Gospodarka

Dług publiczny w Polsce nie utrudni funkcjonowania naszej gospodarki.

Od jakiegoś czasu zastanawiam się, skąd biorą się tak duże obawy wobec państwowego długu. Postanowiłem sięgnąć po książkę, która może odpowiedzieć na pytanie, co jest złego w długu publicznym. Padło na Toksyczny dług XXI wieku autorstwa Rafała Adamusa. Wydała mi się ona najrozsądniejszą lekturą o tej tematyce. Książka jest naprawdę dobrze napisana, jednak argumenty dotyczące szkodliwości długu państwa są co najmniej wątpliwe. W tym artykule chciałbym je przeanalizować oraz wykazać, że dług publiczny w Polsce raczej nigdy nie utrudni funkcjonowania naszej gospodarki.

Jeszcze zanim przejdę do polemiki, chciałbym wytłumaczyć, dlaczego akurat pod lupę biorę dług publiczny, a nie prywatny. Powód jest prosty, to ten pierwszy wzbudza szczególne zainteresowanie i kontrowersje. Jeśli przejrzymy portale ekonomiczne, nie znajdziemy tam wiele tekstów o tym, jak ogromnym problemem, którym trzeba się zająć, jest dług osób fizycznych i prawnych. Do tego według wielu publicystów, w tym autora książki, to właśnie dług publiczny jest największym problemem. Jak pisze Rafał Adamus:

„Toksyczny dług to nie tylko dług publiczny państwa, choć ten jest niewątpliwie najpoważniejszym problemem, jaki rządzącym przyjdzie próbować rozwiązywać”.

Próba określenia długu publicznego

Pierwszy problem z toksycznym długiem napotykamy już przy określeniu, kiedy właściwie mamy z nim do czynienia. Autor dobrze zdaje sobie z tego sprawę. W rozdziale dziesiątym mówi wprost, że toksyczny dług nie jest pojęciem naukowym, a wyłącznie publicystycznym. Mimo tego zastrzeżenia autor podejmuje się zdefiniowania tego terminu jako długu tak dużego, że przez niego zawodzi mechanizm należytego funkcjonowania danego podmiotu. Państwa z toksycznym długiem inaczej określa się jako niewypłacalne. Problem z takimi definicjami jest taki, że nie dają nam możliwości przewidywania. O długu można powiedzieć, że jest toksycznym jedynie ex post. Rodzi to spory problem, bo jak można układać politykę gospodarczą i pisać zalecenia odnośnie do długu publicznego, kiedy w sumie nie wiadomo, od jakiego poziomu dług staje się problemem.

Zobacz także: Bieżąca sytuacja fiskalna jest zaskakująco dobra

Adamus ten problem również próbuje obejść, ale nie wychodzi mu to najlepiej. Twierdzi, że dług publiczny staje się toksycznym w momencie przekroczenia 60% PKB. Liczbę tę wziął ze wskazań Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego. Jednak wytyczna jest tylko wytyczną. Jest to jedynie rada, niepoparta żadnymi twardymi danymi. Gdyby instytucje te zmieniły wskaźnik długu, którego nie można przekroczyć, na 120% PKB, czy wówczas od tego momentu dług stawałby się problemem? Ważne są badania naukowe, tylko one mogą wskazać, od kiedy dług staje się kłopotliwy.

(Nie)sławne badanie

Tutaj pojawia się dla autora książki problem. Nie ma badań wskazujących na to, że dług przy jakimkolwiek poziomie zadłużenia wpływa negatywnie na wzrost gospodarczy w krajach rozwiniętych. Przepraszam, istnieje jedno badanie, na które autor lektury się powołuje. Carmen Reinhart i Kenneth Rogoff postawili tezę, że dług powyżej 90% PKB zaczyna spowalniać wzrost gospodarczy, co więcej przeprowadzili wyliczenia, które na to wskazują. Ich badanie w momencie publikacji było bardzo popularne. Powiem więcej, ta analiza wpłynęła na rządy wielu państw, które zaczęły obcinać wydatki, aby zmniejszyć dług publiczny. Co ciekawe, żadne inne badanie nie wykazało granicy zadłużenia. Jak to jest możliwe? Otóż inni autorzy zajmujący się badaniem długu publicznego potrafią dobrze używać Excela. Michael Ash, Robert Pollin i Thomas Herndon przeanalizowali badania Reinhart i Rogoffa i wyszło im, że wynik badania powstał przez błąd obliczeniowy w arkuszu kalkulacyjnym. Co ciekawsze, po poprawie tych obliczeń wynik badań wskazuje, że po przekroczeniu przez państwo rozwinięte progu zadłużenia w wysokości 90% PKB nie dochodzi do spowolnienia wzrostu PKB o 0,1%, a do jego przyspieszenia o 2,2%.

Nieprawdziwe oczywistości i dług publiczny

Dobrze, może nie istnieje dobra definicja toksycznego długu, ale oczywiste jest, że dług nie może rosnąć w nieskończoność. Tylko właściwie, dlaczego nie? Rafał Adamus pisze o czterech obowiązujących, oczywistych zależnościach, które powodują problematyczności narastającego długu. Te związki to kolejno: im wyższy dług nominalny, tym wyższe koszty jego obsługi; im mniejsza wiarygodność kredytowa państwa, tym wyższy koszt kredytu; im więcej państwo wydaje na koszty obsługi długu, tym mniej zostaje na obywateli; oraz jest możliwe spłacanie starego długu nowym długiem. Warto dodać, że ostatnia z nich nie jest nawet zależnością, jak pisze autor, ale po prostu możliwością. Tak jak zależnością nie jest to, że w sklepie mogę kupić żelki.

Pierwsza zależność nie jest obecnie taka oczywista. Ciekawym przypadkiem sytuacji, przeczącej tej zależności jest to, co obecnie dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Przez pandemię Covid-19 i politykę Donalda Trumpa poziom zadłużenia publicznego jest tam rekordowo wysoki. Osiągnął w 2020 roku aż 107,6% PKB. Jednak w USA nie dochodzi do wzrostu kosztów obsługi długu. Co więcej, pomimo wzrostu zadłużenia o 4 biliony dolarów w zeszłym roku, czyli o 25%, spłaty odsetek od tego długu spadły o 8%. Sytuacja jest naprawdę skomplikowana i obecnie ekonomiści z całego świata zastanawiają się, jak do tego doszło, że mimo zwiększenia długu, państwo za jego obsługę nie płaci więcej. Oznacza to, że wzrost długu nie musi się przyczynić do zwiększenia jego kosztu, a następnie do przymusu ograniczenia wydatków państwa.

Do tego wszystkiego autor pomija potencjalny pozytywny wpływ zadłużenia państwa na rozwój gospodarczy. W swojej książce pisze o tym, że zadłużenie państwa może pomóc jedynie w wypadku spadku koniunktury, co nie jest prawdą. Mariana Mazzucato w swojej książce Przedsiębiorcze państwo wskazuje na to, że koncentracja na samym długu jest drogą donikąd. Podaje ona przykład Włoch, które zdecydowanie ograniczyły swoje wydatki inwestycyjne, aby zmniejszyć zadłużenie państwa. Skutek tego działania był taki, że dług w stosunku do PKB Włoch rośnie w szybkim tempie. USA w przeszłości inwestowało ogromne pieniądze w badania, które doprowadziły do powstania takich technologii jak Internet, samochody elektryczne, półprzewodniki i wiele innych. Państwo niczym prywatna firma może być przedsiębiorcze i tak jak prywatna firma może zaciągać długi w celu inwestycji, które przyśpieszą wzrost gospodarki. Czy uznalibyśmy za racjonalny system, w którym właściciel firmy nie może dostać kredytu na dochodową inwestycję, bo przez to zwiększyłoby się jego zadłużenie?

Zobacz także: Polska z długiem publicznym poniżej 60% PKB. Grecja przekroczyła 200% PKB

Jednak najlepsze zostawiłem na sam koniec. Nawet przy założeniu, że istnieje granica długu publicznego, która powoduje osłabienie wzrostu oraz że 3 procesy opisane wcześniej przez autora mają faktycznie miejsce, to nawet wtedy dług publiczny nie jest problemem. Polska jest krajem z suwerenną walutą i to jest ogromny atut, dzięki któremu nie musimy się obawiać wzrostu długu publicznego. Najzwyczajniej na świecie możemy zmienić prawo tak, aby NBP mógł skupować obligacje rządowe o niskim lub żadnym oprocentowaniu. Za każdym razem, gdyby trzeba było spłacać kredyt, państwo zaciągałoby kolejny dług w NBP i w taki sposób w nieskończoność rolowałoby swój dług. Jednak czy coś takiego nie doprowadziłoby do hiperinflacji?

Dług publiczny nie powoduje hiperinflacji

Właśnie ta mityczna hiperinflacja jest powodem, dla którego według autora książki nie powinniśmy robić takich rzeczy. Rafał Adamus pisze o tym, jak załamanie się finansów przez zbyt duży dług doprowadza do tego, że państwo chce likwidować deficyty budżetowego z pomocą dodruku pustego pieniądza. Takie myślenie jest zupełnie błędne, w obecnej gospodarce cały czas mamy do czynienia z tzw. kreacją pustego pieniądza. Tylko nie dokonuje go NBP, tylko banki prywatne. Studia Banku Anglii, poświęcone kwestii działania nowoczesnego systemu bankowego, nie pozostawiają wątpliwości odnośnie do tego, że to banki są głównym kreatorem pieniędzy w obecnej gospodarce. To one podczas udzielania kredytu doprowadzają do powstania pieniędzy z niczego. Mimo tego, że proceder ten dzieje się cały czas, nie mamy obecnie do czynienia ani z rozpadem państwa, ani z hiperinflacją. Skoro rynek prywatny kreuje pieniądze, to dlaczego w takim razie państwo w rozsądnych granicach nie mogłoby tego robić?

Do tego większość przypadków powstania hiperinflacji ma zdecydowanie bardziej skomplikowany rodowód, niż to się powszechnie przedstawia. Przeanalizujmy choćby to, co się stało w Republice Weimarskiej. Według popularnej historii tamtejszy rząd zaczął jak szalony drukować pieniądze, które nie miały pokrycia w złocie. Następnie ceny zaczęły rosnąć błyskawicznie. Jak zauważa Randall Wray to, co stało się w Niemczech w dwudziestoleciu międzywojennym, jest zdecydowanie bardziej złożone. Mocarstwa, które wygrały pierwszą wojnę światową, nakazały Niemcom zapłacić sobie w złocie ogromne kwoty za poniesione przez nie szkody. W kraju zdecydowanie brakowało złota na spłacenie długu. Jedynym sposobem na jego uzyskanie był eksport. Zdolności produkcyjne kraju nie były wystarczające, aby zaspokoić popyt krajowy, a co dopiero zagraniczny. Rząd był zdesperowany oraz przekonany, że z powodów politycznych nie można nałożyć nowych podatków, aby znaleźć środki na eksport. W związku z tym Republika Weimarska postawiła na wydatki. Rząd masowo skupował towary na eksport w gospodarce, która nie była w stanie zaspokoić potrzeb społecznych. To doprowadziło do wzrostu cen.

Kolejnym czynnikiem utrudniającym spłacanie długów było to, że niemieccy producenci masowo importowali dobra inwestycyjne, bo w Niemczech ich po prostu nie było. Powodowało to ciągłą deprecjację waluty krajowej. Proces ten przyczynił się do tego, że coraz więcej obywateli Republiki Weimarskiej ograniczyło dobra importowane i kupowało dobra krajowe, których było bardzo mało. W innych krajach znanych z hiperinflacji, takich jak Węgry czy Zimbabwe, również hiperinflacja nie zaczynała się od państwowego dodruku pieniądza. W każdym z tych krajów występowały specyficzne problemy gospodarcze i społeczne, które doprowadzały do hiperinflacji.

Niektóre państwa drukują pieniądz i mają się dobrze

Obecnie jest wiele krajów, które z pomocą własnego banku centralnego finansują swoje wydatki, dokonując tzw. dodruku pieniądza. Należą do nich na przykład Kanada albo Japonia. Jak pisze o tym Andrzej Sopoćko w swojej książce Mit Pieniądza:

„Szczególnie ta druga [Japonia] mocno używa tego instrumentu [kreacji pieniądza przez bank centralny]. Pod koniec 2013 roku papiery skarbowe osiągnęły poziom 80% aktywów Bank of Japan. Ponieważ polityka ta wydaje się być intensyfikowana, to jak za króla Lidii Krezusa »mennica« staje się głównym źródłem zasilania budżetu państwa”.

Mimo masowego dodruku pieniądza Japonia w ostatnich latach doświadcza deflacji albo praktycznie zerowej inflacji.

Do tego jeszcze w ramach ciekawostki powiem, że w latach 1991-1997, Narodowy Bank Polski kreował na potrzeby rządu około 3% PKB w skali roku. Dokładnie tak, w Polsce dochodziło do bezwstydnego dodruku pieniądza na potrzeby państwa, a inflacja w tym czasie cały czas malała. Dlaczego jednak obecnie, zamiast drukować trochę pieniędzy, Polska zapożycza się w bankach. Powód jest polityczny, bo zmiana obecnego stanu rzeczy wymaga naruszenia interesów bardzo wpływowej grupy. W 2019 roku zysk polskich banków z dłużnych papierów skarbowych wynosił 6 miliardów złotych (obliczenia Jacek Chołoniewski). Ta kwota stanowi aż 40% rocznych zysków polskich banków. Z naszych kieszeni dochodzi do ogromnych transferów na rzecz banków. Z obligacji solidnego kredytodawcy, o którego nie trzeba się ubiegać, jakim niewątpliwe jest Polska, banki wyciągają naprawdę spore pieniądze.

Jak widać, nie ma żadnych solidnych argumentów za tym, by Polska zaczęła naprędce zmniejszać swój dług publiczny. Co więcej, nasz kraj może je dalej zwiększać z korzyścią dla całego społeczeństwa. Chciałbym jednak zaznaczyć, że chociaż korzystanie z długu może być dobre, nie oznacza to, że trzeba go gwałtownie zwiększać. Zbyt duże wydatki państwa finansowane z pomocą długu, podczas gdy wykorzystane są pełne moce gospodarki, mogą przynieść spore społeczne straty. To, że jabłka są zdrowe, nie oznacza, że powinniśmy jeść je codziennie kilogramami.

Zobacz także: Konstytucyjny limit długu, czyli próg, o który wybijemy sobie zęby

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Adam Suraj

Ekonomista zarażony miłością do tej nauki przez Ha-Joon Chang. To on pokazał, że ekonomia to nie są nudne obliczenia, a nauka o życiu społecznym.

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker