GospodarkaPolska

Polski rynek pracy jak czarna dziura. Wchłonie każdego

Polski rynek pracy ma ciekawą specyfiką, ale typową dla gospodarek na dorobku. Zatrudnienie pracowników wyżej i niżej wykwalifikowanych rośnie w niemal identycznym tempie. Nasza gospodarka wchłania i premiuje każdego: od pracownika wykonującego proste prace, po pracownika rozwiązującego złożone problemy. 

Na rynkach pracy w krajach rozwiniętych postęp w dziedzinie robotyzacji i sztucznej inteligencji premiuje pracowników o wysokich kwalifikacjach przodujących w umiejętnościach związanych z technologiami: szybko rośnie zatrudnienie tzw. białych kołnierzyków, czyli pracowników, gdzie wymagane są wysokie kwalifikacje, a praca ma charakter w dużej mierze nierutynowy i poznawczy, np. prawnicy, specjaliści IT, analitycy danych, ekonomiści itd. Doprowadziło do „wydrążenia klasy średniej” na rynku pracy, czyli z jednej strony dynamicznego wzrostu zatrudnienia i płac w zawodach, gdzie pracownicy mają wysokie wykształcenie i bardzo dobre kwalifikacje, a z drugiej strony stagnacji zatrudnienia i płac na stanowiskach, gdzie codzienne czynności nie wymagają bardzo dobrego wykształcenia i wyjątkowych umiejętności. Czy podobnie jest w Polsce? I tak, i nie.

Tak, ponieważ od początku 2007 roku zatrudnienie najszybciej rośnie „w informacji i komunikacji”, gdzie dominują przede wszystkim specjaliści IT, czyli programiści (np. data scientist). Zatrudnienie w tej branży zwiększyło się ponad dwukrotnie, a popyt na ten rodzaj siły roboczej jest wciąż ogromny. Nie, ponieważ zatrudnienie w innych działach, gdzie zazwyczaj wymagane jest wyższe wykształcenie (np. w działalności finansowej i ubezpieczeniowej), nie rośnie już tak szybko, a można nawet stwierdzić, że nie rośnie prawie w ogóle. Wyższym popytem na pracę cieszą się choćby pracownicy związani z gospodarką magazynową i transportem, co pokazuje, że Polska jest ważnym ośrodkiem w globalnych łańcuchach dostaw.

Zobacz też: Finanse publiczne nadal są zdrowe. Ale niedługo może się to zmienić

Generalnie, tempo zmian zatrudnienia pracowników, gdzie stanowisko pracy ma charakter manualny, nierutynowy jest takie same, jak „białych kołnierzyków”, czyli w tych miejscach pracy, gdzie istotną rolę odgrywają zdolności poznawcze, a zadania są nierutynowe i często polegają na rozwiązywaniu złożonych problemów. Innymi słowy, na polskim rynku pracy popyt jest równie wysoki na pracowników o niskich i średnich kwalifikacjach, jak i na tych o wysokich kwalifikacjach. Dlaczego?

Po pierwsze, jesteśmy wciąż gospodarką na dorobku, gdzie z jednej strony znaczenie usług biznesowych jest relatywnie niewielkie na tle krajów wysoko rozwiniętych, a z drugiej strony znaczenie przemysłu jest duże. Model gospodarczy Polski wciąż bazuje na taniej produkcji towarów pośrednich i finalnych, a następnie eksporcie ich do krajów UE. Dlatego popyt na pracowników przy linii produkcyjnej czy na magazynie jest wysoki.

Po drugie, nie jesteśmy krajem zaawansowanym technologicznie. Stany Zjednoczone, które są globalnym liderem technologicznym na potęgę zatrudniały w ostatnich dekadach specjalistów z różnych dziedzin w miarę jak następowały kolejne fale technologiczne: od komputeryzacji, po robotyzację i rozwój AI. Pojawił się popyt na takich pracowników, a następnie podaż się dostosowała poprzez różnego rodzaju szkolenia, kursy, zmiany w systemie edukacji itd. Nasza gospodarka nie jest tak zaawansowana, toteż nie zgłasza aż takiego popytu na bardzo wyspecjalizowaną siłę roboczą. Ostatecznie, to zdolność do przyswajania nowych technologii determinuje produktywność pracowników wyżej wykwalifikowanych i w efekcie popyt na nich.

Brak różnic w tempie zatrudnienia pomiędzy pracownikami wyżej i niżej wykwalifikowanymi to zjawisko pozytywne, czy negatywne? To zależy.

Pozytywne, bo polski rynek pracy wchłania w zasadzie wszystkie rodzaje pracowników: od tych wykonujących prace proste, do tych wykonujących prace złożone, co oznacza, że niezależnie od kwalifikacji, życiowego szczęścia, miejsca urodzenia itd. raczej nie ma problemu ze znalezieniem pracy, można cieszyć się dość wysokim popytem, a co za tym idzie, raczej szybko rosnącymi płacami (dane GUS pokazują, że we wszystkich branżach płace od 2007 roku rosną w bardzo podobnym tempie). To pozwala utrzymywać nierówności płacowe w ryzach i podnosić standard życia każdego pracownika.

Zobacz też: Miliony na polski transport intermodalny! KE zatwierdziła finansowanie

Negatywne, bo pracownicy wysoko wykwalifikowani są zazwyczaj bardziej produktywni, co pozwala gospodarce osiągać wyższe stopy wzrostu gospodarczego i generalnie szybciej nadganiać bogate kraje. Im szybciej, staniemy się gospodarką opartą na szeroko pojętych usługach biznesowych, tym szybciej dołączymy do grona krajów najwyżej rozwiniętych. Wymaga to spełnienia kilku warunków: poprawy technologicznej kraju, wygenerowania szerokiej podaży wyspecjalizowanych pracowników, a w następnym etapie relatywnie płynnej realokacji siły roboczej pomiędzy sektorami. Pytanie, czy nie doprowadzi to do gwałtownego wzrostu nierówności? Nie wszyscy bowiem będą w stanie zdobyć wysoce pożądane kwalifikacje. Dlatego ważna jest polityka gospodarcza, której celem powinno być zapobieganie zbyt szybkiemu wzrostowi nierówności dochodowych wskutek postępu technologicznego i związanych z tym zmian na rynku pracy.

Dobrze byłoby spojrzeć na zmiany w zatrudnieniu na poziomie branż na przestrzeni ostatnich kilku dekad, a nie tylko kilkunastu lat. Niestety, brakuje danych dla okresu sprzed 2007 roku.

Europa potrzebuje zmiany polityki gospodarczej. Inaczej zostanie wasalem mocarstw

Wszelkie prawa do treści zastrzeżone.

Gabriel Chrostowski

Analityk makroekonomiczny, w wolnych chwilach uprawiający piłkę nożną oraz biegi krótko- i długodystansowe

Polecane artykuły

Back to top button

Adblock Detected

Please consider supporting us by disabling your ad blocker