FinansePolska

Chcemy stabilnego długu? To przygotujmy się na zagłodzenie gospodarki!

Na koniec 2023 roku dług publiczny w Polsce wyniósł 49,6% PKB. Wyobraźmy sobie, że mamy konserwatywny rząd, który za wszelką cenę chciałby utrzymać zadłużenie w ryzach w kolejnych latach. Taki scenariusz wymagałby ogromnego trudu fiskalnego. Saldo pierwotne, czyli saldo budżetowe z wyłączeniem kosztów obsługi długu musiałoby w najbliższych latach wzrosnąć z obecnych -3,5% PKB do około -0,5% PKB. W praktyce oznacza to spowolnienie gospodarcze, ponieważ z gospodarki usunęlibyśmy 3% PKB realnych zasobów, które stymulują wzrost. 

Tak jak dobrzy ekonomiści zmieniają swoje poglądy w zależności od tego, co przynosi praktyka ekonomiczna, tak dobrzy politycy także powinni korygować poglądy, gdy rzeczywistość gospodarcza gwałtownie zmienia się na naszych oczach. Można zakładać, że poprzez swoistą przemianę myślenia o gospodarce przechodzi właśnie obecna koalicja na czele z premierem Donaldem Tuskiem, u którego boku stoi minister Andrzej Domański, czyli osoba odpowiedzialna za finanse naszego państwa. Jeszcze dekadę temu nie posądzilibyśmy tych panów o skłonność do utrzymywania deficytu fiskalnego na pułapach grubo powyżej 3% PKB.

Na potrzeby tego artykułu (który mam nadzieję jest użyteczną analizą ekonomiczną „co by było gdyby”) uznajmy, że rząd Donalda Tuska staje się bardzo konserwatywny ekonomicznie i planuje utrzymać dług publiczny w ryzach. Z różnych powodów, chociażby dlatego, że generalnie rosnący dług wiąże się z negatywnymi konotacjami w społeczeństwie (szczególnie wśród relatywnie zamożnych), wskutek czego rząd mógłby stracić jakąś część elektoratu. 

Na koniec ubiegłego roku dług publiczny wyniósł 49,6% PKB. Aby w kolejnych latach poziom zadłużenia utrzymał się na niezmiennym pułapie, saldo pierwotne musiałoby gwałtownie wzrosnąć z -3,5% PKB w 2023 roku do -0,5% PKB w 2024 roku, -0,6% PKB w 2025 roku oraz -1,04% PKB w latach 2026-2027. Innymi słowy, w ciągu roku rząd powinien dokonać zacieśnienia fiskalnego rzędu ok. 3% PKB, aby wskaźnik zadłużenia został podtrzymany poniżej 50%. Wiele razy już pisaliśmy, iż w literaturze naukowej panuje konsensus, że tak głębokie zacieśnienie fiskalne prowadzi do spowolnienia wzrostu gospodarczego, co ostatecznie oznacza efekty odwrotne od zamierzonych, gdyż relacja „r-g” (relacja pomiędzy realną stopą procentowa a stopą wzrostu) pogarsza się: dług publiczny de facto zaczyna rosnąć, a nie maleć lub stać w miejscu.

Zobacz też: Tesla wprowadzi robotaksówki! Czy czeka nas rewolucja w transporcie?

Pytanie jest następujące: dlaczego stabilizacja długu wymaga dodatniego salda pierwotnego? Przyczyna jest trywialna. A mianowicie, w mgnieniu oka przenieśliśmy się z otoczenia rekordowo niskich stóp procentowych do rekordowo wysokich stóp procentowych, co implikuje, że zdecydowanie trudniej jest utrzymywać dług publiczny na niskim poziomie, zwłaszcza jeżeli chce się przy tym finansować obietnice wyborcze i szereg fundamentalnych dla polskiego rozwoju gospodarczego inwestycji. Musimy zaakceptować któryś ze scenariuszy – albo finansujemy inwestycje w transformację energetyczną i cyfrową, ochronę zdrowia, edukację, projekty infrastrukturalne itd. i liczymy się ze wzrostem zadłużenia, albo utrzymujemy dług w ryzach, co wiąże się ze słabszym wzrostem teraz, ale też w przyszłości.

Warto przy tym podkreślić, że nie będziemy w stanie zrealizować wszystkich kluczowych inwestycji z utrzymywania bardzo głębokiego deficytu fiskalnego przez wiele lat. Z kilku powodów:

Po pierwsze, jesteśmy zobowiązani do przestrzegania reguł fiskalnych, które w nowym wydaniu wciąż wymagają podtrzymywania deficytu fiskalnego na maksymalnym poziomie 3% PKB. W innym wypadku, mogą nas czekać sankcje finansowe, czyli w praktyce każdy dodatkowy 1 PLN wydatków budżetowych musiałby zostać konsultowany z Komisją Europejską. W takich warunkach byłoby niezmiernie trudno finansować jakiekolwiek projekty.

Po drugie, potrzeby pożyczkowe będą najpewniej w większym stopniu, niż w ostatniej dekadzie zaspokajane przez inwestorów zagranicznych. Chociaż deficyt w budżecie „sam w sobie” nie jest czymś złym, to niestety wciąż jest bacznie obserwowany przez rynek, który może w ułamku sekund zmienić nastawienie co do oceny sytuacji fiskalnej danego kraju i w efekcie żądać wyższej stopy za ryzyko. Wówczas prawdopodobieństwo, że wejdziemy w tzw. błędną spiralę zadłużenia wzrośnie. Rząd w obawie przed dalszym wzrostem stóp procentowych spowodowanym pogorszeniem sentymentu inwestorów, może dokonać zacieśnienia fiskalnego, co osłabi aktywność gospodarczą, pogłębi deficyt budżetowy i jeszcze bardziej odstraszy inwestorów. Lepiej nie podjudzać takiego zbiegu niefortunnych zdarzeń.

Zobacz też: Finanse publiczne nadal są zdrowe. Ale niedługo może się to zmienić

Istnieje jeszcze jeden czynnik implikujący, że deficyt budżetowy nie powinien być na dłuższą metę utrzymywany w okolicach 4-5% PKB: alternatywna ścieżka, która pozwala cieszyć się niższym, bardziej stabilnym deficytem oraz zdolnością do sfinansowania wydatków inwestycyjnych ze środków publicznych. Ta ścieżka wiedzie przez wzrost podatków dla najbogatszych do czego nawołuje m.in. ekonomista Michał Możdzeń z Polskiej Sieci Ekonomii (np. na swoim koncie na platformie X). Także nasz zespół Obserwatora Gospodarczego nawoływał do takiej reformy w październiku 2023 roku w tekście pt. Albo nowy rząd sprosta wyzwaniom, albo złoty wiek runie:

[…] należy zwiększyć opodatkowanie na samej górze rozkładu dochodów, czyli dla miliarderów i korporacji. Efektywna stawka podatkowa dla dużych korporacji niefinansowych należy w Polsce do niskich (15,9%) na tle innych krajów UE. Jednocześnie, nieproporcjonalnie bardziej opodatkowane są dochody z pracy, które dotyczą osób z niższej drabiny rozkładu dochodów.

Taki manewr jest niestety dość trudny politycznie, zwłaszcza, że elektorat wyborczy obecnego rządu jest w zdecydowanie większym stopniu skoncentrowany wśród zamożnych w porównaniu do elektoratu poprzedniego rządu.

Spadek inflacji jest zdumiewający. Kto miał rację, kto się mylił?

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Gabriel Chrostowski

Analityk makroekonomiczny, w wolnych chwilach uprawiający piłkę nożną oraz biegi krótko- i długodystansowe

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker