna. Ów spójność można rozumieć jako podążanie banku centralnego i rządu w tym samym kierunku. W obliczu dwucyfrowej inflacji, racjonalne winno być restrykcyjne nastawienie polityki monetarnej i neutralne/ukierunkowane nastawienie polityki fiskalnej. Dlatego też  – z perspektywy walki z inflacją – propozycje programowe partii rządzącej są bardzo niebezpieczne. Można zaproponować inne rozwiązania. Stopniowa waloryzacja 500+ i zakończenie wakacji kredytowych. 

Festiwal obietnic rozpoczęty

Od początku tygodnia głównym tematem dyskusji ekonomicznych są propozycje programowe PiS przedstawione na weekendowej konwencji. Przypomnijmy, że partia rządząca zapowiedziała między innymi waloryzację świadczenia 500+ do 800 zł, darmowe autostrady i bezpłatne leki dla seniorów i dzieci. Tym samym politycy partii rządzącej na dobre rozpętali przedwyborczą licytację. Koalicja Obywatelska zapowiedziała bowiem, że apeluje o przyjęcie 800+ już 1 czerwca br. Festiwal obietnic można uznać za rozpoczęty.

Niestety kalendarz wyborczy jest niezwykle pechowy. Wybory parlamentarne zbiegły się z rekordową inflacją. To oznacza, że zrealizowanie ekspansywnych obietnic przedwyborczych może nałożyć się na wciąż wysoką inflację. Zbyt ekspansywna polityka fiskalna stanowi zagrożenie dla celu inflacyjnego, który zgodnie z projekcją NBP ma zostać osiągnięty pod koniec 2025 roku. Inflacja może pozostać z nami na wyższym poziomie przez dłuższy czas.

Kilka słów o tegorocznej dezinflacji i otoczeniu makro w 2024

Dla wielu obserwatorów życia gospodarczego ekonomicznym słowem 2023 roku jest dezinflacja. Ceny surowców energetycznych spadają, a gospodarka coraz bardziej odczuwa zacieśnienie polityki pieniężnej, co w połączeniu z efektem bazy obniża tempo wzrostu cen w Polsce i na świecie. Od początku roku inflacja CPI spadła z 17,5 proc. do 14,7 proc. Na koniec roku inflacja będzie najprawdopodobniej jednocyfrowa w okolicach 7-8 proc. Co więcej, proces dezinflacji może przyspieszyć, ponieważ kurs złotego względem euro i dolara wraca do swoich fundamentalnych wielkości sprzed kryzysu pandemicznego, energetycznego i szoku monetarnego.

Zgodnie z projekcją NBP, inflacja spadnie do celu dopiero pod koniec 2025 roku. To oznacza, że dopiero wtedy Rada Polityki Pieniężnej (RPP) będzie mogła ogłosić zwycięstwo w walce z inflacją – o ile projekcje się sprawdzą. Niestety, w 2024 roku może zmaterializować się jeden z najgorszych scenariuszy dla RPP, który zdusiłby w zarodku dezinflacyjne procesy: szeroki i nieoczekiwany stymulus fiskalny. Zanim jednak o nim przedstawmy najpierw otoczenie makroekonomiczne, w jakim będziemy się najpewniej poruszać w 2024. Jest to zagadnienie niezwykle kluczowe.

Z projekcji NBP wynika, że w pierwszym kwartale 2024 roku inflacja w Polsce będzie wynosić 6,6 proc., a gospodarka będzie w fazie ożywienia gospodarczego (wzrost PKB o 2,1 proc. r/r). Konsumpcja gospodarstw domowych z pewnością odbije po tegorocznym dołku, gdyż dynamika płac realnych będzie dodatnia. Jak bardzo? To zależy od tempa dezinflacji, jednak scenariusz wzrostu wynagrodzeń realnych o 3-4 proc. jest bardzo prawdopodobny (tak np. prognozuje NBP).

Poprawi się także sytuacja na rynku kredytowym. Wysoki wzrost wynagrodzeń nominalnych w 2023 roku (średnio o ok. 12 proc. r/r), ochłodzenie rynku nieruchomości (spadek lub zahamowanie cen) i poluzowanie kryteriów zdolności kredytowej przez KNF (obniżenie min. zmiany stopy proc. z 5,0 p. proc. do 2,5 p. proc.) poprawi zdolność kredytową Polek i Polaków. Recesyjne i dezinflacyjne procesy pieniężne w 2024 roku zaczną zanikać, ponieważ efekt stóp procentowych stopniowo będzie wygasać (w warunkach polskiej gospodarki pełny impet stóp proc. na sferę realną następuje po ok. 8 kwartałach). Zobaczymy to na rosnącym indeksie popytu na kredyty mieszkaniowe BIK.

Otoczenie makroekonomiczne po dwóch szokach podażowych (pandemia i wojna) i po szoku monetarnym (rekordowy cykl podwyżek w Polsce i na świecie) podlegać będzie stopniowej normalizacji, jednak wciąż w warunkach wysokiej inflacji. Zauważmy jeszcze, że odczyty PKB za pierwszy kwartał br. okazały się zdecydowanie lepsze od konsensusu (-0,2 proc. r/r wobec -0,8 proc.). Gospodarka Polski od wielu lat przyzwyczaja nas do zdumiewającej odporności na wewnętrzne i zewnętrzne szoki. Teraz nie jest inaczej. Reasumując, w 2024 r. sfera realna (produkcja, konsumpcja, inwestycje) zacznie na dobre wychodzić z dołka.

Zobacz także: Czy wyjście z UE się opłaca? Kubalka: Brexit to przestroga

Stymulacja fiskalna rządu

Na weekendowej konwencji rząd zapowiedział stymulus fiskalny. Był to oczywiście scenariusz oczekiwany (w końcu są wybory), jednak nie wiedzieliśmy, o jakiej skali stymulacji będziemy mówić. Już wiemy. Z perspektywy inflacji, może zmaterializować się bardzo niebezpieczny scenariusz.

Wielce prawdopodobne, że w 2024 rok wejdziemy z podwyżką płacy minimalnej (z 3600 zł brutto do 4250 zł brutto), przedłużonymi wakacjami kredytowymi (wydaje się to niemal pewne), waloryzacją świadczenia 500 plus do 800 zł (dodatkowy transfer do sektora prywatnego rzędu 24 mld zł), ustawową waloryzacją emerytur (w okolicach 10 proc.), programem „Bezpieczny Kredyt 2%”, a także z możliwą waloryzacją świadczeń stałych, które nie podlegają waloryzacji z mocy ustawy (np. zasiłki dla bezrobotnych, pensje w budżetówce).

Dotychczasowe zapowiedzi rządu to transfer w wysokości ok. 1 proc. PKB. Mało, dużo? Nie tylko kwota stymulacji jest ważna – z perspektywy procesów inflacyjnych – a także jej odbiorcy. Są to gospodarstwa domowe charakteryzujące się wysoką skłonnością do konsumpcji (zdecydowanie więcej konsumują, niż oszczędzają), co w krótkim terminie oznacza wzrost presji inflacyjnej.

Stymulacja fiskalna rzędu 1 proc. PKB do gospodarstw domowych o wysokiej skłonności do konsumpcji w obliczu coraz mniej dezinflacyjnego otoczenia makroekonomicznego (wzrost płac realnych, ożywienie konsumpcji, wzrost kreacji pieniądza M1 i czynniki strukturalne jak napięty rynek pracy) jest ryzykiem dla odtworzenia się procesów proinflacyjnych i odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych. Do zwalczenia inflacji niezbędna jest spójna polityka gospodarcza. Powtarzają to ekonomiści na całym świecie, zwłaszcza pracownicy Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. Od początku debaty dotyczącej inflacji, potwtarzamy też i my.

Z tyłu głowy należy mieć także ekspansywne instrumenty w polityce fiskalnej podjęte w 2022 roku, które ograniczyły mechanizm oddziaływania stóp procentowych na inflację. Obniżono stawkę podatku PIT do 12 proc. i wprowadzono wspomniane wakacje kredytowe. To już zaskodziło walce NBP z inflacją.

Węgry – fiskalna przestroga

W życiu i w polityce najlepiej uczyć się na cudzych błędach. Przestrogą dla naszej polityki gospodarczej powinna być zła sytuacja makroekonomiczna i gospodarcza na Węgrzech, która jest bezpośrednio związana z nieodpowiedzialną polityką fiskalną w związku z wyborami parlamentarnymi, które odbyły się w poprzednim roku. Przedwyborczy stymulus fiskalny pod pieczą Viktora Orbana przeprowadzony w momencie koniunkturalnego przegrzania (wzrost PKB w I kw. 2022 ~ 7%) podwyższył presję inflacyjną pierwotnie wynikającą z szoków podażowych.

Rząd Węgier zamroził oprocentowanie rat kredytów hipotecznych, podwyższył pensje w budżetówce o ponad 90 proc., zwiększył płacę minimalną o 33 tys. forintów (412,50 zł), wypłacił 13. emeryturę w kwocie 80 tys. forintów dla każdego emeryta (1 tys. zł) i zwrócił cały podatek PIT dla rodziców w łącznej wysokości 600 mld forintów (ok. 2,5 mld zł). Ponadto wprowadzono ceny maksymalne na podstawowe artykuły żywnościowe oraz zamrożono ceny paliw.

Na Węgrzech obserwowaliśmy zatem systematyczne nakładanie się na siebie procesów proinflacyjnych – najpierw związanych z szokami podażowymi wynikających z pandemii i rosyjskiej agresji na Ukrainę (szok cen energii i żywności i załamania łańcuchów dostaw), a następnie zaś związanych z czynnikami wewnętrznymi (ekspansja fiskalna i deprecjacja forinta). W rezultacie, inflacja cen żywności w styczniu br. wyniosła blisko 50 proc., pomimo cen maksymalnych na towary żywnościowe. Natomiast ogólny wskaźnik inflacji od kilku miesięcy oscyluje w okolicach 25 proc. rocznie. Węgry notują także rekordowy deficyt budżetowy, a rentowności obligacji od dłuższego czasu są na najwyższym poziomie spośród krajów UE (gwoli ścisłości, jest to także skutek najwyższych stóp procentowych w regionie).

Węgry są przestrogą fiskalną. Bez spójnej polityki gospodarczej proces dezinflacji będzie obumierać, zamiast przyspieszać.

Zobacz także: Kryzys makroekonomiczny może pogrążyć autorytaryzm Erdogana!

Czy grozi nam scenariusz Węgier?

Scenariusz 1:1 rodem z państwa Madziarów nam nie zagraża. Pamiętajmy, że na Węgrzech wprowadzono nie tylko środki stymulacyjne, ale także regulacyjne, które zwiększyły presję inflacyjną. Zamrożono ceny paliw, a gdy doszło w wyniku tego do niedoborów tego towaru, zdecydowano o zniesieniu górnego pułapu cenowego, co podbiło ceny na stacjach paliw o 20 proc. Natomiast wprowadzenie cen maksymalnych na podstawowe artykuły żywnościowe spowodowało, że producenci i detaliści odbijali sobie wynikającą z tego stratę, na innych towarach niepodlegających regulacjom państwa. U nas na szczęście, na takie instrumenty się nie zdecydowano. Ponadto cykl wyborczy w Polsce jest nieco bardziej przychylny niż na Węgrzech. U nas wybory zbiegają się ze spadającą presją inflacyjną na świecie, podczas gdy na Węgrzech zbiegły się z wystąpieniem szoków podażowych.

Grozi nam jednak scenariusz – nazwijmy to – quasi-węgierski, w którym inflacja utrzyma się na podwyższonym poziomie (w okolicach 5-6 proc.) przez dłuższy okres w wyniku braku współpracy pomiędzy polityką fiskalną i polityką monetarną.

Jak zaplanować politykę fiskalną, aby wspierała bank centralny?

W ocenie kursu polityki fiskalnej nie do końca należy kierować się poziom salda budżetowego (szczególnie teraz). Wynika to z faktu, iż przeważająca część deficytu budżetowego w Polsce wynika ze wzrostu wydatków na obronność, których impuls inflacyjny jest co do zasady znikomy. Zwłaszcza, że wydatki zbrojeniowe będą w dużym stopniu stanowić import na naszym rachunku obrotów bieżących (pieniądz będzie odpływał z kraju).

Należy więc skupić się na dodatkowych wydatkach/regulacjach które wzmacniają potencjał konsumpcyjny gospodarstw domowych. Za takie można uznać waloryzację świadczenia 500+, wzrost płacy minimalnej i wakacje kredytowe. Zastanówmy się, jak można zaprojektować instrumenty fiskalne, aby ograniczyć proinflacyjny impuls fiskalny, który w zasadzie udaremnia trudy RPP w walce z inflacją.

Można zaproponować stopniową waloryzację świadczenie 500+. Nie ulega wątpliwości, że program „Rodzina 500+” jest skutecznym programem, jeżeli chodzi o zwalczanie ubóstwa i poprawę dobrobytu gospodarstw domowych. Nie ulega też wątpliwości, że powinna nastąpić jego waloryzacją. Niemniej, wszelakie zmiany w tym zakresie powinny być podyktowanie otoczeniem makroekonomicznym, szczególnie poziomem inflacji. Dlatego też waloryzacja powina być stopniowa: np. do 650 zł w 2024 r. i 800 zł w 2025 r. Obniżyłoby to transfer do gospodarstw domowych o ok. 12 mld zł w 2024 r., tj. o połowę w stosunku do obecnej propozycji partii rządzącej.

Wakacje kredytowe nie powinny zostać przedłużone. Po pierwsze, obdarowane są nimi stosunkowo zamożne gospodarstwa domowe niezmagające się z brakiem płynności, tj. niemożnością regulowania zobowiązań odsetkowych i kapitałowych w terminie. Natomiast gospodarstwa domowe mające realne problemy z obsługą zadłużenia podlegają ochronie w ramach Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Zakończenie wakacji kredytowych zmniejszyłoby bodziec fiskalny o 13 mld zł, co znacznie poprawiłoby kurs policy mix.

Podsumowanie

Gdy cykl wyborczy zbiega się z wysoką inflacją, wówczas politycy znajdują się na kursie kolizyjnym z bankiem centralnym. Jeżeli bank centralny jest wiarygodny, to każdy impuls proinflacyjny po stronie polityki fiskalnej prędzej czy później będzie musiał stłumić przez dodatkową podwyżkę stóp procentowych. Jeżeli obecny rząd zrealizuje zapowiadane obietnice przedwyborcze, to w coraz mniej dezinflacyjnym otoczeniu makroekonomicznym, jaki będzie w 2024 roku, ryzyko scenariusza wyższej inflacji przez dłuższy okres znacznie wzrośnie. To oznacza, że cykl podwyżek stóp procentowych rozpocznie się na nowo, a w średnim okresie pogorszenie koniunktury krajowej będzie głębsze. W Ministerstwie Finansów zapowiadają się zagorzałe dyskusje między rządem, a ekonomistami. Nam pozostaje czekać na rozwój wydarzeń.

RPP nie powinna obniżać stóp jesienią! Byłby to katastrofalny błąd! [ANALIZA]

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Gabriel Chrostowski

Analityk makroekonomiczny, w wolnych chwilach uprawiający piłkę nożną oraz biegi krótko- i długodystansowe

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker